Archiwum kategorii: Aktualności

Błąd Robespierre’a 41/2017 (330)

Czy warto jaszcze zastanawiać się, dlaczego zginął dawno temu (28 lipca 1794 r.) jakiś Francuz? Warto, bo z tego samego powodu, 217 lat później (5 sierpnia 2011 r.), zginął Andrzej Lepper. Obaj popełnili ten sam błąd taktyczny. Publicznie oświadczyli, że znają nazwiska łotrów i nie zawahają się ich ujawnić. Łotrów było wielu i nie wiedzieli, o kogo konkretnie chodzi, nie mieli więc innego wyjścia, jak tylko zamordować śmiałka, zanim ten urzeczywistni groźbę. Fakt, że Robespierre sam był łotrem, czego nie można powiedzieć o Lepperze, nie ma znaczenia. Łajdacy nie znają solidarności.
A propos „Solidarności”, to Kiszczak z Jaruzelskim posłużyli się tą właśnie zasadą psychologiczną w stanie wojennym. Rozpuścili plotkę, że „Solidarność” planuje powywieszać wszystkich komunistycznych aparatczyków. To miało mobilizować towarzyszy do walki z kontrewolucją.
Schetyna nie połapał się na czym rzecz polega i usiłuje nastraszyć PiS, że po dojściu do władzy, jego środowisko postawi przed sądem wszystkich obecnie sprawujących władzę. Biedaczek nie ma pojęcia, że to działa i jest skuteczne tylko na łajdaków.
Wniosek stąd taki, że zabójczą wiedzą nie należy się chwalić, tylko ją ujawniać wprost bez zapowiedzi i ogródek. Tu nasuwa się przykład Wojciecha Sumlińskiego, który oskarżył Bronisława Komorowskiego publicznie o wyjątkowe łotrostwo, a ten nabrał wody w usta. Cóż miał „biedny” zrobić? Wolał nie ryzykować procesu, bo a nuż trafiłby na uczciwego sędziego, albo „sędzia na telefon” nie sprostałby zadaniu? Im ciszej, tym dla złoczyńcy lepiej. Zamilczano już niejedno i niejednego.
Dlatego zamiast grozić, lepiej działać szybko i skutecznie. Łapać, mądrze sądzić i surowo karać przestępców wszelkiej maści.

Powieść 2018 Roku 40/2017 (329)

Prawdziwe malarstwo skończyło się w pierwszej połowie XX wieku, chociaż jeszcze kilku ładnie maluje, teatr na Mrożku, chociaż jeszcze kilku próbuje coś ciekawego stworzyć, a literatura piękna, chociaż coraz szpetniejsza, ciągle jednak jakaś dziwnie żywa. Na razie nawet Internet jej nie zmógł. Nic zatem dziwnego, że monopol położył na niej twardą łapę.
Empik, bo o nim tu mowa, rozrasta się jak grzyb atomowy po deszczu. Właśnie wymościł sobie nową siedzibę w Arkadii i zaprasza autorów na promocje jedynie słusznych książek. Znalazłam się tam przez przypadek i przysiadłam, żeby posłuchać, co autor tomiku opowiadań ma do powiedzenia. Był wygadany i wytatuowany. Tatuaże świadczą oczywiście o nowoczesności, ale czy to jedyny powód wystarczający, żeby być promowanym przez Empik?
Opowiadania dotyczyły USA. W stanie wojennym też wydano wspomnienia pewnej aktorki o tym, jak to się jej Stany Zjednoczone nie podobały. Jasne, gdyby się podobały, to książka by się nigdy nie ukazała. Obecny autor chwalił Amerykanów. Zastanawiałam się, co jest grane? Okazało się, że to była tylko taka przygrywka, żeby rozprawić się z tymi paskudnymi, białymi chrześcijanami, którzy „biją murzynów”. I wszystko stało się jasne. Taka powtórka z rozrywki. Nie od dziś wiadomo, że lewactwo obsiadło też kulturę i decyduje o tym, co ma się nam podobać, a co nie.
Czas na dobrą zmianę również w kulturze. Proponuję zacząć od poważnego konkursu na dobrą powieść. Mamy mnóstwo utalentowanych pisarzy. Wiem co mówię, bo organizowałam konkurs na opowiadanie kryminalne. Zacznijmy wreszcie wydawać i promować wartościowe powieści polskich autorów dlatego, że są dobre, a nie dlatego, że opisują słodkie związki normalnych podobno zboczeńców. Napiszcie, co sądzicie o takim konkursie.

