Archiwum kategorii: Aktualności

Rozmowa prywatno-państwowa 34/2014 (165)

     Okazuje się, że nie ma takiego kitu, którego nie dało by się nam wcisnąć. W drogiej restauracji najwyżsi przedstawiciele państwa rozmawiają o sprawach go dotyczących, ale okazuje się, że jest to prywatna rozmowa dwóch panów – jak innych panów, a najlepiej całe państwo robić w konia. Rozmowa jest prywatna tylko do czasu, gdy przychodzi płacić rachunek. Wówczas okazuje się, że jednak wymiana zdań była państwowa i to podatnik za nią musi zapłacić. Bagatela, jakieś tam 1400 zł. Wielu emerytów nie ma tyle miesięcznie. No, ale pewnie nie starali się utrwalać władzy ludowej w PRL-u, to teraz mają, a właściwie nie mają niczego.

     Najlepiej prosperują ci od umacniania władzy radzieckiej w naszym kraju. WSI była organizacją przestępczą działającą na zgubę Polski. Szczęśliwie udało się formację tę rozwiązać, chociaż zabrakło czasu rządowi polskiemu, a determinacji następcy (dla zmyłki też nazywanego rządem polskim), żeby agentów radzieckich rozliczyć.

     Wielu z nich znalazło schronienie pod skrzydłami samego prezydenta, który wcześniej, jako jedyny głosował w sejmie przeciwko rozwiązaniu WSI. Teraz wypływają podobno jakieś dokumenty. Czyżby te, których ówczesny marszałek sejmu tak nerwowo szukał już rano 10 kwietnia 2010 r? Czyżby nie udało się czegoś zniszczyć? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy, a jeśli nawet, to zapewne ze znanym wszystkim komentarzem: „nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało”.

           

Leninowska Loża 33/2014 (164)

     Jest lato i niebawem rozpocznie się festiwal „Literacki Sopot”. Tematem wiodącym trzeciej edycji będzie literatura rosyjska. Jakże by inaczej! Przyjaźń polsko-radziecka trwa nieprzerwanie w PRL-u bis. Poza tym, to zapewne taka mała, ale konieczna rekompensata za zrezygnowanie z obchodów w naszym kraju, w 2015 Roku Rosyjskiego. A może też ze strachu, że stary niedźwiedź zaczyna się budzić i…?

     Prawdziwym wrogiem obecnej władzy sprawowanej przez Platformę Obywatelską jest Naród Polski, a najskuteczniejszą bronią są podziały. Podział na frakcję pruską i ruską przestał wystarczać, dlatego odwołano się do dawnego i obecnego wroga ZSRR, czyli USA. Reaktywowanie, wpajanej przez cały czas istnienia PRL-u, wrogości do Stanów Zjednoczonych zadziałało. Przy czym obecna, zmodyfikowana argumentacja wygląda następująco:

     Roosevelt nas zawiódł oddając w ręce oprawcy Stalina. Dlatego nie wolno ufać jego krajowi, czyli USA, bo jego prezydent reprezentował cały swój kraj. Należy oddać się w opiekę Rosji, czyli kraju oprawcy, bo Stalin był tylko sam, a jego rodacy, mordując nas, nie wiedzieli co czynią. Tak przynajmniej zdaje się zakładać Leninowska Loża Pożytecznych Idiotów (LLPI).

 

RasPutin 32/2014 (163)

Historia nie powtarza się dokładnie, nawet jeśli mamy do czynienia z podobnym zjawiskiem. 100 lat temu*) samozwańczy mnich opanował umysły dworu carskiego i wyglądało to groźnie, ale niespodziewanie skończyło się jeszcze groźniej, bo przez powszechne zarażenie umysłów elit komunizmem. Lenin budował swoje imperium w oparciu o „pożytecznych idiotów”, a była to i nadal jest siła nie do przecenienia.

     Zaraza tkwi tak głęboko, bo często nie potrafimy jej rozpoznać. Okazuje się np., że ulubiony publicysta, który wykazywał się niezależnym umysłem, raptem zaczyna „mówić Putinem”. Zjawisko nienowe. W PRL-u byli też „odważni” publicyści na zasadzie wentyla bezpieczeństwa. Po transformacji okazało się kim byli naprawdę.

     Obecnie obserwujemy zjawisko podobne. Przyglądajmy się radykalnym krytykom. Niektórzy z nich są radykalni wobec wszystkich, prócz krytyki Kremla. Chcą zmieniać, naprawiać, ale zachowując wierno-poddańczy stosunek do Rosji. Ubierają to oczywiście w „racjonalizm”. Leninowska Loża Pożytecznych Idiotów tę miała przewagę nad Lożą Masońską, że jej członkowie nie zdawali sobie sprawy z własnej przynależności.

