Prawda czy fałsz? 42/2014 (173)

    Prawdy bywają różne, ale ich różność polega tylko na stopniu domieszki fałszu. „Prawda” jako organ KC KPZR była czystym zakłamaniem. Obecnie obserwujemy wyraźny nawrót do radzieckich wzorców. Uzasadnione podejrzenia budzą niekiedy  przymiotniki podpierające prawdę. Bo co znaczy „Polska prawda”? Czym różni się od tej zwyczajnej?

     Wszystko, co ludzkość osiągnęła, zawdzięcza poszukiwaniom prawdy. Dążenie do niej zdawało się czymś naturalnym, aż do momentu przejęcia władzy przez gangsterów. Każdy prawy człowiek z natury rzeczy powołany jest do odkrywania prawdy, podobnie jak przestępca – do jej ukrywania.

    W świetle tego, zastanówmy się kto obecnie sprawuje władzę w Polsce. Komisja Laska ewidentnie została powołana dla ukrycia prawdy o katastrofie, czy raczej należało by powiedzieć zamachu Smoleńskim. Trudno też nie zauważyć, że instytucje rzekomo ścigające przestępców, faktycznie stoją na straży, żeby im włos z głowy nie spadł. Resorty gospodarcze najwyraźniej dbają o interesy niepolskie, co widać na każdym kroku (np. rosyjski gaz za horrendalne pieniądze dla nas). Zdawać by się mogło, że najtrudniej będzie z nauką, która jest niejako powołana do dociekania prawdy. Ale przy odpowiedniej dawce bełkotu można „udowodnić” wszystko. Nauka, poczynając od żłobka, a kończąc na uniwersytecie ma za zadanie tak ogłupić, żeby wychować rzeszę niewolników uległych i wierzących w każdą brednię obwieszczaną przez „ekspertów-celebrytów”.

           

Na dywaniku

 

 

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

 Na dywaniku              

 

Występują: Instruktor, Wronisław i Koparka.

 

Instruktor – No, to co macie mi do powiedzenia?

Wronisław – Wszystko przebiega baz zakłóceń. Słupki sondażowe znowu zwyżkowały.

Instruktor – Ty mi kochanieńki, kitu nie wciskaj. Od ustalania wysokości sondaży, to jestem ja. A co z tym listem od „niektórych rodzin smoleńskich”? Znowu dałeś plamę.

Wronisław – Zrobiliśmy wszystko zgodnie z wytycznymi. Nie moja wina, że nie wszyscy znają  się na komputerach.

Instruktor – To po jaką cholerę zatrudniasz tylu durni?

Koparka – O, przepraszam. Teraz to ja muszę się ująć za kolegą. Wszyscy w pałacu rekrutują się z byłego WSI.

Instruktor – A ty, Koparka lepiej siedź cicho, jak nie umiesz nawet utrzymać równowagi na czerwonym dywanie. I komu ty się tam w tym tłumie kłaniałaś? Nawet mnie tam nie było.

Wronisław – Każdy może się pomylić.

Instruktor – Oj! Ty to wiesz najlepiej. Twoją kindersztubę już Angela poznała wcześniej, kiedy jako pierwszy rozsiadłeś się w fotelu.

Koparka – Kto to jeszcze pamięta? W sumie to był jednak udany tydzień. Nikt już o przekopywanie na metr ziemi w Smoleńsku nie pyta.

Instruktor – Niech by spróbował!

 

KURTYNA

Wybory samorządowe

 

    Od ładnych paru lat wpajano nam, że dzielimy się na tych oświeconych, co to niczego się nie boją, i tych zaściankowych zalęknionych postępem. A tu nagle okazało się, że aż połowa z nas przestała bać się PiS-u! Jak to przestała!? To ci, postępowi z dużych miast w ogóle czegoś się bali? No, niech tam, ale skąd ta zmiana? Dlaczego strach przestał działać?

     Czyżby ludzie zaczęli wreszcie dostrzegać jakiej zostali poddani manipulacji? A może to tylko „elity” zostały zagrożone utratą koryta i nerwowo szukają drogi ewakuacji?

