Zwyczajne posiedzenie rządu

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Zwyczajne posiedzenie rządu

 

Występują: Pełnomocnik premiera Grasow, czyli w skrócie Gras, Wronisław Komuchowski, czyli w skrócie Wronuś, Minister Zdrowia Bajer, Minister Spraw Zagranicznych Raduś, Minister Propagandy, czyli Redaktor Nad-naczelny.

 

Nad-naczelny – Jakie są u… usta…

Wronuś – Coś nowego! Nareszcie mówimy o wdziękach Maryni.

Gras – Oj, Wronuś, jakoś niebezpiecznie dowcip ci się wyostrzył. Daj redaktorowi skończyć.

Nad-naczelny – Jakie są u… usta… ustalenia na ten tydzień?

Gras – O tym za chwilę. Najpierw oddajmy głos Ministrowi Zdrowia.

Bajer Niebezpiecznie wzrosła ilość wypadków z udziałem rowerzystów.

Gras – Zawsze przecież przodowali w ilości wypadków na drogach. Cały świat świruje od tych rowerów, ale problem cyklistów świetnie zastępuje wszystkie inne.

Bajer Niemniej, trzeba coś z tym zrobić. NFZ nie wyrabia.

Gras To ograniczmy trochę liczbę cyklistów.

Raduś – Jak to!? Co sobie o nas pomyślą wszystkie cywilizowane kraje, które wzorują się na Holandii!? Ścieżki rowerowe powinny być naszym priorytetem.

Nad-naczelny A gdybyśmy taaa…k zamiast na Holandii zaczęli się wzorować na Indiach?

Raduś A co by to dało? Tam przecież też jeżdżą na rowerach.

Nad-naczelny Ale mają ścieżki dla słoni.

Wronuś – Ja nie jestem rowerzystą ani moja żona, a kraj nasz jest nieprzyjazny społeczeństwu. Ale to temat, którego prawie nikt nie rozumie.

Gras – No, widzę Wronuś, że znowu jesteś sobą. Nic z tego, co powiedziałeś, nie rozumiem. Kto to wymyślił?

Wronuś – Jak to kto? Ja  i moja żona, oczywiście.

Gras Wracając do naszego kraju, widzę rozwiązanie w pewnych jednak uregulowaniach. Niechby rowerzyści ograniczyli się do chodników, albo jezdni, bo ze ścieżek dla siebie przeznaczonych i tak niechętnie korzystają.

 Bajer – Gdyby przyjąć pierwszą wersję, czyli chodniki, to cykliści rozmnożą się w sposób niekontrolowany i nie podołamy klęsce urodzaju. Drugie rozwiązanie jest praktyczniejsze, bo wyeliminuje nadmierny przyrost, dostarczając jednocześnie mnóstwa organów do przeszczepów.

KURTYNA

 

P.S. Zapraszam do współpracy każdego, kto jest lub czyje się aktorem. Jedyny warunek, to obecność na próbach w Warszawie. Świetlana przyszłość sceniczna zapewniona!

 

Wskazówki

 

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Wskazówki

 

Występują: Grasow, czyli w skrócie Gras; Delegat; oraz Wronisław Komuchowski, czyli  w skrócie Wronuś.

 

Gras – Jakie wskazówki przywieźliście z Moskwy?

Delegat Przede wszystkim mamy zapewnienie, że serwery są pod dobrą kontrolą i nikt niepowołany nie będzie miał do nich dostępu.

Wronuś – No myślę! Inaczej nie musiałyby tam być.

Delegat Przedstawimy szczegółowy raport, ale rozumiem, że teraz chodzi o najważniejsze punkt. A więc nie wolno dopuścić niezależnych ekspertów.

Wronuś – Dobrze im mówić, ale jak to zrobić w naszych warunkach?

Gras – Tu jest konieczna inwigilacja i destrukcja w ich szeregach, niedopuszczenie do porozumienia.

