Kiedy wsiadałam do metra, jakiś młody mężczyzna popchnął mnie, z sobie tylko znanych powodów i jakby tego było mu mało, obrzucił mnie wulgarnymi obelgami. Ach, z jaką przyjemnością strzeliłabym go w pysk! Wyobrażacie sobie co by się później działo? Ja sobie wyobraziłam i jednak nie poszłam za głosem serca, tylko rozumu i sprawę zignorowałam, nie dając ujścia szczerym uczuciom.
Czy zatem należy obywać się bez emocji? Każdy, kto kiedykolwiek próbował coś ugotować, wie, że bez szczypty soli, pieprzu, czy cukru potrawa jest niesmaczna. Taka szczypta emocji, szczypta jednak nie garść, nadaje życiu smak. Przesada bywa groźna, ale do niej właśnie usilnie jesteśmy namawiani. Już starożytni Grecy wpadli na pomysł igrzysk i nic się od tamtej pory nie zmieniło. Zawody sportowe dają upust ekscytacjom, dlatego stały się oczkiem w głowie telewizji. Inne programy też nasącza się pozbawionymi refleksji emocjami bez umiaru. Dyskutanci najlepiej żeby brali się za łby, bo to zwiększa oglądalność. Racje merytoryczne dla motłochu są niezrozumiałe. Filmy najlepiej, żeby ograniczyły się do seksu i przemocy.
Kto chce pretendować do obecnych salonów, powinien wyłączyć rozum i włączyć same egzaltacje. Do lamusa odsyła się, ludzi kulturalnych, którzy potrafią panować nad uczuciami.
My i oni 51/2017 (340)
My jesteśmy uśmiechnięci i życzliwi, bo żyjemy w wolnym kraju i staramy się pomnażać jego dobra. Oni są wulgarni i agresywni, bo czują się niewolnikami, od których nic nie zależy. My wyciągamy do nich rękę, a oni próbują ją kąsać, albo chociaż opluć.
Oni próbują zmieniać znaczenie słów, żeby trudno było się połapać, kiedy kłamią. My przywracamy słowom pierwotne znaczenie. Tolerancja, to dla nas zgoda na czyjeś przywary, póki nie zagrażają naszemu ładowi społecznemu. Oni chcieliby w ramach „tolerancji”, narzucać innym swoje dewiacje.
Skąd bierze się ta różnica? Zwyczajnie – ze stosunku do polskości. My, Polacy, wychowani zostaliśmy w poszanowaniu wolności drugiego człowieka. Polskojęzyczna grupa rozbójnicza nie hołduje żadnym ideałom, liczą się dla nich tylko pieniądze. Szkopuł polega na tym, że nie potrafią ich zdobywać w uczciwy sposób, a nieuczciwy jest bardzo ryzykowny. Nawet kiedy mieli swój wymiar niesprawiedliwości, często pożerali się wzajemnie.
Każdy ma wolną wolę i może przyłączyć się do nas, lub do nich. Do nas bliżej i u nas pewniej.
Koniec „dobrej zmiany”
Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Koniec „dobrej zmiany”
Występują: Helga i Wańka.
Helga – Czy ty rozumiesz, o co z tą zmianą premiera chodziło?
Wańka – Jasne. Precz z Kaczorem – dyktatorem!
Helga – Ale to on przecież tej zmiany dokonał.
Wańka – Najwyraźniej nie miał innego wyjścia.
Helga – Długo się opierał.
Wańka – Wreszcie jednak mamy początek końca.
Helga – Czego, konkretnie?
Wańka – Tej ich „dobrej zmiany”.
Helga – Jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Wańka – Ale dwie już tak. Wespół, w zespół… Dwóch najważniejszych ludzi w państwie może bardzo dużo.
Helga – Masz na myśli…
Wańka – Tak, waszego człowieka w Warszawie.
Helga – Dlaczego naszego?
Wańka – Taki światowiec wygląda bardziej na waszego, niż naszego, ale mniejsza o nazwę.
Helga – Razem przecież działamy na rzecz obalenia dyktatury w Polsce.
Wańka – Właśnie! Na pohybel Polaczkom!
Helga – Dużo jest jeszcze do zrobienia.
Wańka – Jasne, ale nie wszystko na raz. Resort obrony i wymiar sprawiedliwości są już w naszym zasięgu.