     Tak czy inaczej, już 16 listopada czekają nas wybory samorządowe. Głosować czy nie? Wzorem zaleceń Donalda Tuska przed referendum w sprawie odwołania Gronkiewicz-Walc, ja bym wręcz zwolniła z tego obowiązku wszystkich zadowolonych z rządów Platformy. Niech do urn idą sobie tylko ci, którzy chcą coś zmieniać, naprawiać, zamiast odpoczywać. W Związku Radzieckim nie zamieniano mieszkań, bo już sama deklaracja, że pragnie się mieszkać inaczej niż Partia przydzieliła, było wyrazem nieposłuszeństwa, a to groziło poważnymi konsekwencjami. Teraz żadne konsekwencje nie grożą, po co się więc fatygować. Zostańcie w domach miłośnicy Platformy Obywatelskiej!

     Dołączą do was też ci wszyscy, którzy raczą zagłosować dopiero wtedy, gdy już  wszystko będzie po ich myśli, czyli nigdy. Nie oddadzą też swojego głosu osoby „praktyczne”, żeby nie przyłożyć przypadkiem ręki do bogacenia się kogokolwiek.

Kultura rolna 40/2014 (171)

Określenie „kultura rolna” ogrodniczce powinno kojarzyć się jednoznacznie, ale mnie kojarzy się dwuznacznie. Prócz tradycyjnego znaczenia, kojarzy mi się z „kulturą buraka”, czyli zwyczajnie z brakiem kultury zarówno tej na co dzień, jak i tej od święta.

      Za czasów słusznie minionych pewna dziewczyna jeździła na Bazar Różyckiego posłuchać „dobrej muzyki”. Dla niej dobrą muzyką było rzępolenie na harmonii melodyjnych piosenek. W tamtych czasach radio nadawało tylko muzykę poważną albo radzieckie czastuszki. Człowiek był spragniony ładnych melodii, ale niekoniecznie ludowych. Dobry film był rarytasem. Oazą prawdziwej kultury był teatr, w który cenzura ingerowała chyba najmniej. W literaturze pięknej dominowały propagandowe gnioty, ale spod lady można było kupić coś wartościowego. Dostępność do tych dóbr była jednak bardzo ograniczona.

     Tamtejszy niedostatek zastąpiła obecna klęska urodzaju. Teraz „artystą” może zostać każdy i to w dowolnej dziedzinie (pewnie jedynie z wyjątkiem architektury). Co więcej, żaden talent ani wykształcenie nie są wymagane. Powszechny kult bylejakości wymaga wręcz niedoskonałości pod każdym względem. Jedyny warunek to poprawność polityczna.

     Łatwo to zaobserwować w serialach telewizyjnych. Popularność seriali bierze się z podpatrywania codzienności i przedstawiania jej w skrystalizowanej formie. Dobry spektakl to taki, który pokazuje prawdę, z tym, że sam problem może, ale nie musi być interesujący. Obserwujemy tu sprzężenie zwrotne. Serial pokazuje wzorce zachowań, takie jak np. nachalne narzucanie się dziewczyn niemrawym chłopakom, co jest bardzo trendy i zgodne z gender. I oto wystarczy przejść się ulicą, żeby zaobserwować namolne zachowanie dziewczyn i napastowanych bezradnych chłopaków. 

          Ot, swoista kultura rolna buraka pastewnego.

    

Z pamiętnika Młodej Rosjanki

Fragment 2

 

Saszeńka trochę narozrabiał. Świętowaliśmy jego powrót z urlopu, na którym się tak świetnie spisał. Zabił trzech ukraińskich faszystów. Niespodziewanie zabrakło nam ja zwykle wódki i ktoś musiał pojechać do miasta. Saszeńka wsiadł do swojego nowiutkiego samochodu. Uprzedzałam, że jest zbyt pijany, ale on się uparł. Włożyłam mu więc do kieszeni dzieńgi – taka stała taryfa dla milicji, która zawsze czeka za zakrętem.

Kiedy go zatrzymali, wyjął z kieszeni przez pomyłkę zamiast pieniędzy, pistolet i zaczął strzelać do wiwatu. To nas sporo kosztowało, no bo prócz milicjantów, trzeba było zapłacić prokuratorowi. Strach pomyśleć co by było, gdyby jeszcze sędziego trzeba było odpowiednio wynagrodzić. Ale wszystko dobrze się skończyło i nawet nie tak drogo, bo okazało się, że jeden z tych zabitych przez Saszeńkę faszystów był osobistym wrogiem emerytowanego oficera KGB, naszego sąsiada.