Uzdrowienie służby zdrowia 39/2017 (328)

Patrząc na pracę pewnej młodej lekarki, wpadłam na genialnie prosty sposób uzdrowienia służby zdrowia. Otóż ta młoda lekarka przyjmując chorych, ani razu nie spojrzała nawet na pacjenta, bo i po co? Wszystko czego potrzebowała, miała przecież na ekranie komputera. Przepisała lekarstwa wcześniej stosowane, nie pytając o ich skuteczność. Wiadomo przecież, że to najważniejsze, na obniżenie cholesterolu jest nieodzowne.
Nie muszę dodawać, że żeby się dostać do tej, albo jakiejkolwiek innej lekarki, trzeba swoje odstać w kolejce. A więc do rzeczy. Proponuję NFZ wejść w układ z jakąś dużą korporacją farmaceutyczną, dla której będzie to zapewne złoty interes. Trzeba opracować program internetowy, w którym pacjent będzie mógł sam się obsłużyć medycznie. Po odpowiedzeniu na kilka podstawowych pytań, komputer postawi diagnozę i przedstawi receptę, którą wystarczy wydrukować i zrealizować w najbliższej aptece. Pacjent bardziej wymagający może przejść do dalszego etapu. Tam poda wyniki analiz i dostanie lekarstwo o zupełnie innej nazwie.
W ten sposób znikną kolejki i młode lekarki będą mogły wyjechać na zachód, gdzie na pewno znajdą zatrudnienie jako pielęgniarki, pielęgniarki jako salowe i wszyscy będą zadowoleni. Zwłaszcza firmy farmaceutyczne będą tak szczęśliwe, że nawet nie będą musiały angażować Ministra Zdrowia i Marszałka Senatu, żeby się w telewizji szczepili tymi szczepionkami, które jeszcze nie są obowiązkowe.
Miliony uzbierane z comiesięcznego haraczu, jaki wszyscy płacimy, będzie można wydać na jakikolwiek inny zbożny cel. Jaki? Oczekuję propozycji.

Koniec świata? 38/2017 (327)

Nie wykluczone, że to jest ostatni numer INTERNETOWEGO KABARETU, bo według pewnej przepowiedni, dokładnie 23 września 2017 r. ma nastąpić koniec świata. Moim zdaniem taki ekstrawagancki futuryzm jest trochę przedwczesny. Nie zapominajmy przecież, że to właśnie jutro odbywają się wybory do niemieckiego parlamentu. Niemcy będą wybierali między złym, a dobrym policjantem, innej alternatywny nie mają, ale czy trzeba im czegoś więcej? Od myślenia jest przecież wódz, kim by on (ona) nie był. Wywołali dwie wojny światowe, a teraz przygotowują trzecią. Ciekawe na ile sami są tego świadomi?
Koniec świata uwolniłby też naszego prezydenta od naprawiania wymiaru sprawiedliwości, bo tak się składa, że termin prezentacji jego ustaw, który sam ustalił, upływa akurat nazajutrz, po wyborach do Reichstagu.
Myślę jednak, że na razie nic dramatycznego się nie wydarzy. Nie taki bowiem jest zapewne plan zniszczenia świata, tego naszego świata, cywilizacji zachodniej. Jeszcze Europa nie jest dostatecznie nasycona obcymi. Stąd ta agresja Unii Europejskiej (czytaj: Niemiec) przeciw krajom odmawiającym przyjęcia nachodźców. Kadafi ostrzegał, co się stanie po otwarciu puszki Pandory z muzułmanami. A może dlatego właśnie musiał zginąć?
Nasz rząd usiłuje przemawiać do rozsądku unijnym dygnitarzom, ale bez rezultatu. Dlaczego? Czyżby byli aż tak głupi, że nie widzą co się dzieje? Wątpię. Raczej dzieje się to, co zostało zaplanowane i żaden rozsądek, ani jego brak nie mają tu nic do rzeczy!