Delegat Oczywiście. 20 tys. obwodów wyborczych to zbyt wielkie wyzwanie dla niezorganizowanych. Następny punkt to unieważnienie głosów przeciwników.

Gras – To już mamy częściowo przećwiczone. Nikt nie zareagował na wyjątkowo wysoki odsetek głosów nieważnych w jednej gminie, chociaż w sąsiednich był znikomy.

Wronuś – A pamiętacie te listy wyborcze znalezione na śmietniku? Też się udało.

Delegat Radzieccy… Chciałem powiedzieć rosyjscy eksperci sugerują też podmianę skrzynek, ale to wymaga już zdolności iluzjonistycznych.

Gras – Zatrudni się ekspertów. W końcu iluzjoniści i kieszonkowcy wiedzą jak odwrócić uwagę ofiary. A jakieś wskazówki co do samego liczenia głosów?

Delegat – Przestrzegano, żeby nasi kandydaci nie przekroczyli 100% uprawnionych do głosowania, bo to budzi podejrzenia.

KURTYNA
 

Święta krowa rowerowa

     Zastanawiam się, czy w tym szaleństwie jest metoda. Rower jako środek lokomocji w dużym mieście nie jest dobrym rozwiązaniem pod żadnym względem. Nie należy ani do najwygodniejszych, ani do najszybszych. Rowerzysta na drodze stwarza zagrożenie dla wszystkich jej uczestników: pieszy nie ma żadnych szans przy bliskim spotkaniu, a kierowca samochodu próbujący wyminąć taką świętą krowę też ryzykuje wypadkiem.

     Może więc zalet należy upatrywać w zbawiennym działaniu terapeutycznym? Wygląda, jakby to właśnie udało się ludziom wmówić. Od dawna jednak wiadomo, że sport ze zdrowiem niewiele ma wspólnego. W tym konkretnym wypadku prócz niebezpieczeństwa kontuzji, jazda na rowerze jest wysoce ryzykowna dla kręgosłupa, zwłaszcza na odcinku lędźwiowym. Nietrudno zatem o szybką przesiadkę z roweru na wózek inwalidzki.

     Co jest więc grane? Obawiam się, że to co zwykle, czyli sztuczne stwarzanie problemów nie do rozwiązania. Najpierw budowanie ścieżek rowerowych urywających się nagle, później próba zapędzenia cyklistów, żeby z nich korzystali. W rezultacie skłócenie wszystkich ze wszystkimi. To wypróbowany sposób tego rządu na odwrócenie uwagi od spraw ważnych dla miasta i kraju.

Wesele celebrytki

 

 

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Wesele celebrytki

 

Występują: Dziennikarz, Celebrytka.

 

Dziennikarz – O niczym innym się nie mówi, jak tylko o pani weselu. Wszyscy się wybierają, chociaż nikt nie zna dnia, godziny ani miejsca.

Celebrytka Bo czekamy na załatwienie koniecznych formalności.

Dziennikarz – Rozwodowych pana młodego, jak się domyślam?

Celebrytka Źle się pan domyśla.

Dziennikarz – Z tego co wiem, pani jeszcze nigdy nie stawała na ślubnym kobiercu.

Celebrytka Zgadza się.

Dziennikarz – Który to miesiąc?

Celebrytka Ósmy.

Dziennikarz – Chłopiec czy dziewczynka?

Celebrytka A cóż to za pytanie!? Dziecko samo określi swoją płeć, jaką sobie wybierze.

Dziennikarz – A kto będzie szczęśliwym tatusiem?

Celebrytka Jest pan najwyraźniej nieprzygotowany do wywiadu.

Dziennikarz – Trudno nadążyć za panią. Pod względem częstotliwości zmiany partnerów ustanowiła pani niewątpliwie rekord.

Celebrytka Sam pan widzi, że w takiej sytuacji wskazanie ojca dziecka nie jest łatwym zadaniem. I nie widzę najmniejszej potrzeby ustalania tego.