Helga – Jak to zrobimy?
Wańka – Ulica i zagranica będzie odciągała uwagę od naszych działań na zapleczu wroga.
Helga – A propaganda sukcesu uśpi czujność?
Wańka – Dokładnie!
Helga – A co jak się połapią?
Wańka – Będzie już za późno!
KURTYNA
Exposé 50/2017 (339)
Po wysłuchaniu pięknego exposé nowego premiera, można dojść do wniosku, że dobrze się dzieje w Państwie Polskim. Niepokojący był objaw cenzury, jaki zdawał się opanowywać Internet, ale okazał się przejściowy. Każda wiadomość, która miała w tytule krytykę nowego premiera, nie dawała się otworzyć. Wszystko jednak wróciło do normy. Pozostało jedynie pytanie, czemu ta zamiana stanowisk ma służyć?
Wróble ćwierkają coś o posadach w Spółkach Skarbu Państwa – kto nimi dysponuje, ten ma szmal, czy władzę. Jeśli pani premier nie pozwalała się dobierać komuś do tego miodu, to może warto upowszechnić wiedzę o zarobkach i życiorysach szefów tych spółek? Tyle odnośnie do rodzimego podwórka, więcej jednak mówi się o zadaniach zagranicznych nowego premiera.
Jaki to układ zawarł nowy szef starego gabinetu ministrów z „zachodnimi bankierami”, którego nie mogła zawrzeć pani premier? Jeśli jesteśmy rzeczywiście niemałym krajem, który szybko się rozwija, to przecież musimy naruszać czyjeś brudne interesy. Naiwnością byłoby sądzić, że nasz szeryf pokona w pojedynkę całą armię bangsterów, nawet jeśli zaprosi ich na swoje podwórko. Jakie tak naprawdę interesy ma do załatwienia Morgan w Warszawie? Czego musi przypilnować na miejscu?
Kiedyś się pewnie tego dowiemy, tylko czy wówczas ta wiedz będzie jeszcze komuś do czegoś przydatna?
Molestowane feministki
Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Molestowane feministki
Występują: Leming i Moher.
Moher – Co powiesz na te afery seksualne w Krytyce Politycznej i w Gazecie Wyborczej?
Leming – Oj tam, oj tam, zaraz afery!
Moher – Myślała(e)m, że feministki są uczulone na molestowanie.
Leming – Bo jesteśmy. Weźmy takich konserwatystów. Taki to niby całuje w rękę, a nie wiadomo, co ma na myśli.
Moher – Czyżby myśli były ważniejsze od czynów?
Leming – Jakich czynów? Kogo masz na myśli – waszych, czy naszych?
Moher – A to jednak jest różnica?
Leming – Pewnie, nasi chłopcy tak mają, że lubią się zabawić, nie tylko między sobą, a i z panienkami.
Moher – Oczywiście ci mniej postępowi?
Leming – No, tak… w pewnym sensie. A w ogóle, to te tam… jak by je nazwać?..
Moher – Nazwij je tak, jak ich partnerzy nazywają je publicznie.
Leming – Mniejsza o nazwę. Chciały znaleźć się na pierwszych stronach gazet, ot i tyle.
Moher – Innego wytłumaczenia dla ich zachowania nie widzisz?
Leming – Niby jakie?
Moher – Może walczą w ten sposób o konstytucję, albo z dyktaturą kobiet?
Leming – A wiesz, o tym nie pomyślałam.
Moher – Bo nie chcesz chyba powiedzieć, że wszystkie nagle poprzypominały sobie, kto je trzydzieści lat temu po czym poklepywał?
KURTYNA
Coca Cola 49/2017 (338)
Podział na zwolenników tej czy innej partii bardzo często nie ma żadnych merytorycznych uwarunkowań. Są jej zwolennicy, lub przeciwnicy, bo są i mało kto zadaje sobie jeszcze pytanie: dlaczego? Dzieje się tak, ponieważ ta kwestia została już wcześniej rozwiązana i nie warto do niej wracać. Takie spostrzeżenie nasunęło mi się gdy uświadomiłam sobie zwolenników i płomiennych przeciwników Coca Coli.
