Zakład polega na tym, że oszust zakłada się z głupcem. Kto jest kim z pozoru nie wiadomo aż do rozstrzygnięcia. Jest jednak wyjątek od tej reguły. Ubezpieczyciel niezmiennie zakłada, że jego ofiarą jest głupiec i w zasadzie się nie myli. Jest to właściwie standard. Zdarzyć się jednak może, że jakiś zdesperowany oszust ubezpieczy się od spalenia własnego domu, ale jeśli nie wejdzie wcześniej w tajny układ z ubezpieczającym, to jednak wyjdzie i tak na głupca.
Na czym tak naprawdę taki zakład polega? Z grubsza na tym, że widzimy czarno naszą przyszłość i jesteśmy skłonni się założyć z każdym, że spotka nas jakieś nieszczęście. Nie bierzemy jednak pod uwagę dodatkowego nieszczęścia polegającego na konieczności udowodnienia tego pierwszego. Gdybyśmy zamiast płacić składki komuś odkładali te sumy na własne konto, to mielibyśmy pewność skorzystania z tych pieniędzy, gdy zajdzie potrzeba. Płacąc ubezpieczenie (to dobrowolne oczywiście) możemy mieć pewność, że nasze pieniądze zasilają cudzą kiesę. W takim wypadku nieszczęścia zawsze chodzą parami. Gdyby tak nie było, a interes miałby rzeczywiście polegać na ryzyku z obu stron, to byłby wolny rynek na takie usługi.