Archiwum kategorii: Aktualności

Szukanie zguby pod latarnią

Gdyby ktoś nie znał tego starego dowcipu, to go przypomnę. Lekko zawiany mężczyzna szuka czegoś pod latarnia. Przechodzień pyta: – Zgubił pan coś? – Pieniądze. – Tu? – Nie tam, ale tam jest ciemno, więc szukam tutaj.

     Jako żywo przypomina to działania rządu PO. W ramach walki z biurokracją zatrudniono 100 tys. nowych urzędników, z czego pokaźna liczba zajmuje się sprawdzaniem PIT-ów. Niekiedy udaje się znaleźć jakiś błąd rachunkowy i pociągnąć delikwenta do odpowiedzialności. Jeśli jest to jakiś drobny przedsiębiorca, który akurat podpadł komuś z „naszych” można go nawet w ten sposób wykończyć finansowo, ale taka strategia nie jest w stanie poprawić finansów państwa. Podniesienie akcyzy na papierosy i alkohol wydawać by się mogło słusznym pociągnięciem. Jednak wpływy zamiast rosnąć spadły!  Przemyt wzrósł lawinowo, ale tym już rzesza urzędników się nie zajmuje, bo a nuż naraziłaby się jakimś gangsterom powiązanym z rządem. W ten sposób dziura budżetowa rośnie razem z kadrą urzędników, których jedynym zadaniem jest wyszukiwani dziur w całym.

Pytania bez odpowiedzi

     Czym jest świadomość? Czy powstaje w naszym umyśle i wraz ze śmiercią ginie? Czy może  jest  nieśmiertelną duszą, która po śmierci opuszcza ciało, by dalej wieść jakiś byt? Twierdząco na to pytanie odpowiada większość religii. Zresztą każde ciało zaraz po śmierci z jakiegoś powodu waży troszkę mniej, niż w chwili śmierci.

     A jeśli dusza jest czymś w rodzaju strumienia świadomości, to w którą stronę płynie? Czy od generatora, jakim jest nasz mózg, na zewnątrz, tworząc np. telepatię? Czy odwrotnie – mózg jest rodzajem odbiornika przetwarzającego te jakieś fale. Wówczas świadomość mogłaby nigdy nie ginąć, tylko przyjmować inne lokum – niebo, lub reinkarnację?

     Doznania ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną jednych utwierdza w wierze w Boga, innych przeciwnie w przekonaniu, że zmysły mogą nas mamić, nie informując o stanie faktycznym otaczającej nas rzeczywistości. Im bardziej poznajemy przyrodę, której jesteśmy cząstką, tym bardziej oddalamy się od poznania tego, co jest dla nas najważniejsze.

Koszula Churchilla

     Nie chodzi o koszulę bliższą ciału, ani o stosunek Churchilla do Polaków ani nawet w ogóle o politykę. Mam na myśli małą płócienną koszulkę, w której był ochrzczony. Zwiedzałam kiedyś pałac, gdzie przyszedł na świat przyszły premier. Pałac jest wielki, piękny i otacza go ogromny angielski ogród. W części muzealnej pałacu przykuł moją uwagę niepozorny przedmiot – płócienna pocerowana koszulka, w której chrzczono od pokoleń przyszłych dziedziców fortuny. Jakież to praktyczne! Po co stale sprawiać nową koszulkę, w którą dziecko ubiera się przecież tylko jeden raz, a poza tym nigdy nie jest ani za ciasna, ani za duża, bo niemowlaki od siebie się zbytnio nie różnią.

     Dla mnie ta pocerowana koszulka jest rodzajem symbolu. Angielski konserwatyzm ma korzenie w zwykłej praktyczności. Człowiek biedny kupuje jednorazową tandetę, na którą go stać i ma akurat ochotę. Bogaty kupuje tylko to, co jest mu rzeczywiście potrzebne i w ten prosty sposób bogaci się.

     Przeciwieństwem konserwatyzmu jest postępactwo gloryfikujące bylejakość, którą codziennie trzeba wymieniać na nowy model. Brak ciągłości kulturowej leży u podstaw postępactwa a jednorazówki dobre są na wszystko, można nimi zaspokajać potrzeby fizjologiczne, zwłaszcza gdy innych się nie ma.

