Aktorzy i autorzy 5/2020 (448)

Teatr polityczny nigdy chyba nie był tak wiernym odwzorowaniem teatru tradycyjnego jak obecnie; zarówno dobrego, jak i niestety, tego bardzo kiepskiego. A może dawniej przestrzegano bardziej zasady: „jak nie potrafisz, to nie pchaj się na afisz”, może staranniej dobierano aktorów? Albo przeciwnie, chodzi właśnie o to, że teraz do głupka łatwiej trafi przekaz nieporadnego półgłówka? Jeszcze za PRL-u było takie hasło: „piękne dziewczęta na ekrany”. W tamtej ponurej rzeczywistości uroda i talent były w cenie, na przekór szarej codzienności. Polityką nikt normalny się nie interesował. Obecnie jest odwrotnie. Uroda czy talent to przymioty raczej obciążające. Szpetota i głupota wyznaczają trendy nie tylko w sztuce, ale i w polityce.
Nieszczęsna Grecia robi paskudne miny, bo niczego innego nie potrafi. Wystarcza to jednak, żeby „możni tego świata” pragnęli się z nią fotografować. Dobremu, czy kiepskiemu aktorowi ktoś jednak musi pisać role. Kto pisze rolę kandydatce na prezydentę jest bez znaczenia, bo ona nie umie nawet jej przeczytać, a jak powie coś od siebie, to włos się jeży na głowie. Nie warto znęcać się nad nieudacznicami, bo same zgotowały sobie ten los i o dziwo! – czerpią z niego korzyści, jakich wielu im zazdrości.
Bywają i dobrzy aktorzy w tym politycznym teatrze. Dobry aktor, to taki, który wygląda jakby mówił od siebie. A w mądrym teatrze, padają też mądre słowa, na ile prawdziwe, można się przekonać później. Ale kto jeszcze pamięta, co zostało powiedziane przedwczoraj? Najważniejsze jednak pytanie, to kto tak naprawdę pisze scenariusze tym utalentowanym aktorom? Korporacje? Lobbiści? Agenci, swoi czy może obcy?
Mam nadzieję, że nikt z wyżej wymienionych. Zapewne ponosi mnie tylko fantazja niespełnionego dramaturga.

Magiczna liczba 4/2020 (447)

Są dwa zasadniczo odmienne sposoby zdobywania majątku – ciężką pracą, lub rozbojem. Polacy od wieków preferowali ten pierwszy sposób, a nasi sąsiedzi ten drugi. Bóg jeden wie jak nam, Polakom udawało się przetrwać te wszystkie wyniszczające wojny, ciągłe rozboje i totalny rabunek. Może zawdzięczamy to hołdowanym wartościom wyższym niż „mamona”? Wartości muszą się jednak przejawiać w działaniu, a bez majątku nie da się zdobyć, ani utrzymać odpowiedniego prestiżu i koło się zamyka.
Przed nami znowu trudny czas. Rosja z Izraelem, przy tradycyjnym wsparciu Niemiec i Francji znowu szyją nam buty. Jawne zakłamywanie historii najnowszej nie ma na celu zwykłej chęci dokuczenia nam. Chodzi o kolejną, totalną grabież na mocy aktu 447 Just. Oni próbują przekonać Świat, że Polacy ponoszą winę za wszelkie zło, jakie się działo i nadal dzieje. W obliczu takiego straszliwego wroga cel uświęca środki. Mienie bezdziedziczne w całym cywilizowanym świecie przechodzi na rzecz skarbu państwa kraju, w którym się znajduje. Zrobienie wyjątku na rzecz organizacji żydowskich w Polsce zostanie zaakceptowane i nikt nie kiwnie palcem. Prawa należy przestrzegać, ale przecież nie w wypadku narodu ponoszącego winę za wszelkie nieszczęścia dwudziestego wieku!
„A imię jego czterdzieści i cztery”, do czego dodajmy jeszcze siódemkę i otrzymamy kolejny numer niniejszego felietonu. Zatem magiczna liczba 447 nie musi nam się kojarzyć wyłącznie z żydowskimi urojonymi roszczeniami