Metafora 39/2014 (170)

 

Metafora  39/2014 (170)    

Szanowni Państwo!

     Widząc groźnego przestępcę na ulicy, wracam do domu i zamykam się w nim z moimi dziećmi – deklaruje pani Premier. Podkreśla przy okazji, że jest kobietą, gdyby ktoś miał w tym względzie jeszcze jakieś wątpliwości. Jako kobieciątko, nie jest w stanie przewidzieć, że ten przestępca nie musi wcale wchodzić do środka, ale  może po prostu podpalić jej dom. Pewnie wówczas zatelefonowałaby do Brukseli. Nie wygląda na to, żeby miała jakieś inne pomysły w zanadrzu.

     Z czym mamy tu do czynienia? Czy rzeczywiście z rozsypką, do której dochodzi gdy generalny mafiozo znienacka opuszcza swój gang wstępując do gangu-matki? A może jest to zwyczajna farsa pisana z myślą o lemingach? Marionetki w rangach ministrów żadnej władzy przecież nie sprawują. Jeśli jest jeszcze jakieś zarządzenie masą upadłościową, zwaną z przyzwyczajenia Państwem Polskim, to raczej w stolicach ościennych, nie w Warszawie.

     Póki co, czekają nas jednak wybory lokalne i już widać ożywienie w zwartych szeregach PO. Jeden z prezydentów miasta, w obawie przed utratą stanowiska wziął przykład z samego Putina, który, jak może Państwo pamiętacie, gdy tylko zanurzył się w morzu, to zaraz znalazł starożytną grecką wazę. PO-wski prezydent, chociaż też do morza ma niedaleko, to wolał jednak zabawić się w dzielnego policjanta-amatora i ująć napastnika, który okradł staruszkę. Pieniędzy co prawda nie odzyskano, no ale ktoś jakieś koszty ponieść musiał. I jak tu nie podziwiać tego dzielnego prezydenta!?

      

 

Propozycja nie do odrzucenia

 

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Propozycja nie do odrzucenia

 

Występują: Wańka i Fritz.

 

Fritz – Moje szczere gratulacje.

Wańka – Z jakiej okazji?

Fritz – Przejęcia  poczytnego tytułu prasowego.

Wańka – I kto to mówi! Przecież cała prasa leży w waszych rękach. A poza tym po co nam tygodnik, który ludzie przestaną kupować?

Fritz – No, to po co cały ten cyrk?

Wańka – Wy, Niemcy wszystko rozpatrujecie pod kontem doraźnych interesów.

Fritz – Przesadzasz, jak zwykle. Ale powiedz jak to zrobiliście, bo palę się z ciekawości.

Wańka – Wielowiekowa tradycja, a poza tym nic specjalnie oryginalnego. Pooglądaj sobie filmy o porwaniach, wymuszeniach, to będziesz wiedział jak to działa.

Fritz – Porwaliście dziennikarzowi dziecko?

Wańka – Nie musieliśmy. Odwiedził go nieznany sprawca, właściwie nawet przyszły nieznany sprawca i złożył propozycję nie do odrzucenia.

Fritz – Przecież ci dwaj, to ludzie zahartowani w bojach.

Wańka – W tym wypadku decyzja była prosta. Albo skompromitują swojego człowieka, albo my skompromitujemy ich.

Fritz – Jak?

Wańka – Dokładnie na tej samej zasadzie. Znajdziemy takiego, który udowodni im zdradę. Proste jak drut.

Fritz – I tak po nitce do kłębka?

Wańka – Problem tylko w tym, że tan kłębek coraz grubszy.

Fritz – Rzeczywiście. Zaczyna już przypominać kulę śnieżną.