Dziennikarz – Rozumiem, że pani zdaniem ojciec dziecku nie jest potrzebny.

Celebrytka Nareszcie coś pan rozumie. Wystarczą mu dwie mamusie.

Dziennikarz – Jak to? 

Celebrytka Właśnie zdecydowałam się na związek z przyjaciółką. Dołożymy wszelkich starań, żeby udzielono nam ślubu w Urzędzie Stanu Cywilnego. Ale  te formalności tak długo trwają, że chyba będziemy musiały pojechać do Paryża.

 

KURTYNA

 

 

W obronie Muchy

     Znowu ta paskudna opozycja atakuje najładniejszą panią minister, tak jakby od niej cokolwiek zależało. Przecież ona wykonywała tylko polecania. Wyobrażacie sobie Państwo, co mogłoby się stać, gdyby Madonna nie wystąpiła na Stadionie Narodowym w dniu 15 sierpnia? Strach pomyśleć, jakiego spustoszenia mogłaby dokonać ta garstka nacjonalistów! Trzeba było przecież dać odpór

tak na wszelki wypadek. Cena tych głupich sześciu milionów, to naprawdę drobiazg.

 

    

Wywiad z Anonimowym Autorem

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Wywiad z Anonimowym Autorem

 

Występują: Dziennikarka, Autor.

 

Dziennikarka – Dlaczego pragnie pan pozostać anonimowy?

Autor Z tego samego powodu, dla którego pragnę pozostać przy życiu.

Dziennikarka – Autorzy kryminałów na ogół pragną sławy. Ale dobrze. Dlaczego sądzi pan, że coś mu grozi?

Autor Zbyt wiele było „samobójstw” ludzi związanych ze  sprawą.

Dziennikarka – Ma pan na myśli świadków, ekspertów?

Autor – Między innymi. Chyba wiem do czego pani zmierza.

Dziennikarka – Do czego?

Autor – Że brak mi wiedzy, która mogłaby być dla kogoś groźna. Otóż zapewniam panią, iż logiczne wyciąganie wniosków z powszechnie znanych faktów może być zabójcze.

Dziennikarka – A konkretnie?

Autor – Nie ma zbrodni bez motywów.

Dziennikarka – W książce wymienia ich pan cztery: ekonomiczny, militarny, zemsta i prewencja. Może pan to rozwinąć?

Autor – Nie. Poproszę następne pytanie. Albo inaczej. Nie uważa pani, że bohater tej powieści jest absolutnie doskonały w swej perfidii? Najpierw winą obarcza ofiary, później mataczy i gra w kotka i myszkę. Jedni na to przyzwalają ze strachu, inni z chciwości, a większość z prostej głupoty. Czyż nie jest to samo życie?

Dziennikarka – Przypomnę, że zadawanie pytań należy do mnie. Mówi się, że ten kryminał wyznaczył nowe standardy. Na czym one polegają?

Autor Wcześniej autor kryminału musiał w końcu podjąć decyzję, jak przestępca zaplanował swój czyn i jak go zrealizował. Założenie było bowiem takie, że złoczyńca boi się ujawnienia tego, co zrobił. Ja twierdzę, że jeśli jest wystarczająco potężny może sobie pozwolić nie tylko na bezczelne zacieranie śladów, ale nawet na podrzucanie dowodów i ich wycofywanie. Ot, takie igraszki.

Dziennikarka – Z wymiarem sprawiedliwości?

Autor – Gdyby założyć, że taki jeszcze istnieje. W mojej powieści zamachowiec najpierw sugeruje wypadek z winy załogi. Posuwa się nawet do drwin na temat trzeźwości i sugeruje nepotyzm. Później podsuwa równie bzdurne wyjaśnienia: a to mgła, a to jakieś drzewko i patrzy na bezsilność ludzi próbujących wykazywać mu błędy. Kiedy jedyną konkluzją jest wybuch bomby, sam podrzuca dowody i śmieje się w kułak, że nikt nie ośmieli się nazwać tego wprost zamachem.