Za wczesnego PRL-u napój ten był tylko w Pewexach za dolary. A przy tym pocztówki, na przykład z Londynu, pokazywały olbrzymie neony reklamujące ten napój. Były tak widoczne, że nadawały się na anty reklamę kapitalizmu jako takiego. Zohydzić Coca Colę, to jak zohydzić kapitalizm. Ruszyła anty kampania i odniosła skutek, wcale jednak nie zamierzony, bo tymczasem ustrój się zmienił i zniechęcanie do kapitalizmu straciło sens.
Dlaczego się nad tym rozwodzę? A no dlatego, że niekiedy brak mi argumentów uzasadniających tezę, która wydaje się słuszna (lub niesłuszna). Dzieje się tak, gdy władza podejmuje jakąś nową decyzję bez wyjaśnień, co ma na celu. Opozycja totalna krytykuje wszystko totalnie i tym bym się nie przejmowała, ale wolałabym znać argumenty naszego rządu, np. nie tylko w sprawie niedomagań służby zdrowia, czy skąd się biorą muzułmanie w Warszawie.
Wystrychnięci na…
Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Wystrychnięci na…
Występują: Helga i Wańka.
Wańka – Wyrabiacie się.
Helga – Niby w czym?
Wańka – Nasze trolle niedługo przestaną wam być potrzebne.
Helga – Masz na myśli sześćdziesięciotysięczny marsz nazistów?
Wańka – Właśnie, i nikt nawet nie zauważył, że na ich czele kroczył sam król Europy.
Helga – No, po takim wpisie na tweeterze, kto by śmiał.
Wańka – Ciekaw jestem, w co on tak naprawdę pogrywa?
Helga – Trzeba by o to zapytać naszą panią kanclerz.
Wańka – Racja. Przecież kukiełki głosu nie mają.
Helga – Myślę, że szykuje się roszada.
Wańka – Masz na myśli zamianę stołków?
Helga – Kto wie?
Wańka – Zaczynam dostrzegać w tym marksistowsko-leninowski zamysł.
Helga – O pożytecznych idiotach?
Wańka – Nie. Oni nie mają tu już nic do roboty. Wszyscy zostaną wystrychnięci na dudka.
Helga – Czy może…
Wańka – Czytasz w moich myślach. Trzeba będzie trochę zmodyfikować stare porzekadło.
Helga – Kiedy nasza kanclerz obsadzi na tronie króla Europy obecnego prezydenta, a prezydentem Nadwiślańskiego Kraju zostanie były król, wszyscy będą zachwyceni.
Wańka – Oni obaj na pewno, a co do pozostałych, to bez znaczenia.
Helga – Pewnie, kto by się przejmował wystrychniętymi na Dudę.
KURTYNA
Hobby czy lobby? 48/2017 (337)
Czy ktoś mógłby mi objaśnić, o co tak naprawdę chodzi z tymi wolnymi od handlu niedzielami? Popłakać się można ze wzruszenia, słysząc Niemców i Francuzów, jak to w „trosce o rodzinę” zamykają w niedzielę supermarkety. Co jest większym problemem: to, że niektórzy wierni mają ograniczony dostęp do pójścia w niedzielę do kościoła, czy może nieograniczony dostęp do alkoholu 24 godziny na dobę? Wygląda na to, że sejm dostrzegł tylko ten pierwszy problem.
Gdyby rzeczywiście chodziło o ulżenie tym biednym kasjerkom w supermarketach, to wystarczyłoby ustawowo zatwierdzić podwójną stawkę godzinową za pracę w niedzielę. Wówczas wszyscy zainteresowani mieliby wolny wybór, zarówno pracownicy, jak i pracodawcy. Państwo nie zamierza jednak pozostawić tego samym zainteresowanym. Bardziej liberalne jest w dystrybucji „dobra niezbędnego”, jakim jest alkohol. Nowa ustawa dopuszcza lokalne władze do pewnych korekt, gdzie mają powstawać sklepy monopolowe, a gdzie nie. Teraz będzie to uzależnione od włodarzy na danym terenie. Przykładowo wójt może zlikwidować sklep pod własnym oknem, skazując spragnionych na pokonanie kolejnych stu metrów do następnego alkoholopoju. Co do zagrychy, to już takich uprawnień nie ma. Tu państwo jest pryncypialne.