     A jak to jest teraz? Powstaje wiele ruchów, organizacji o różnych nazwach, które mają nam sugerować czego się należy po nich spodziewać. Chętnie nawiązują do patriotyzmu, słowiańskości (nie mylić z „murzyńskością”). Ale czym są w rzeczywistości? Czy Nowa Prawica tylko przez czysty przypadek nawiązuje barwami do rosyjskiej flagi? Albo czym różnią się „Polacy – Słowianie” od Polaków? Może mniej więcej tym samym, czym za komuny różnili się „księża – patrioci” od księży? 

*) 1914 – Rasputin, 2014 – Putin, 2114 – Tin (Chińczyk?)

 

Analogia 31/2014 (162)

Zastanawiam się czy powinnam zwrócić się ponownie do Pani Minister Kultury, tym razem z uprzejmą prośbą o odwołania ze stanowiska dyrektora departamentu? Swoją prośbę mogłabym umotywować w sposób następujący.

     Prezydent Warszawy odwołała ze stanowiska dyrektora szpitala profesora Chazana nie tyle za odmowę aborcji (do czego jako lekarz miał prawo), co z powodu znacznie cięższej przewiny jaką był brak informacji kto takiego zabiegu mógłby dokonać. Zrozumiałe jest bowiem dla wszystkich, że lekarz, który dokonał nieudanego zabiegu invitro, udanego zabiegu aborcji by się nie podjął, a pacjentka nie ma obowiązku szukania odpowiedniej dla niej informacji na własną rękę.

     Zatem, przez analogię, proszę o ukaranie urzędnika państwowego, który dopuścił się podobnego przewinienia. Nie tylko odmówił mi dotacji na wystawienie mojej sztuki, ale nie wskazał ponadto drogi jak mam się o taką dotację starać. Odsyłanie mnie na stronę Ministerstwa Kultury, to raczej żart. Równie dobrze lekarz może wysyłać pacjenta po poradę na stronę Ministerstwa Zdrowia.  

     Szpitali mamy w Polsce wiele, a Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego fundujące spektakle „bez cenzury prewencyjnej” tylko jedno. Jeśli więc troska o pacjentkę posunięta jest aż do dymisji lekarza nie udzielającego informacji, to troska o artystkę powinna być adekwatna.

             

 

Wyposażanie małpy w brzytwę 30/2014 (161)

     Putin robił wrażenie zaskoczonego faktem zestrzelenia pasażerskiego samolotu Malezyjskich Linii Lotniczych. Czyżby wyposażając tak zwanych „separatystów” w rakiety bojowe najnowszej generacji nie wiedział do czego one służą? Otóż służą one do zestrzelenia samolotu z pułapu nieosiągalnego przez rakiety jakimi mogą dysponować jacyś tam bojówkarze. Zachód nie chciał nazwać po imieniu wojny ukraińsko-rosyjskiej i to jest cena jaką zapłacił. Nad terytorium Afganistanu latają sobie samoloty pasażerskie, bo na tej wysokości są bezpieczne, żadni Talibowie ich nie dosięgną swoimi rakietami.

          Tym razem trudno wciskać kit typu: czterokrotne podchodzenie do lądowania, pijany generał czy pancerna brzoza. Co najwyżej jacyś „naoczni świadkowie”, którzy widzieli „jakieś samoloty”, albo przynajmniej tak im się wydawało. Pomińmy i wstydu oszczędźmy osobom sugerującym, że był to nieudany zamach na samego najjaśniej panującego Putina. Reszta to już rutyna KGB & Company, czyli uniemożliwianie ekspertom dotarcia do dowodów rzeczowych.

     Jeśli zatem jest jeszcze jakiś polski polityk, któremu jest po drodze z Putinem, to najwyraźniej nie pojmuje polskiej racji stanu i nie powinien być politykiem, albo jest po prostu zdrajcą, o czym warto pamiętać przy wszystkich kolejnych wyborach.   

                 

Ratujmy róże 29/2014 (160)

     Ratujmy róże, póki jeszcze nie płoną lasy, póki mamy jeszcze pokój, mimo rosyjskich i izraelskich prowokacji wciągnięcia całego świata w wojnę. Zajmijmy się własnym podwórkiem, przed (przyszłą – oby nie) wojną. O obronności naszego kraju nie ma co wspominać, bo ona nie istnieje. Zgodnie z twierdzeniem Bartłomieja Sienkiewicza, tyczy się to całego Państwa Polskiego. Sprawdźmy jednak to twierdzenie na przykładzie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Sądząc po okazałym gmachu i fakcie odpowiadania na listy – istnieje ono, a nawet ma poczucie humoru, albo lubi się przekomarzać (jak wynika z korespondencji). Czym jeszcze się zajmuje prześledźmy na przykładzie teatrów.