Link do Sobotnika

http://mtodd.pl/?wysija-page=1&controller=email&action=view&email_id=342&wysijap=subscriptions

Opium dla mas 3/2020 (446)

Komuniści zwykli byli mawiać, że religia to „opium dla mas” i próbowali to „opium” jakoś tak zastąpić, aby pozbawić masy wszelkiej nadziei na normalne życie. Aż przyszły wreszcie czasy, kiedy prawdziwe narkotyki na tyle potaniały, że masy mogą mieć do nich szeroki dostęp, co się przekłada na bełkot przedstawicieli lewackich mas w sejmie oraz wielu samorządach lokalnych. Doczekaliśmy się zatem wielu małych, za to prawdziwych związków radzieckich, radzących o bzdurach klimatyczno genderowych. Lewactwo nie musi już zawstydzać katolików nazywając religię „opium dla mas”. Narkotyki potaniały i można je dostarczać bezpośrednio do szkół, zamiast podróbki, jaką zdaniem lewaków jest religia chrześcijańska. Inne religie, szczególnie islam, oczywiście żadnym „opium” nie są i nigdy nie były.
Rewolucję w Rosji komuniści rozpoczęli od tego samego co teraz jest w modzie, czyli od wyuzdania seksualnego. Stalin zajęty mordowaniem wszystkich potencjalnych przeciwników, a zwłaszcza Polaków, którzy znaleźli się w jego zasięgu, zorientował się wreszcie, że zaraz nie będzie miał kim rządzić, bo dzieci przestały się rodzić. Był zmuszony zmienić politykę i zaniechać dalszego promowania rozwiązłości.
Czasy się zmieniły i narkotyki stale są dostępne dla mas, co widać po niektórych przedstawicielach ludu w sejmie. Trudno sobie wyobrazić, że wygłaszanie piramidalnych bzdur byłoby możliwe bez odpowiednich dopalaczy. Nie zmieniła się tylko istota komunizmu – zawsze apeluje on do ukierunkowanej nienawiści. Dawniej proponował nienawidzić każdego, kto ma coś, czego tobie brak. Po nachapaniu się czerwona burżuazja nie zrezygnuje jednak z nienawiści, jako siły przewodniej całej ideologii. Na szczęście dla siebie mogła wrócić do starych, wypróbowanych metod. W Polsce ostała się przecież religia i na niej, jako „opium dla mas” skupia się ciągle nienawiść tych demokratycznych „światłych elit”.

http://mtodd.pl/?wysija-page=1&controller=email&action=view&email_id=339&wysijap=subscriptions

Opium dla mas 3/2020(446)

http://mtodd.pl/?wysija-page=1&controller=email&action=view&email_id=339&wysijap=subscriptions

Tolerancja totalna 2/2020 (445)

Komu potrzebna jest tolerancja? Na pewno głupocie, brzydocie, draństwu i kłamstwu. Mądrość, piękno, dobroć i prawda tolerancji nie potrzebują. Deprawacja dzieci bez tolerancji udać się nie może. Stąd ten nacisk od najmłodszych lat, żeby tolerancję wobec zboczeńców utożsamiać z podziwem dla nich. Absurd? Nie takie absurdy komuniści wprowadzali w życie.
Najpierw mamy się tylko zgodzić na „inność”. Taka(i) Anulka Grodzka to przecież nic groźnego. Profesor Grodzki, chociaż nie jest mężem tej sławnej Anulki (może szkoda), poczuł się namiestnikiem wasalskiego kraju i żadne tam coraz to nowe zarzuty o wytykane mu łapówkarstwo nic mu nie zrobią. Konsultacje z Brukselą i Moskwą dają mu immunitet bezkarności. MSZ nieudolnie reaguje na wyręczanie go w obowiązkach dyplomatycznych.
Tolerancji wymagają coraz to nowe kasty. Domiar niesprawiedliwości, rodem z PRL, domaga się przecież tylko przywilejów zagwarantowanych mu przy Okrągłym Stole. Resortowe dzieci i wnuki innych nadzwyczajnych kast też żądają tolerancji dla swoich wybryków, jakie by one nie były. „Artyści” wszelkiej maści narzucają nam brzydotę, głupotę i chamstwo – nazywając to prawdziwą sztuką.
W imię tolerancji (chyba) zastąpimy rodzimą energetykę węglową niemiecką energetyką węglową pod pretekstem, że tamta jest zielona, mimo iż jest brunatna. Proszę tylko nie insynuować żadnych skojarzeń historycznych. Jest brunatna, bo pochodzi z węgla brunatnego, bardziej zanieczyszczającego powietrze od naszego węgla kamiennego.
Totalna tolerancja draństwa i głupoty w końcu zaowocuje totalnym zamordyzmem. Taka jest kolej rzeczy.