 

KURTYNA

Bezpieczny wróg 38/2014 (169)

Czy istnieje w przyrodzie takie zwierzę, jak wróg bezpieczny? Tak, ale pod warunkiem że jest to wróg zastępczy, czyli straszak po prostu. Dobrze jest sobie uświadomić, kto jest naszym największym wrogiem działającym bezwzględnie i podstępnie zarazem. Jest nim „Stronnictwo Rusko-Pruskie”. Działa jak spójny organizm i nie da się być tylko po jednej z jego stron. Takie tam niby-podziały służą jedynie zamydleniu oczu. Jedyną realną siłą mogącą powstrzymać naszego śmiertelnego wroga są Stany Zjednoczone. Stąd zmasowany atak propagandowy w tym właśnie kierunku. I tu na arenę wkraczają nieśmiertelni bojownicy z Żydami stawiając znak równości między tą nacją, a USA. Nacją, o której powiedziano już wszystko i można już jedynie powielać to, co zostało ujawnione wcześniej. Jaki więc jest cel odgrzewania starych kotletów? A no taki, że nie przestają smakować.

     Nagonka na Żyda niezmiennie przynosi korzyści. Odwraca uwagę od aktualnych problemów, niejako je nawet usprawiedliwia i każdego oponenta można nazwać Żydem, a przy zmianie kursu antysemitą. Jesteśmy jak dzieci, którym można pokazywać stale tę samą zabawkę dla odwrócenia uwagi.

     Proponuję zająć się faktami dziejącymi się tu i teraz, na naszych oczach. Podsumujmy działania „naszego” rządu. W załączniku jest sprawozdanie z dokonań premiera, pora zająć się rejestrowaniem zasług prezydenta. Czekam na propozycje.

Z pamiętnika Młodej Rosjanki

Fragment 1

 

Ach, ten Władimir Władymirowicz! Co my byśmy bez niego zrobili? Dzięki niemu teraz każdy Rosjanin może poczuć się jak prawdziwy bohater. Wystarczy nie jeść owoców, mięsa i mleka, żeby udowodnić, że ten podły Zachód nic nam nie zrobi.

Naplewać na krawać, na połu możno spać.*) Oni tego nie rozumieją. Nie rozumieją rosyjskiej duszy. Zupełnie jakby nie wiedzieli, że możemy ich wyzwolić jeszcze raz z tych ich burżuazyjnych zachcianek, tych samochodów ze wszystkimi bajerami i w ogóle przynieść im wolność. Ale my im pokażemy na czym polega prawdziwa demokracja. Wyzwolimy ich raz jeszcze.

Oni najwyraźniej zapomnieli jak to się robi. A my pamiętamy. Ktoś opowiadał mi taki ichni dowcip z czasów zimnej wojny. Dlaczego wojska radzieckie weszły do Czechosłowacji? Bo je zaproszono. A dlaczego nie wychodzą? Bo szukają tego, który je zaprosił. Każdy mysi przyznać, że to głupi żart. Dlatego teraz nie czekamy na zaproszenia. Nasz Władimir Władymirowicz sam wie co ma robić.

 

*) Po co łóżko? Spać przecież można na podłodze.

Sekty polityczne 37/2014 (168)

Zbliżają się wybory samorządowe i każdy z nas będzie mógł wykazać się postawą obywatelską. Wybierzmy ludzi godnych zaufania rozumnych i odważnych. Ba, ale jak to zrobić? Bardzo często dotychczasowi włodarze nie spełniają żadnego z powyższych wymagań. Dobrze przynajmniej, że tyle o nich wiemy. A co wiemy o ewentualnych nowych kandydatach? Najczęściej tyle, ile uda się im samym o sobie powiedzieć. I tu zaczyna się problem. Informacja może być prawdziwa, albo i nie.

     Spójrzmy jak działają sekty dla pozyskania zwolenników. Najłatwiej jest osaczyć ofiarę samotną, pozbawioną oparcia najbliższych i niezadowoloną z życia jakie przyszło jej wieść. Przedstawiciel sekty okazuje jej zrozumienie, sympatię, wsparcie. A jak się to wszystko kończy nie trzeba nikogo przekonywać.

     Platforma Obywatelska zrobiła wszystko, żeby żyło się jej lepiej kosztem pozostałych obywateli. Niezadowolenie jest powszechne, co bardzo ułatwia żer sektom politycznym. Wystarczy trochę popsioczyć i ogłosić się zbawcą narodu, żeby zjednać sobie zwolenników. Partie polityczne, co by złego o nich nie powiedzieć, to jednak weryfikują swoich kandydatów – pozytywnie lub negatywnie. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że kandydat PO, jeśli nawet sam nie kradnie, to na złodziei musi przymykać oko, bo inaczej nie ma czego w tej partii szukać.