     Znany reżyser (bardziej filmowy niż teatralny) nie musi słono płacić za reklamę swoich dzieł, wystarczy że odwoła się do „zaprzyjaźnionych mediów”, a jego niemniej znana aktorka i jej córka posiadają po jednym teatrze w Warszawie i egzystują nawet bez odwoływania się do mediów. Jak wyglądają finanse tych teatrów? Pewnie dobrze, chociaż wątpię, żeby czysta sprzedaż biletów zapewniła płynność finansową. Ale jako instytucje prywatne, nie muszą się publice tłumaczyć skąd mają kasę. Na stronie www.mkidn.gov.pl o dofinansowaniu tych placówek też nic nie wiadomo.

     W PRL-u z rozrywkami się nie przelewało, a mimo to posiłkowano się wojskiem dla zapełniania widowni. Teraz wojsko jest na wagę złota, więc o takim rozwiązaniu nie ma co marzyć. Czyżby zatem nieznośnie lekki repertuar, traktujący wyłącznie o „wdziękach Maryni”, był w stanie zapewnić finansowanie teatru? Gdyby ktoś z Państwa coś wiedział na ten temat, proszę o informację.

 

Załącznik

 

Małgorzata Todd

Warszawa 17.07.2014 r.

 

Pan dr Zenon Butkiewicz

Dyrektor Departamentu

Narodowych Instytucji Kultury

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego

 

Dot. DIK/1149/14WŚ

 

Szanowny Panie!

Odnoszę wrażenie, że się nie rozumiemy. Zostałam ponownie odesłana na stronę www.mkidn.gov.pl, na której mogę się jedynie dowiedzieć, że pieniądze na ten rok zostały rozdysponowane, co wydaje się oczywiste. Mogę się również domyślać, że przez analogię nabór wniosków na rok przyszły rozpocznie się w październiku. Prócz tego mnóstwo „aktualności z myszką” do niczego nieprzydatnych.

Mnie interesuje odpowiedź na proste pytanie: Czy jako podmiot gospodarczy „robiący w kulturze” (przepraszam za kolokwializm) mam szanse otrzymać dotację na stworzenie małej grupy teatralnej dofinansowanej przez Ministerstwo?

 

Z poważaniem,

Małgorzata Todd

 

Pierwszy lepszy 28/2014 (159)

     Sztukę zatytułowaną Golgota picnic mógł napisać pierwszy lepszy rodzimy grafoman, niekoniecznie importowany, ale trzeba się było podeprzeć „europejskością”, żeby móc wmawiać Polakom ciemnotę. – To nic nowego. Dla podratowania „dumy narodowej” mamy jednak własną „artystkę”, która na tej samej zasadzie stała się Znalską z Nieznalskiej. Czy zastanawialiście się Państwo co by się z nią stało, gdyby do swojej sławnej instalacji użyła zamiast krzyża gwiazdy dawida? Obawiam się, że nie tylko zostałaby nieznana, ale jakiegoś piątkowego popołudnia mógłby do jej drzwi ktoś zapukać i zmienić ją w kolejną seryjną samobójczynię.

     Wróćmy jednak do teatru. Dawnymi czasy, żeby być w sztuce pierwszym trzeba było być od innych lepszym. Ta prosta zasada przyświecała twórcom nawet za PRL-u. Obecnie obniżanie poziomu sięgnęło już dna i niczego innego prócz powielania głupoty, pornografii i wulgaryzmu zrobić się nie da. Przy okazji kolejnego mojego pisma do Ministerstwa Kultury dostarczyłam dyrektorowi departamentu egzemplarz własnych utworów scenicznych, tak pro forma. Nie spodziewam się jednak żeby komukolwiek chciało się książkę przeczytać, bo niby po co? Pieniędzy na wystawienie nikt przecież nie przyzna i wartość sztuki jest tu absolutnie bez znaczenia. Jak zdążyliśmy się przekonać z podsłuchów „Pod pluskwami” najwyższych urzędników w państwie, liczą się wyłącznie układy i nawet pozory uczciwości nie obowiązują.