Ale numer! 1/2020 (444)

Królowa Bona uciekła. Takim stwierdzeniem drwiono sobie w dawnej Polsce z nieświeżych „niusów”. Ciągłe powtarzanie tego samego, na obojętnie jaki temat, staje się po pewnym czasie nieznośne, nawet dla wytrwałych widzów. TVP najwyraźniej tego nie zauważa. O „Sylwestrze marzeń” słyszymy od pół roku i czeka nas następne półrocze pod tytułem: Ach cóż to był za sylwester! Taki stały numer repertuaru. Pozostają jeszcze gwarantowane lapsusy Totalnej Opozycji, które są nie do wyczerpania. Ale czy rzeczywiście nic ciekawszego w Polsce, Europie czy na Świecie się nie dzieje?
Może warto zatem uciec w fikcję literacką, jaką są seriale? Niestety, to raczej ucieczka z deszczu pod rynnę. Niezawisła kasta, tym razem „artystów”, nie dopuści żadnych autsajderów, którzy mogliby zagrozić jej monopolowi. Wewnętrzny casting też czuwa nad tym, żeby nie wychylił się ktoś utalentowany, kto mógłby popsuć interesy pozostałym.
TVP zdaje się przodować nowej fali polegającej na produkcji seriali pozbawionych scenariuszy. Po co komu przemyślana intryga, której nikt, a już na pewno sami twórcy, nie są w stanie intelektualnie ogarnąć? Jak sypnie się groszem, to krawcowa uszyje jakiś ładny kostium, albo można polecieć na koniec świata w poszukiwaniu odpowiedniego pleneru. To powinno zaspokoić gust widza.
A może nie doceniamy przebiegłości przewodniej roli niegdysiejszej partii? Może taki „Młody Piłsudski” spełnia właśnie powierzone mu zadanie polegające na wzbudzeniu niechęci do tej ważnej postaci historycznej? Postać filmowa żywcem wzięta z naszych czasów. Nadąsany młodzieniec, przeskakujący z łóżka do łóżka, plecie jakieś dyrdymały, albo milczy wymownie nie wiadomo na jaki temat. Nie ma najmniejszego pojęcia na przykład o etykiecie. Nie wie oczywiście, bo i skąd, że przedstawiając sobie dwie osoby to kobiecie przedstawia się najpierw mężczyznę, nie odwrotnie. A zwracanie się do nowo poznanego Romana Dmowskiego per „panie Romanie” byłoby w tamtych czasach obraźliwą poufałością. No cóż, przywilej to parweniusza.
Wracając do naszych czasów, proszę uprzejmie zauważyć, że piszę do Państwa po raz czterysta czterdziesty czwarty, ot taki ładny numer na rozpoczęcie nowego roku.

Miły czy mądry? 52/2019 (443)