Dziennikarka – Nie boi się pan, że to może być odczytane jako aluzja do znanych wszystkim wydarzeń?

Autor – Boję się, dlatego wolę pozostać anonimowy.

Dziennikarka – No, to porozmawiajmy otwarcie. Opisana przez pana katastrofa smoleńska…

Autor – Co!? Ja przecież wcale nie miałem na myśli tej katastrofy. Skąd w ogóle coś takiego przyszło pani do głowy!?

 

KURTYNA

Kto ma prawo nami rządzić?

     Przerzucając kanały telewizyjne natknęłam się na młodą osobę zaproszoną do studia, jak się domyślam, w charakterze eksperta. Wygłosiła ona mniej więcej takie oto zdanie: Tak jak w rządzie nie może być antysemita, tak i nie wolno dopuścić tam homofoba. Tu mała dygresja. Nazwa „homo-fobia” sugeruje, jakby chodziło o jakiś stwór bojący się człowieka, a faktycznie chodzi o człowieka bojącego się zboczeńca.

     Wracając do tematu muszę przyznać, że moja edukacja z zakresu prawa jest najwyraźniej niewystarczająca. Nie miałam bowiem pojęcia o przepisie zakazującym antysemitom pełnienia funkcji państwowych. Niewiedzę zawdzięczam zapewne naiwnej wierze w tolerancję. Bo jeśli przekonanie, że polskość to nienormalność, nie przeszkadza w pełnieniu funkcji premiera, to brak życzliwości dla mniejszości  narodowej  powinien być pestką. Ale to, jak się okazuje, tylko  tak na zdrowy rozum. Praktyka dowodzi czegoś przeciwnego.

     Innym zaskoczeniem była dla mnie wiadomość o zarejestrowaniu 28 marca 2011 r. w Sądzie Okręgowym w Warszawie (VII Wydział Cywilny Rejestrowy) Komunistycznej Partii Polski z siedzibą w Dąbrowie Górniczej, przy czym inne źródła podają datę 4.09.2002 r. Znowu, najwyraźniej mylnie, zdawało mi się, że komunizm został w naszym państwie zakazany, choćby teoretycznie.

A może z tą partią to jednak tylko ściema?

 

 

Przychodzi artysta do baby

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Przychodzi artysta do baby

 

Występują: Artysta, Baba.

 

Artysta – Mam genialny pomysł na wypromowanie nie tylko Stadionu Narodowego, ale zrobienie z Warszawy Kulturalnej Stolicy Świata.

Baba – Zamieniam się w słuch.

Artysta – Do udziału w festiwalu zostaną zaproszeni wyłącznie niepełnosprawni.

Baba – E, to już było. Chce pan zrobić para-olimpiadę?

Artysta – Nie. To ma być przecież festiwal kulturalny, nie igrzyska sportowe. Dziełami sztuki obwiesi się wszystkie ściany stadionu, a nawet dach, gdyby udało się go zamknąć…

Baba – Chyba otworzyć? A nie, racja – zamknąć.

Artysta – No, więc wszędzie tam zawiesi się obrazy autorstwa niepełnosprawnych. Aukcja tych dzieł przyniesie krocie.

Baba – To ma sens. Widziałam już takie obrazy malowane pędzlem trzymanym w ustach, albo nogą.

Artysta – Nie! Nie o takich artystach myślałem. Potrzebujemy czegoś naprawdę nowatorskiego. Nasze obrazy powinni namalować wyłącznie niewidomi.

Baba – Hm… No nie wiem.                    

Artysta – Ale ja wiem! Dostaną wszystko, co potrzebne, żeby namalować obraz: profesjonalne oprzyrządowanie. Chodzi tylko o to, żeby trafiali w płótno umoczonym w farbę pędzlem. To przecież potrafi każdy. Założę się, że nikt nie odróżni ich prac od innego nowoczesnego malarstwa.