    

Dobro wspólne

   Najsprawiedliwiej Pan Bóg obdzielił ludzi chyba rozumem. Prawie każdy uważa, że ma go pod dostatkiem, podczas gdy innym najczęściej go brakuje. Skąd się biorą te wątpliwości odnośnie cudzych rozumów? Niekiedy z zastosowania „prostej logiki”. Częściej jednak z nie dającego się zweryfikować przeświadczenia. Wystarczy stwierdzenie: „ot, głupi i tyle”. No dobrze, a jak przekonać się, czy samemu nie należy się przypadkiem do grona durniów? Co byście Państwo powiedzieli na taką oto definicję? Jeśli człowiek będący twoim autorytetem okazał się kłamcą i nadal pozostał twoim autorytetem, to widomy znak, że jesteś jednak głupcem.

   Takie refleksje naszły mnie w związku ze zbliżającym się jubileuszem setnego felietonu. Zadaję sobie niekiedy pytanie, czy to co robię ma sens. Potwierdzenie znajduję nie tylko wśród osób życzliwych, którym moje pisanie przypada do gustu, ale paradoksalnie, przeciwnicy też utwierdzają mnie w takim przekonaniu. Często są to osoby nie odróżniające inwektyw od argumentów, wychowane przez telewizję najwyraźniej uważają, że to, to samo.  

   Najwięcej emocji budzą tematy polityczne. Politykę można oczywiście ignorować, ale nie można jej nie podlegać. Równie dobrze można dać sobie wmówić, że siły grawitacji nie mają do nas zastosowania. Ludzie wolący nie znać prawdy prowokują nieszczęścia, których dało by się uniknąć. Jeśli robią to wyłącznie na własny rachunek, to ich rzecz, ale bezkrytyczność w sprawach wspólnych dotyka nas wszystkich, dlatego trzeba protestować wszędzie tam, gdzie źle się dzieje.

Konkurencja

     Władza zdobyta jako cel ostateczny musi ciągle być umacniana i niczym więcej zajmować się nie chce i nawet nie może. Do dziś mamy zasłużonych „umacniaczy władzy ludowej”, którym płacimy hojne emerytury z naszych podatków. Władza, jako dobro jedyne i najwyższe, nie może pozwolić na wolność w żadnym zakresie, a zwłaszcza w interpretacji wydarzeń. Obecnej udało się wpuścić wszystkie media w jeden kanał i wyeliminować konkurencję prawie całkowicie. Drugi obieg to żadne zagrożenie.

     Arogancja rządzących pokonuje kolejne szczyty. Zdawać się mogło, że Komisja Millera wyczerpała limit bzdur na temat pancernej brzozy, której udało się strącić samolot, a jej samej nawet nie udało się zmierzyć. Raz jest wyższa, raz niższa pień ma to grubszy, to cieńszy i żadnym ekspertom nie daje się zmierzyć. Jeśli ciemnota  tego nie rozumie, to premier właśnie powołał grupę ekspertów, tych samych, którzy utworzyli sławetny raport, żeby teraz tłumaczyła ciemnocie, że to jej, ciemnoty, ciasne umysły nie potrafią zrozumieć jak działa i czym w ogóle jest taka brzoza, nie mówiąc już o samolocie.

      My, ten ciemnogród z drugiego obiegu, jesteśmy otwarci na konkurencję. W ramach tej konkurencyjności dzisiaj nie wystąpi Teatrzyk Zielony Śledź, ustępując pola nieznanemu (przynajmniej mnie) autorowi.

      

Dialog – Donek i Angela

 

Donek: Angela, my podnieśliśmy wiek emerytalny naszym ludziom.

    Ty miałaś to też zrobić, a nie zrobiłaś!

Angela: Zrezygnowałam, bo ze wschodu przyjechała do nas tania siła robocza.

Donek: Ale obiecałaś!

Angela: Obiecałam, ale to byłoby nielogiczne, bo dzięki tej sile roboczej nasi emeryci nic nie stracili. 

Donek: Przecież macie bezrobocie, a przyjmujecie innych do pracy?

Angela: No tak, ale dzięki tej nowej sile roboczej, możemy spokojnie wypłacać wysokie zasiłki dla naszych bezrobotnych. A co tam u was?

Donek: A u nas po staremu. Bezrobocie wzrosło – nie wiadomo dlaczego, młodzi nie chcą zakładać rodzin i mieć dzieci – nie wiadomo dlaczego. Ale szczęśliwie coraz więcej starców umiera w pracy. Dzięki temu nasza służba zdrowia może odsapnąć.