Dzieło czy twórca? 37/2017 (326)

Co ważniejsze dzieło, czy twórca? Różne czynniki można wziąć pod uwagę, żeby na to pytanie odpowiedzieć. Pytaniem pomocniczym może być rozważenie, komu dzieło ma służyć – innym ludziom, czy samemu twórcy? Jeżeli samemu twórcy, to jasne, że jedynie on się liczy, a dzieło ma za zadanie tylko ukazanie wielkości twórcy. Jeśli natomiast ma służyć innym, to warto niekiedy nawet poświęcić trochę własnego ego, żeby dzieło zrealizować.
Przypomina mi się taki przypadek. Twórca pierwszego polskiego minikomputera otrzymał od łaskawych władców PRL-u zakład doświadczalny, żeby mógł produkować to nowatorskie urządzenie. Po pewnym czasie kapryśna władza zmieniła zdanie i zakład rozwiązała. W prywatnej rozmowie twórca zapytany o rzeczywisty powód takiej decyzji zwierzchników powiedział, że do projektu chciał się dopisać jako autor, jakiś dy-rektor departamentu, na co twórca nie wyraził zgody. Uznał zatem, że to on jest ważniejszy, niż dzieło, które stworzył.
Ludzie na stanowiskach otrzymują jakiś zakres władzy i różnie go wykorzystują – dla dobra innych, albo wyłącznie własnego. Władza PO-PSL nawet się nie kryła z własną arogancją. Teraz obowiązują inne standardy, problem tylko w tym, kto je przestrzega? Nie zawsze jest to oczywiste. Czy zawetowanie ustaw ma służyć celom politycznym, na których wszyscy skorzystamy, czy na pokazaniu kto tu jest „Numerem Jeden”? Mam nadzieję że „totalna opozycja” wykazała się jak zwykle totalną naiwnością, przypisując prezydentowi poczynania ambicjonalne.
Małostkowość bywa karykaturalna, jak w wykonaniu pewnego posła, który tylko dzięki niej zasłynął. Ot, jakaś szczerba w parkanie uważa się za ważniejszą od całego płotu, w którym się znajduje.

Zbrodnia i kara 36/2017 (325)

Karać, czy nie karać? Oto jest pytanie. W „państwie teoretycznym”, jakim była Polska za rządów PO-PSL, winą była już sama chęć poznania prawdy, a karą, co najmniej wykluczenie z klubu tych, którym forsa się należała za samo pochodzenie. Dzięki vetu prezydenta stan ten ma szanse przedłużyć się co najmniej, do chwili przedawnienia zbrodni popełnianych przez prominentów.
A jak sprawy wyglądają w Europie? Czy poprawność polityczna pozwala karać bandytów? To zależy po części od rodzaju zbrodni, a przede wszystkim od tego, kto jej się dopuścił.
Jeśli jest nim „biedny, prześladowany uchodźca” muzułmański, to należy się nad nim pochylić z troską i zrozumieniem, zamiast karać. A ofiary? No cóż, do tego trzeba się przyzwyczaić, jak radzą unijni dygnitarze. Ludzie pomalują sobie coś kolorowymi kredkami na ulicach i… do następnego razu. Donald Tusk zwany niesłusznie prezydentem, zamiast może raczej Namiestnikiem Europy, (prezydenta się bowiem wybiera, a on został mianowany przez samą panią Kanclerz Niemiec na piastowane stanowisko) znowu wyrazi kolejne ubolewanie tymi samymi wyświechtanymi słowami: „Nasze myśli są z ofiarami i wszystkimi poszkodowanymi w tym tchórzliwym ataku na niewinnych”. No i po krzyku. A swoją drogą co to za odwaga, nazwać islamskiego bojownika za wiarę tchórzem! To określenie: „tchórzliwe ataki” to może taki rodzaj zaklinania rzeczywistości, żeby się aby nie zmieniła.
Kogoś jednak należałoby pociągnąć do odpowiedzialności. Jest zbrodnia, powinna być kara. Pupilek Angeli nie musiał się specjalnie wysilać, od dawna bowiem wiadomo, że wszystkiemu winni Polacy! Unia Europejska powinna Polsce łupnąć karę za nie przyjmowanie tak zwanych uchodźców. W ten sposób zbrodnia na bezbronnych ofiarach będzie ukarana i wszystko zostanie po staremu! Brakiem logicznego powiązania między zbrodnią a karą nie należy się zajmować, bo to grozi brakiem poprawności politycznej.