Z nowym rokiem często postanawiamy dokonać jakichś zmian. Zastanawiamy się na przykład – kim być. Czy lepiej być postrzeganym jako człowiek miły, czy mądry? Wbrew pozorom to nie jest pytanie typu: czy lepiej być bogatym, czy zdrowym. W tym drugim przypadku chcielibyśmy być zarówno zdrowi, jak i bogaci. Natomiast bycie zarówno mądrym i miłym jednocześnie napotyka pewne trudności. Warto zastanowić się, co spodziewamy się osiągnąć tymi postawami. Osobę miłą lubią prawie wszyscy, może z wyjątkiem szczególnych nienawistników. Mądrą cenią mądrzy, ale głupim przeszkadza żyć.
Rozejrzyjmy się, jak inni radzą sobie z tym problemem. Lekarze dzielą się na miłych – tych za ekstra pieniądze – i mniej miłych – tych opłacanych z naszych składek. Ci ostatni nie muszą się już wysilać. Kompetentni dawno powymierali i nie wiadomo, czy kiedyś się odrodzą.
Mili są, jak sama nazwa poniekąd wskazuje – geje, czyli niegdysiejsze angielskie wesołki. Kto ich nie kocha, jest nienawistnikiem i podlega karze chłosty w postaci napiętnowania. Tej chłosty udziela „postępowy świat”, który zmienił swoje nastawienie o sto osiemdziesiąt stopni, a my – ciemnogród, jak zwykle nie nadążamy. Najpierw nie wsadzaliśmy zboczeńców do więzień, a teraz za mało ich hołubimy, narażając się na oskarżenia o mowę nienawiści. Warto pamiętać też, żeby nie nazywać złodziei złodziejami, bo to również kwalifikuje się jako mowa nienawiści.
I jak tu być miłym, zwłaszcza zachowując zdrowy rozsądek? Mądrze jest jednak nie ulegać irytacji na widok bezbrzeżnej głupoty.

Lapidarność 51/2019(442)

Nie ma takiej cnoty, z którą nie można by przesadzić. Czytelnicy często chwalą mnie za lapidarność, a skłonność do jej nadużywania spowodowała właśnie błąd, jakiego się dopuściłam w poprzednim felietonie. O problemie aborcji wspomniałam tak skrótowo, że zostałam opacznie zrozumiana.
Nie pochwalam przerywania ciąży, ale dla żarliwych obrońców życia poczętego to za mało. Nie chcą uznać, że czym innym jest moralność, a czym innym prawo, nawet jeśli na tej moralności oparte. Konfederatom nie wystarcza domagać się kary za aborcję. Taki postulat byłby nie dość medialny. Domagają się uznania zarodka ludzkiego za osobę. Retorycznie brzmi to ładnie, ale najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z konsekwencji prawnych, jakie z tego mogą wyniknąć. Przyjmując taki punkt widzenia, aborcję należałoby traktować jak zabójstwo z premedytacją i wymierzać najwyższy wymiar kary.
Wdałam się w polemikę z kandydatem na posła Konfederacji, który w kwestii kary tak się wypowiedział: „Zatem kara niewielka, ale na pewno jakaś. Zarówno matce dziecka, która usunęła ciążę, jak i wykonawcy aborcji – nie powinno się wymierzać takiej kary jak za zamordowanie drugiego człowieka na ulicy nożem czy z pistoletu, lecz wymierzać im karę mniejszą.”
Mniejszą!? Chyba odwrotnie! Zabicie człowieka nożem na ulicy można przypisać niepoczytalności sprawcy. Morderstwo w klinice zostało zaplanowane i popełnione niewątpliwie z premedytacją. No chyba że zaczniemy kary wymierzać, dzieląc ofiary na lepsze i gorsze, mniejsze i większe oraz karać sprawców w zależności od rozmiarów ofiary. Takie są konsekwencje przyjęcia założenia, że człowiekiem stajemy się z chwilą poczęcia, a narodziny to tylko etap w rozwoju.
Myślę, że płomiennym obrońcom z Konfederacji chodzi wyłącznie o uzyskanie gdzieś jakiejś, choćby niewielkiej, przewagi nad PiS-em. Sama mam wiele zastrzeżeń do partii obecnie rządzącej, ale przejęcie władzy przez Konfederację w połączeniu z jej rusofilią napawa mnie grozą.