Angela: To dobrze. To dobrze. Najważniejsze że kontrolujesz sytuację. I nie przejmuj się tym co ludzie mówią. W polityce już tak jest. Nie zawsze sondaże są na wysokim poziomie.

Donek: Ale tobie słupki wzrosły.

Angela: No tak. Wzrosły. Ale to dzięki nowej sile roboczej, rezygnacji z podwyższania wieku emerytalnego i z podwyżek zasiłków dla bezrobotnych.

Donek: Też będę musiał coś wymyślić, bo niedługo wybory…

Angela: To daj ludziom pracę! Przecież masz super głowę na karku!

Donek: Ale jak?

Angela: Jeśli zatrudnisz w administracji 100 tysięcy ludzi, to przybędzie100 tysięcy głosów i ubędzie 100 tysięcy między bezrobotnymi. To razem 200 tysięcy! A z ich rodzinami jeszcze więcej!

Donek: Mamy obliczoną kasę i nie będę miał z czego im zapłacić.

Angela: To ja ci pożyczę. Dzięki nowej, niemal darmowej sile roboczej kasy nam przybywa i mogę to zrobić na korzystnych warunkach 10% w skali roku.

Donek: Dzięki Angela. Na ciebie zawsze mogę liczyć!

Angela: Bo mądrzy ludzie zawsze się dogadają. A ty naprawdę masz głowę na karku. U nas takiego nie ma!

Donek: No a ty…

Angela: Ja ci do pięt nie dorastam… Żebyś ty słyszał naszych obywateli… U nas wszyscy, Donek, cię chwalą!

 

KURTYNA

 

Debata

Niech nikogo nie zmyli dawne znaczenie słowa. Debata nie jest już żadną wymianą zdań, w związku z czym zaprasza się do udziału w niej tylko tych, którzy mają na dany temat jedynie słuszny pogląd. Prezydent wraz z premierem będą przekonywać o korzyściach płynących ze wstąpienia Polski do unii walutowej. Jest kogo przekonywać, bo aż 62% społeczeństwa. Co prawda, to bardzo ładnie, że próbują przekonywać, bo przecież nie muszą. Partia rządząca zawsze wie lepiej, co dla obywatela dobre. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Po wprowadzeniu euro zostaniemy dozgonnymi dłużnikami garstki posiadaczy wszystkiego. Niewolnik nie ma nic do gadania.

     Gdyby jednak te 62%, czyli garstka oszołomów, nie dała się przekonać i zaczęła ostro protestować, to zawsze będzie można ją spacyfikować przy użyciu bratnich jednostek specjalnych zaproszonych z Unii lub  spoza niej. Jak się komu nie podoba, to droga wolna. Zmywaki w Europie i poza nią czekają na Polaków.

Kolektywne sterowanie

Czy „demokracja ludowa” rzeczywiście przegrała z demokracją nie ludową? Najlepiej to widać na przykładzie kultury, gdzie język wulgarny (wszędzie słyszany)  wyparł ten literacki (prawie zapomniany). To tylko taki jaskrawy przykład zwycięstwa komuny, ale są i inne tego świadectwa. Za czasów ustroju, rzekomo minionego, filmy, na które partia dawała pieniądze, robili mniej lub bardziej utalentowani reżyserzy. Film czy serial telewizyjny jest sztuką zbiorową i każdy biorący w nim udział ma prawo do swojego kawałka tortu, ale po jego upieczeniu, nie wcześniej.

Obecnie o kształcie dzieła decydują producenci i żeby chociaż przypadał jeden producent na jeden film, to może nie powstawałyby takie gnioty, jakimi ostatnio raczy nas TVP1.

Producenci z wielu krajów połączyli się żeby wyprodukować seriale: a to o jakichś szpiegach w Warszawie, a to o znanej i powszechnie lubianej piosenkarce. Nieporadność w obydwu wypadkach jest wręcz porażająca. Najwyraźniej „tfurcy” nie mają pojęcia o tym, że w prawdziwej sztuce, podobnie jak w zdrowym organizmie, wszystko czemuś służy. Nie ma zbędnych kształtów, barw, dźwięków, słów.