„Wszyscy” – słowo wytrych 27/2014 (158)

     Czy zauważyliście, ile takie jedno słowo może załatwić? Otwiera wyjścia z wielu niewygodnych sytuacji. Na przykład: „wszystkie kobiety są głupie”. Co konkretnie to znaczy? Może tylko tyle, że wypowiadający te słowa ma głupią żonę i zamiast obwiniać siebie o zły wybór, woli obwinić wszystkie kobiety. Takie twierdzenie ma jednak znacznie większą wartość. Wypowiadający je mężczyzna ustawia się niejako z automatu w tej mądrzejszej połowie ludzkości. Maltretowana przez męża czy konkubenta kobieta zamiast się postawić, odejść, poszukać innego, woli przyjąć założenie: „wszyscy mężczyźni są podli”. Jakie to wygodne!

     A co załatwia stwierdzenie: „wszyscy politycy są skorumpowani”? A no tyle, że zamiast fatygować się do urny wyborczej, można wygodnie rozsiąść się na kanapie i pomstować. Do moich ulubionych twierdzeń zaliczam takie: „wszystkiemu winni są Żydzi”. Przyjęcie takiego założenia zwalnia człowieka z jakichkolwiek działań. Bo skoro Żydzi opanowali wszystkie dziedziny życia, to mogę z założonymi rękami siedzieć i czekać, aż ktoś zrobi z nimi porządek. Ponieważ nikt nie wie kto miałby tym kimś być, to mam zagwarantowane gnuśne nieróbstwo do końca dni.

     Przekaz obecnego rządu-nierządu jest wyraźny: „wszyscy kradną”. Panuje wic coś w rodzaju wspólnoty interesów, a Tusk jest gwarantem, że nic się nie zmieni. Otóż zmieni się i to niebawem. Społeczeństwo ma dość złodziei. Drobni złodziejaszkowie nie powinni się jednak specjalnie obawiać, bo zanim rozliczenie do nich dotrze, upłynie sporo czasu. Powiedzcie im, żeby już teraz wystąpią z gangu, to da im szanse nie ponieść żadnej kary. Porządki zacząć trzeba bowiem od góry.

Honorowi inaczej 26/2014 (157)

Wyobraźmy sobie elegancką restaurację, a w niej wykwintną rozmowę elokwentnych, mądrych ludzi, przy stole zastawionym potrawami niekoniecznie wyszukanymi. Oto naiwne wyobrażenie elit, jakie mogą mieć tylko mohery i inni ciemnogrodzianie. Lewaki, prostaki i pozostałe lemingi widzą oczami wyobraźni stół zastawiony obficie wykwintnymi potrawami, a przy nim wulgarnych prostaków rozmawiających o przekrętach na większą lub mniejszą skalę, czyli „prawdziwe elity” III RP.

     Taka wymowa elit może się kojarzyć raczej w wymową jelit, ale to już pozostawmy „artystom” godnym takiego tematu i odpowiednio dotowanym przez rząd-nierząd.

     W całym tym medialnym spektaklu chodzi jak zwykle o to samo, czyli o odwrócenie uwagi od tego co naprawdę ważne; w tym wypadku, między innymi, o wymowne milczenia Pałacu Namiestnikowskiego. Ustami rzecznika napomknięto jedynie o dobrych manierach nie nagrywania przy jedzeniu. No cóż, sam Hrabia Namiestnik słynie z dobrych manier, więc to nikogo nie zdziwiło, a kiedy wreszcie sam się odezwał, to jak zwykle nie po to, żeby cokolwiek powiedzieć.

     Ludzie prezydenta, to jak wiemy, nikt inny jak dawne WSI dysponujące niewątpliwie nadal odpowiednim sprzętem i zdeklarowaną lojalnością wobec Moskwy. Tak się też dziwnie składa, że jakoś nikt nie nagrał ludzi powiązanych z Pałacem Namiestnikowskim.

     Kto bombę odpalił dowiemy się być może na końcu serialu. Może są to po prostu poniewierani przez ministra policjanci? Pamiętamy, jak lekceważąco się o nich wyrażał po nominacji na to stanowisko.

     Kto zyskał? Na razie niewątpliwie tygodnik. Czy kryminalna przeszłość redaktora naczelnego ma przełożenie wprost na ujawnienie taśm – trudno powiedzieć. Jedyne, co można założyć, to że gdyby bał się świata przestępczego, nie mógłby pełnić tej funkcji.

     Nikt nie pyta oczywiście osób nagranych o żadne szczegóły, bo po co miałby się narażać? Sprawa przycichnie, a dyspozycyjne sługusy nadal będą skołowanemu społeczeństwu wciskały kit. W państwach cywilizowanych premier podaje się do dymisji ze znacznie bardziej błahych powodów, ale tam nie wiedzą co to „prawdziwy honor”. U nas, po okrągłym stole, nie mamy wątpliwości kogo należy mianować „człowiekiem honoru” i jak taki „honor” ma wyglądać.