Baba – Właściwie tak. Przekonał mnie pan. Co dalej?

Artysta – Do tego zagra orkiestra…

Baba – Tu niewidomi mieliby więcej do powiedzenia. Talenty muzyczne w tej grupie…

Artysta – To za łatwe. Nie chodzi przecież o to, żeby ktoś grał Etiudę Rewolucyjną, czy coś w tym rodzaju. Całkiem przeciwnie, tu zaprosi się wyłącznie głuchoniemych. Dostaną instrumenty i będą robili to, co każdy z nich widział na filmach.

Baba – No… Właściwie, skoro ma być naprawdę nowocześnie… Mam nadzieję, że nasz najznakomitszy kompozytor się nie obrazi. Jego żona i impresario w jednej osobie może mieć nam to za złe.

Artysta – Wiem. Jej wpływy w telewizji są znaczące. Ale przecież tylko przez przypadek taka orkiestra może zagrać jakiś jego kawałek. Wtedy trzeba będzie zapłacić tantiemy. Ale na to chyba nas stać?

Baba – Oczywiście. A tak à propos, jaką kwotę z budżetu powinniśmy zarezerwować? Bo widzi pan opozycja wytyka nam nawet takie głupie sześć milionów na bądź co bądź gwiazdę światowego formatu.

Artysta – Czy to naprawdę ważne? Przecież prawdziwa sztuka jest bezcenna.

Baba – Niewątpliwie. Jaką jeszcze muzę uhonorujemy?

Artysta – Teatr. Tu musimy podejść do sprawy bardzo profesjonalnie. Trzeba będzie zaangażować najlepszych stylistów.

Baba – Jak to stylistów? Nie aktorów?

Artysta – Po kolei. Najpierw profesjonaliści, czyli styliści.

Baba – Chodzi o jakieś specjalne ubiory?

Artysta – Tylko buty i kolczyki wszędzie tam, gdzie to możliwe. No i oczywiście koafiury, nie licząc tatuaży.

Baba – Mają występować w prywatnych strojach?

Artysta – Bardzo prywatnych, czyli nago. To chyba oczywiste?

Baba – No, rzeczywiście. Sama powinnam na to wpaść. A co będą deklamować?

Artysta – Własne teksty. Zasada jest taka, że sztuka ma opiewać politykę miłości, więc im częściej będą padały sakramentalne słowa: kocham cię i odpowiedź: ja cię też, tym lepiej. I jednocześnie powinny to być jedyne dozwolone słowa przyzwoite. Wszystkie emocje muszą być wyrażane przy pomocy wyłącznie słów zwanych wulgarnymi.

Baba – Świetnie. To bardzo ułatwi tłumaczenie na żywo na wszystkie języki. A jak chce pan rekrutować tych artystów? Będą nimi przecież aktorzy i dramaturdzy w jednej osobie.

Artysta – Długo się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że najlepiej sprawdzą się narkomani na odwyku. Da się im oczywiście urlop i odpowiednią dawkę czego trzeba, dla dobrego samopoczucia.

Baba – Jest pan nie tylko artystą, ale prawdziwym wizjonerem!

Artysta – A pani dzięki realizacji tego projektu zostanie zapewne dożywotnio mianowana Najwyższym Komisarzem do spraw Kultury w Unii Europejskiej.

 

KURTYNA

 

 

 

Wybory

21/2013(100)

 

     Witam dzisiaj po raz setny i, jak na jubileusz przystało, warto przypomnieć jak to się zaczęło. Ten rodzaj pisania zawdzięczam koleżance ze studiów, z którą zawsze miałam całkiem poprawne stosunki, aż do momentu gdy ośmieliłam się zaprosić ją na pierwsze po 10 kwietnia 2010 r. spotkanie na Krakowskim Przedmieściu. Odpisała mi, że „mord polityczny to warto byłoby zrobić na tych głoszących takie teorie”. Wprawiła mnie w takie zdumienie, że postanowiłam zacząć regularnie kontaktować się z ludźmi i poznawać ich opinie.

