Padł ostatni bastion. Do niedawna najmocniejszą stroną polskiej telewizji były seriale sensacyjne. Robili je fachowcy, moim skromnym zdaniem, lepsi od amerykańskich, bo mniej przejmujący się tym czy najgłupszy z widzów coś z tego zrozumie. Propaganda zawłaszczyła i to. Służby specjalne to taki współczesny produkcyjniak mający jeden cel: zakłamanie prawdy. Najlepiej się to udaje poprzez ukazywanie prawdy w krzywym zwierciadle i wmawianie rzekomo dobrych intencji zbirom, a ludzi im się przeciwstawiającym jako jakieś niezguły, które nie wiedzą o czym mówią.
„Artyzm” tego serialu sięgnął kolejnego dna. Wszystkie postacie porozumiewają się prawie wyłącznie językiem rynsztokowym. Bo rzeczywiście, to co mają sobie nawzajem do zakomunikowania bogatszego słownika nie wymaga. Ukoronowaniem ostatniego odcinka była scena, w której taki gnojo-usty funkcjonariusz byłego WSI wtargnął do gabinetu lekarki głównie po to żeby bluzgnąć samymi wulgaryzmami, a przy okazji wymóc leczenie jakiego sobie życzył. Lekarka po usłyszeniu tego steku obrzydliwości rozpromienia się, rozumie bowiem, że ma do czynienia z bratnią duszą!
Dramaturgia zerowa, mimo, że trup ściele się gęsto. Czyżby na zrobienie takiego gniota nie było chętnych pośród zwolenników PO dysponujących choćby odrobiną talentu? A może szczury już zaczynają uciekać z tonącego okrętu?