     Jedyne co możemy w tej sytuacji robić to protestować przeciwko kłamliwej telewizyjnej propagandzie. Komuchy wracajcie do matki Rosji!

       

Zmierzch kuglarza 25/2014 (156)

 

     W odwracaniu kota ogonem Tusk osiągnął mistrzostwo światowe i wątpię żeby mu ktoś w tym dorównał. W czym zatem upatruję zmierzch kuglarza? W Waszej, Drodzy Państwo, postawie obywatelskiej, ale o tym za chwilę. Najpierw zastanówmy się nad ostatnimi wydarzeniami. Na temat najnowszej afery taśmowej wiemy niewiele i są to fragmenty, które niełatwo poukładać w spójną całość, ale spróbujmy.

     W pewnej restauracji, nazwanej przez internautów „Pod pluskwami”, dwaj, jakby się zdawać mogło po słownictwie menele, rozprawiają o polityce. Okazuje się jednak, że są to: z jednej strony przedstawiciel rządu w randze ministra nadzorujący cały aparat wywiadowczy jakim państwo dysponuje, a z drugiej prezes „niezależnego” banku centralnego kraju. Dobijają targu jak wyprowadzić pieniądze z banku, żeby rząd-nierząd utrzymać przy władzy.

     Dlaczego taka ważna rozmowa odbywała się w miejscu publicznym (notabene kilkaset metrów od siedziby Biura Ochrony Rządu), zamiast w zaciszu gabinetów? Przypuszczalnie minister wiedział doskonale, że gabinety są na podsłuchu, a o restauracji jakoś nikt go nie powiadomił. Kto zatem i w jakim celu podsłuchiwał? Możliwości jest wiele, zacznijmy jednak od tej najbardziej prawdopodobniej. Ludzie byłych służb WSI, skupieni obecnie przy pałacu prezydenckim, dysponują zapewne nadal odpowiednim sprzętem, a i zleceniodawca się nie zmienił. Moskwa to dla nich nadal centrala. Tak się też jakoś składa, że zarówno właściciel wspomnianej restauracji, jak i naczelny redakcji ujawniającej przeciek, też mają powiązania z Rosją i to raczej takie, do których niechętnie się przyznają.

     Czego z tej rozmowy dowiedzieliśmy się? A no, że Państwo Polskie już właściwie nie istnieje. Że Rostowski musi odejść i odszedł. Rozmowa miała miejsce zeszłego lata, a tak wychwalanego ministra finansów premier raptem dymisjonuje na jesieni i nikt nie rozumie dlaczego. No to teraz już wiemy. Jest też wzmianka o Smoleńsku i chociaż zdaniem obu panów wicepremier od finansów nie miał nic wspólnego z tą sprawą, ale Tusk owszem. Jak można się domyślać, zasługi tego ostatniego w zamiataniu pod dywan sprawy zamachu i setek pomniejszych afer są tak wielkie, że może sobie na wiele pozwolić. Wszyscy bowiem, z którymi jego rząd-nierząd współpracuje, są jakoś „umoczeni”.

     Pozostaje bardzo istotne pytanie – jaki był cel ujawnienia nagrania? Może jednak premier nie zadowolił kogoś z klientów oczekujących na apanaże? W końcu rozbiór Polski nadal trwa i przy rozdrapywaniu ktoś się mógł skaleczyć, a może Polska nie jest jeszcze uzależniona w 100% od dostaw energii z Rosji? Tu można by wymienić kilka spraw z tym związanych, ale przekraczałoby to rozmiary felietonu. W każdym razie coś udało się wrogom Polski niepostrzeżenie załatwić. Niemcy przeforsowali w Brukseli drastycznie ograniczyć emisję CO2 i w ten sposób praktycznie zlikwidowali polski przemysł węglowy.

     Blamaż prokuratury, ABW i policji w redakcji, której ktoś udostępnił nagrania pokazuje, że nieudolność tego systemu gangsterskiego nawet w tak kluczowej dla siebie sprawie.

    Wróćmy jednak do postulatu wzmiankowanego na początku. Co my, obywatele możemy zrobić tu i teraz? Protestować! Ale nie przed siedzibami rządu, czy sejmu, bo to nic nie da. Protestujmy przed siedzibami zaprzyjaźnionych z władzą telewizji! Telewizja nadal kłamie! Póki będziemy im na to pozwalać, póty nic się nie zmieni. Media są realną i najpotężniejszą władzą.