Potęgi klucz 35/2017 (324)

Wrzesień, a więc dzieci ruszają do szkoły. Czego one się tam teraz uczą? Nie mam pojęcia i to może nawet lepiej, bo zamiast utyskiwać na programy szkolne, pokuszę się o przedstawienie moich postulatów. Wiedza jest teraz tak rozległa, że zgłębienie jej w jakiejkolwiek dziedzinie przestało być możliwe. Czego zatem dziecko powinno się nauczyć zanim podejmie decyzję, co chce w życiu robić?
Dawniej mawiano: ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz. Mam nadzieję, że to powiedzenie nie straciło całkiem aktualności. Ale postawiłabym na poszukiwanie talentów, bardzo szeroko rozumianych. Talenty sportowe może wyławiać nauczyciel wf-u; matematyki, fizyki i innych przedmiotów ścisłych – odpowiedni nauczyciele. Poetą od biedy można zostać samoistnie, gorzej z pozostałymi talentami artystycznymi. Czy na pewno są one jeszcze potrzebne? Konia łatwiej sfotografować niż narysować. Ale wbrew pozorom, tylko rysunek może wydobyć z obiektu ukrytą prawdę. Nowoczesne instrumenty muzyczne ułatwiają grę każdemu chętnemu, czy warto zatem uczyć się jeszcze nut? Nie wiem. Wiem natomiast, że każdy bezwarunkowo powinien uczyć się podstaw aktorstwa, w tym dykcji. Jest to umiejętność niezbędna przy jakimkolwiek wystąpieniu publicznym. Żal ściska za gardło, gdy ktoś, kto ma coś ciekawego do powiedzenia robi to tak nieudolnie, że nie idzie wytrzymać.
Odnoszę wrażenie, że z postępem techniki zanika dbałość o wynik działań. Dawniej istniał taki zawód jak oświetleniowiec. Dzisiaj operator światła zdaje się mieć sobie za punkt honoru to, żeby widać było jak najmniej. Rozumiem, jeśli prelegent ma wyjątkowo odrażający wygląd, ale to raczej rzadkość. Najczęściej mówca mamrocze coś niewyraźnie do mikrofonu, albo jeśli nawet słychać go dobrze, to w każdym zdaniu jest słowo właśnie, a po jego zakończeniu prelegent domaga się potwierdzenia pytając: prawda, ewentualnie: tak, lub nie? Nauka retoryki nigdy wcześniej nie była aż tak konieczna.
Komuniści wmawiali ludziom, że nauka, mimo iż obowiązkowa, nie jest im do niczego potrzebna. Do rządzenia państwem najlepiej nadaje się niewykwalifikowany robotnik, albo towarzysz Wiesław. Ten komunistyczny system nadal pokutuje, nieco tylko zmodyfikowany. Ewa Kopacz nazwała Borysa Borysowicza Budkę Borysławem, bo jak tłumaczy, nie znała go. Ot, przyszedł jakiś lewicujący chłopaczyna do kancelarii pani premier, to zrobiła go Ministrem Sprawiedliwości, nie pytając nawet o imię, a co dopiero o kwalifikacje.

Upuszczanie krwi 34/2017 (323)

Czym różni się konował średniowieczny od obecnego? Tamten na każdą dolegliwość przepisywał upuszczanie krwi, ten obniżanie cholesterolu. Ze zdrowotnego punktu widzenia obydwa zabiegi zdają się być porównywalne, ale z finansowego, obniżanie cholesterolu to złoty interes dla korporacji farmaceutycznych! Na tym właśnie polega skok na kasę chorego, dodajmy – potencjalnie chorego, bo z nadmiaru cholesterolu nikt jeszcze nie umarł.
Natomiast upuszczanie krwi, to już raczej domena polityki. Trzódka odstawiona od koryta, nazywająca siebie opozycją totalną, zrobi wszystko, żeby społeczeństwo skłócić. Żebyśmy jak najczęściej mawiali: „krew mnie zalewa, gdy słucham…”. Dawniej mawiano, że „złość piękności szkodzi”, zapominano jednak dodawać, że świetnie nadaje się do podziału społeczeństwa na małe grupki, którymi łatwiej manipulować.
Prezydentem lub premierem może zostać każdy bez względu na kwalifikacje. Zdawać się mogło, że studia medyczne gwarantują wysoki poziom intelektualny absolwentów takich uczelni. Dzięki poprzedniej pani premier mogliśmy się przekonać, że głupota przejawiająca się w prymitywnych kłamstwach, nawet na najwyższym stanowisku w państwie, nie zna granic, niezależnie od prestiżowego wykształcenia. O etyce i moralności lepiej nawet nie wspominać. Głupota nie wyklucza jednak cwaniactwa. Dlatego warto zauważyć odziedziczoną po poprzednim rządzie zasadę, że przy coraz wyższej składce na obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne, coraz mniej świadczeń chory otrzymuje. Miejmy nadzieję, że dobra zmiana dotrze kiedyś i tu.
Wróćmy jednak do zdrowia, czyli „zdrowej diety”. Ta „bez-cholesterolowa” może samego cholesterolu nie obniży, ale kiedy zostaniemy już częścią Europejskiego Kalifatu, wieprzowina będzie oczywiście zakazana, a więc szansa na obniżenie cholesterolu rośnie. Wtedy może nawet tego nie zauważymy, przestrzegając wcześniej zalecanej diety. Kebaby wieprzowiny nie zawierają – to pewne. Co zawierają? Staram się nawet o tym nie myśleć.