Zabawa w „Rozwojowca”

Dziś z całkiem innej beczki. Czy zdarza się Wam poczucie, że tracicie kontrolę nad własnym życiem? Jeśli tak, to zabawa, którą proponuję powinna się Wam spodobać. Należy wyznaczyć sobie 5 do 9 celów, zapisać je i codziennie odznaczać sukcesy i porażki. Cele mogą być zarówno stałe typu – codzienny spacer; jak i zmienne, z tym że po zrealizowaniu celu zmiennego wchodzi na jego miejsce inny, nowy cel. Wszystkie powinny być jednak starannie spisane i ponumerowane. Proponuję taką tabelkę do odznaczania codziennie tego co się udało, a co nie.

Cele>>>

1

2

3

4

5

Data

 

 

 

 

 

 

Sobota 16.IV.2013

0

1

1

0

1

3

Niedziela 17.IV.2013

1

0

1

0

1

3

Poniedziałek   18.IV.2013

1

0

0

0

1

2

2

1

2

0

3

8

Po 100 dniach suma codziennych sukcesów automatycznie wyjdzie w procentach, a codziennie widzimy realizację postawionych sobie zadań. Ważne żeby być ze sobą szczerym i wyciągać na bieżąco wnioski, czy stawiamy przed sobą wyzwania na miarę możliwości. Przyjemnej zabawy.

Moje sąsiadki

    Premier twierdzi, że myśli przez 20 godz. na dobę. Jakie są tego rezultaty, czyli stan państwa, widać gołym okiem. Zanim więc uda się pozbawić go tego ciężkiego znoju, zajmijmy się sztuką, która w powszechnym mniemaniu myślenia nie wymaga. 

     Aby dotrzeć do sklepu, w którym najczęściej robię zakupy, muszę przejść przez „galerię”. Ktoś kiedyś wpadł na dobry pomysł wyjścia ze sztuką na ulicę. Wykorzystano do tego siatkę oddzielającą posesje od chodnika i umieszczono na niej wielkie fotogramy kilku artystów, a całość wystawy zatytułowano „Moja sąsiadka”. Czarno-białe fotografie przedstawiają żoliborskie artystki (w tym znane i urodziwe aktorki) i ta część wystawy nie budzi  zastrzeżeń.

     Dwie pozostałe to przykład sztuki nowoczesnej. Na kolorowych fotografiach widzimy: a to kawałek opuchniętej nóżki, a to kadłubek bez głowy – wszystko w scenerii jakichś ruder, które pewnie nie łatwo było na Żoliborzu znaleźć. Część trzecia i ostatnia, to portrety staruszek. Te fotki są jak z koszmarnego snu. Gdyby nie konieczność przekraczania ulicy w tym akurat miejscu, w którym wiszą te nieszczęsne portrety, zamykałabym pewnie oczy mijając je. Jak trzeba było zmanipulować modelki, żeby przystały na publikację tak niekorzystnych wizerunków? Wystawa wpisuje się niewątpliwie w nurt postępactwa pseudo-artystycznego. 

     A tak przy okazji: zdjęcie poniżej wykonała Zofia Nasierowska – prawdziwa żoliborska artystka.

     

   

 

Fundusze unijne

9/2013(88)

     W Unii Europejskiej wszyscy są równi, ale Niemcy są równiejsi. Jako jedyny kraj przegłosował w swoim parlamencie, że prawo niemieckie jest w ich kraju ponad prawem unijnym. W ten sposób to, co wszystkich obowiązuje, ich obowiązywać nie musi. Nie należy się zatem dziwić, że unijne dotacje tak są pomyślane, żeby prędzej czy później wróciły do Niemiec.

     Zdawać by się mogło, że co jak co, ale darmowe kursy mogą przydać się każdemu. Mnie się przynajmniej tak kiedyś zdawało. Chciałam nauczyć się jakiegoś programu graficznego, żeby móc projektować okładki do książek. Zrazu wydawało się, że spełniam wszelkie możliwe kryteria. Zachęcona przez jakąś internetową firmę, złożyłam odpowiednie papiery.

     Wtedy okazało się, że mam nieodpowiednie wykształcenie. Kurs jest bowiem tylko dla elektroników! Po co elektronikowi taki kurs? Tego się nie dowiedziałam. Przypuszczam, że jako ogrodniczka miałabym jedynie szanse na kurs obsługi drabiny w sadzie.