Politycy i dziennikarze lubią powoływać się na statystyki. Nie dorównam im w tym i nawet nie będę próbowała. Zastanówmy się jednak, ile osób może dotyczyć ustawa o zakazie handlu w niedzielę (wyłączając oczywiście sprzedawców alkoholi, bo oni przecież żadnych rodzin, ani innych potrzeb nie mają)? Nad garstką sprzedawców w supermarketach władza pochyla się z niezwykłą troską. Szkoda, że z pola widzenia umykają alkoholicy i ich rodziny.
A może nie mamy bladego pojęcia, o czyje interesy tu chodzi?
Czy uszczęśliwianie na siłę, to rządowe hobby, czy może raczej uleganie jakiemuś lobby?
Słownik wyrazów dwuznacznych 47/2017 (336)
Po tym całym zamieszaniu spowodowanym poprawnością polityczną, najwyższy czas ustalić co znaczą słowa, którymi się posługujemy. Bardzo często przypisujemy im niewłaściwe znaczenia i nie dotyczy to tylko „kochających, czy mądrych inaczej”.
Co np. oznacza „posiadacz”? Już dwudziestowieczna księgowość odkryła, że ten kto jest „winien” to „ma”, a ten kto „ma”, jest „winien”, czyli jeśli nawet „ma”, to nie swoje. Trudno się było laikowi w tym połapać. Teraz nazewnictwo się zmieniło, ale zasada została. Kredytobiorca uważa się za posiadacza, a w rzeczywistości jest niewolnikiem spłacającym ciągle rosnący dług, bez perspektywy wyzwolenia się z tego jarzma kiedykolwiek.
Człowiek wolny, to ktoś, kto posiada jakieś oszczędności, którymi może dysponować w razie potrzeby. Narodom ujarzmionym przez Związek Sowiecki nie wolno się było bogacić dla zasady. Po zmianie ustroju też nie zachęcano do oszczędności, a raczej do grabieży. Ci, którym udało się ukraść pierwszy milion mieli perspektywy i na następne. Wmawiano nam, że na tym polega upragniony kapitalizm. Kto tego nie potrafi, to frajer nie wart uwagi. Tak powstał raj dla kanciarzy wszelkiej maści.
Okazało się jednak, że dobra zmiana trafiła i tu. Po raz pierwszy zanotowano przewagę osób posiadających oszczędności nad kredytobiorcami, czyli przewagę ludzi wolnych nad niewolnikami.
Program totalny 46/2017 (335)
Okazuje się, że totalna opozycja ma jednak program, chociaż trudno by go nazwać pozytywnym. Polega on już nie tylko na walce z PiS-em, ale na totalnej demolce państwa. Jak na targowicę przystało, jest nią kolejny rozbiór Polski. Platforma Obywatela ustami swojego lidera ambitnie obiecuje demontaż państwa.
To, co po rządach PO-PSL pozostało, prócz Wymiaru Niesprawiedliwości, to sitwy zwłaszcza w samorządach. Są one ostatnim bastionem zasiedziałych kacyków, którzy zamierzają walczyć o te swoje własne, prawie już prywatne bastiony z całą zaciekłością, w imię nie tylko swoich, ale i unijnych interesów. A jest o co. Polska rozdrobniona na powiaty i gminy, nad którymi zabraknie jakiejkolwiek kontroli, będzie rajem nie tylko dla miejscowych włodarzy, ale też da możliwość rozgrywania jednych przeciw drugim, a zwłaszcza w rozkradaniu tego, co pozostało i tego, co zostanie wytworzone polskimi rękoma. Oddanie Niemcom wszystkiego, na co będą mieli ochotę, stanie się oczywistością.
Jak totalna opozycja zamierza tego dokonać? Tak, jak czyni to każdy szubrawiec – przy pomocy pięknych słówek, które w ustach kłamcy znaczą zupełnie coś innego, niż słyszy je oszukiwany. A konkretnie, oddawanie pieniędzy samorządom, które znają przecież najlepiej lokalne potrzeby, brzmi pięknie. A najpiękniej brzmi obiecanka, że będą mogli dysponować wszelkimi funduszami bez jakiejkolwiek kontroli! Nikt przecież nie powie, że chodzi o rozbój w biały dzień, umacnianie lokalnych gangsterów powiązanych mafijnymi układami w kraju i zagranicą.