Rozgrywka 50/2019 (441)

Stale rozgrywani jesteśmy przez naszych wrogów, jak dzieci. Już w starożytności zauważono, że najlepiej rządzi się ludźmi podzielonymi. W obozie wroga, czyli w Polsce, trzeba tworzyć zwalczające się frakcje i podgrzewać nieustannie atmosferę. Pretekst nieważny, byle chwytliwy. O sukcesie można mówić wtedy, kiedy są słowa, których przeciętny Polak woli na głos nie wypowiadać. Od początku sowieckiej okupacji jednym z takich słów było słowo „Żyd”. Po wypowiedzeniu tego magicznego wyrazu człowiek z automatu stawał się Żydem i antysemitą zarazem.
Obecna totalna opozycja zdaje się niczym innym nie zajmować, jak tylko wyszukiwaniem pretekstów do kłótni. Absurdy związane z gender są dobrym paliwem, chociaż wymagającym stałego podsycania „paradami równości”, które zaczynają być nudne, a w zimie trudno paradować z gołymi tyłkami.
Jest jeszcze jeden front. Na nim przeciwnicy okopali się głęboko i zioną nawzajem tak porażającą miłością, że utrzymanie się między zwalczającymi się stronami jest wykluczone. Publicyści, zwłaszcza ci sprytniejsi, mogą unikać tematu, ale każdy polityk przyparty do muru musi się opowiedzieć po którejś ze stron i wówczas narażony jest na lincz przeciwników albo zwolenników zaostrzenia prawa aborcyjnego. Tu nie ma zmiłuj. Obydwie strony prześcigają się w skrajnościach.
Czy w ogóle jest jakiś sposób na uniknięcie wyniszczających nas sporów? Nawoływanie do zgody, czyli jakiegoś kolejnego Frontu Jedności Narodu, nic nie da. Jaruzelski też namawiał do pojednania ofiar z oprawcami, wprowadzając dokładnie trzydzieści osiem lat temu stan wojenny.
A może by tak rozgrywki zostawić sportowcom i ich kibicom? Sami zajmijmy się na przykład kulturą. Co nam zostało z dawnych lat? Nikt nie pamięta, co powiedział jeden satrapa innemu satrapie ani nawet ludowi miast i WSI. Przywołujemy najczęściej słowa poetów, pisarzy. Czy coś zostanie po nas, Polakach, początku dwudziestego pierwszego wieku?

Prowokacja? 49/2019 (440)

W październiku miał wpłynąć do Kongresu Stanów Zjednoczonych raport o stanie przygotowań w Polsce, dotyczących zadośćuczynienia żydowskim żądaniom, zawartym w akcie 447 JUST. Nie wpłynął. Dlaczego? Można doszukiwać się różnych przyczyn. Najbardziej optymistyczna to taka, że żądania są niedorzeczne, zwłaszcza z prawnego punktu widzenia. Druga ewentualność to uprzejmość ze strony żydowskich uzurpatorów, polegająca na małym opóźnieniu, by nie zakłócać ciszy przed- i powyborczej do sejmu. Pozostaje też trzecia ewentualność. Opinia światowa nie została jeszcze odpowiednio urobiona.
Proces przyprawiania gęby Polakom stale trwa. Ogłoszenie, że Polska jest najbardziej antysemickim krajem świata wbrew oczywistym faktom, to za mało. Można też lansować tezę, że spośród miliarda antysemitów połowa mieszka w Polsce, ale to dla wyjątkowo łatwowiernych. Z punktu widzenia żydowskich uzurpatorów naszego majątku najlepiej byłoby wywołać jakieś incydenty, które można by później odpowiednio rozdmuchać. Jak sprowokować niewinnego człowieka do agresji? Może próbując upokorzyć go, pokazać mu, kto tu rządzi? Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia, kiedy to Gmina Żydowska nie dopuszczała do promocji książki Powrót do Jedwabnego.
A może to wcale nie o sprawę promocji chodziło? Jakieś podejrzane bojówki były przygotowane do rozróby pod Domem Dziennikarza. Nie udało się, ale w Internecie zawrzało i może właśnie to prowokatorzy chcieli osiągnąć. Napaleni internauci wyciągają przeróżne żydowskie grzechy i podgrzewają atmosferę. Nie wiem, na co Żydzi liczą. Musi być jakiś prawdziwy powód tej interwencji Gminy Żydowskiej. Jeśli to nie zwykła głupota, wynikająca z arogancji, to może jednak prowokacja?