Moda na głupotę 33/2017 (322)

Obwieszczenie końca komunizmu w 1989 roku było nie tyle przedwczesne, co całkowicie błędne. To właśnie był początek nowej ery – eurokomunizmu. Z poczwarki terroru, czy zamordyzmu, przeistoczył się w motyla rozmaitej destrukcji. Przejawia się to między innymi modą na głupotę i brzydotę. Z modą, jak wiadomo, dyskutować się nie da. Można ją jedynie przyjąć, lub odrzucić. Taki wybór istnieje zawsze. To fragment demokracji nie do ruszenia, ale można mimo to o nią powalczyć na leżąco, waląc nogami w metalowe osłony policyjne. W PRL-u dziewczyny usiłowały wyglądać powabnie, mimo „braków na rynku” wszystkiego, co mogłoby dodawać elegancji. Głupota płynąca z mediów była rekompensowana inteligencją na polu prywatnym. Triumfy święcił bridż, bo wymagał pomyślunku, którego byle aparatczyk wykrzesać nie mógł.
Komunizm jakimś cudem jednak zwyciężył i moda na głupotę oraz brzydotę zatriumfowała. W zaawansowanym stadium możemy ją oglądać w wykonaniu wszelkich osobników KOD-omito podobnych. Totalna opozycja szczególnie ich hołubi. Głupki bywają różnej maści. Przemądrzały, elokwentny, a właściwie cierpiący na bezmózgowy słowotok, głupek oczywiście wie i rozumie wszystko, a jak czegoś nie kuma, to to coś, a nie on, musi być głupie. Zgoła odmienne zdanie ma „poczciwiec”. Nie wysila się, żeby cokolwiek rozumieć, a jak przypadkiem usłyszy coś, co rozumie, to od razu traci zaufanie do źródła takiej wiedzy, bo co to za autorytet, który jest zrozumiały nawet dla niego!
Jest jeszcze nadzwyczajna kasta, do której zaliczają się w pierwszej kolejności unijni dygnitarze. Oni wszystko wiedzą najlepiej i z nikim swej wiedzy konsultować nie muszą. Jeśli bredzą coś sprzecznego z faktami, to tylko gorzej dla faktów.

Sprzężenie zwrotne 32/2017 (321)

Większości z nas wydaje się, że jesteśmy odporni na reklamę. Nie jest to niestety prawda. Wszyscy podlegamy jakiejś propagandzie, nie mając pojęcia o tym jak jesteśmy manipulowani. W latach osiemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych ktoś wpadł na pomysł, żeby pewną ideę upowszechnić poprzez seriale telewizyjne. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Tą ideą było zaszczepienie ludziom przekonania, że dobrze jest nie prowadzić auta po pijaku.
Jak tego dokonano? Wcale nie poprzez nudną perswazję, a jedynie przez wspominanie o tym, ot tak mimochodem, tu i ówdzie, ale konsekwentnie. Po pewnym czasie ludzie uznali takie zachowanie za normę. No, to przyjrzyjmy się naszym rodzimym serialom. Co nam się wciska do głów jako „normę”? Jakie zachowania widz uznał już za właściwe, bo tak przecież postępują „wszyscy”? Na pewno wulgarny język, nawet jeśli bywa wykropkowany, uważa się za coś oczywistego. Niechlujny strój jako dowód przynależności do „elit”. Przekonanie, że homoseksualistów jest co najmniej tyle samo ilu ludzi zdrowych. Przekonanie, że model rodziny typu 6+1 jest w porządku, przy czym sześcioro rodziców i jedno dziecko zapewniane przez dowolną liczbę rodziców o swej miłości 10 razy dziennie – to model obowiązujący.
Proponuję prześledzić polskie seriale pod kątem jak wpływają one na zmianę obyczajów.