     Pierwszy tekst był na tyle krótki, że przytoczę go w całości. Oto on. Tak sobie myślę, że nad Wisłą żyją dwie nacje: Polaków i „Europejczyków”. Dla Polaka bycie Europejczykiem jest stanem naturalnym. Dla „Europejczyka” bycie Polakiem to obciach.

     Obecnie przychodzi mi na myśl pewne uzupełnienie. Dzielimy się nie na dwie, a na trzy grupy: tych, którym zależy żeby Polska rozkwitała; tych, którym zależy na czymś dokładnie przeciwnym (tu zaliczam agentów obcych państw) oraz całej reszcie niezbyt świadomej gdzie i po co żyje. W przeświadczeniu tej ostatniej grupy bywa mniemanie, że można dokonywać wyboru tylko między mądrym złodziejem a uczciwym oszołomem, po czym i tak złodziej okazuje się przygłupem, a oszołom nie za bardzo uczciwy.

     A może nie jest aż tak źle póki się śmiejemy?       

 

Dziennik telewizyjny

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Dziennik telewizyjny      

 

Występują: Dziennikarz prowadzący, czyli w skrócie Prowodyr, Reporter.

 

Prowodyr – Co my tu dziś mamy? Jak zwykle sami eksperci.

Reporter Nie tacy znowu sami. Każdy jest przecież poprzedzony reportażem.

Prowodyr – Widzę, ale to nie najlepsze materiały. Po co na przykład martwić widzów faktem, że kolej dogorywa. Kto jeździ, ten wie, a kto wybiera inny środek transportu, to mu ta wiedza do niczego niepotrzebna.

Reporter Mówiłeś, że trzeba zacząć coś niecoś krytykować. Masz materiał o moście za miliony, który się sypie zanim został oddany do użytku.

Prowodyr – Widziałem. Może zostać, tylko waham się czy puścić ten komentarz o tym, że z tą firmą już raz zerwano kontrakt i znowu wygrała przetarg. Śmierdzi korupcją na kilometr.

Reporter Przesadzasz. Nikt nie skojarzy. Na końcu masz eksperta z tych których lubisz. O wypowiedź poprosiłem mieszkankę z okolicznej wsi.

Prowodyr – Widziałem. Troska o szarego obywatela zawsze się przyda.

Reporter W następnym materiale masz coś z górnej półki. Wronuś powinien być zadowolony. Nawet nie sypnął się ani razu.

Prowodyr – W tym materiale martwi mnie coś innego. Jest on zaprzeczeniem antysemityzmu.

Reporter Przesadzasz. Jedna jaskółka wiosny nie czyni. W końcu kobieta ocaliła wiele żydowskich dzieci narażając życie własne i rodziny.

Prowodyr – Niby tak… A właśnie. Dobrze, że mi przypomniałeś. Profesor się niecierpliwi, że dawno go nie było na wizji.

Reporter Jaki profesor?

Prowodyr – Jak to jaki? Jest przecież tylko jeden. Mówimy partia w domyśle Lenin; mówimy profesor w domyśle Władysław Ba…

Reporter Oczywiście. Do mnie też się zwracano w tej sprawie. Wykonałem więc dokrętkę. Wynika z niej, że ta kobieta zrobiła tylko to, co do niej należało. Taki był podział ról. On, „Profesor”, w tym czasie produkował lewe dokumenty, nie mniej się narażając. Nie ma na to oczywiście żadnych dokumentów, ale tak jak zwyczajowo jest nazywany „Profesorem”, tak też zwyczajowo nie poddajemy w wątpliwość jego słów.

 

KURTYNA