Sfora

Czy zauważyliście jak Wymiar Sprawiedliwości chroni podejrzanego przed rozpoznaniem? Podaje imię i tylko pierwsza litera nazwiska, żeby nikt go nie rozpoznał. Ale to tak na marginesie, dzisiaj bowiem bajeczka dla grzecznych dzieci o władcy Donaldzie T.

     Właściwie, trudno by go nawet nazwać władcą. Sam bowiem zdawał sobie  sprawę, że żaden z niego Führer, ani Generalissimus, tylko co najwyżej Namiestnik ościennych mocarstw, którym jednak zamierzał służyć wiernie i ze wszystkich sił. Przyjemnie jest mieć władzę, trudniej ją jednak utrzymać, czego był też świadom przyjmując namaszczenia. Stara rzymska maksyma: „dziel i rządź” podsunęła mu co należy zrobić: trzeba koniecznie znaleźć wroga i na niego ukierunkowywać pretensje. Wróg zewnętrzny, z wiadomych względów, nie wchodził w rachubę. Postanowił więc zmodyfikować starą maksymę na „szczuj i rządź”.

     Rozglądając się wokół,  pewnego dnia doznał olśnienia: „Mohery”!!! Tak, to było to! Kiedy ogłosił z mównicy sejmowej kim należy pomiatać, eurokundle zawyły ze szczęścia. Zamiast skamleć u pańskich drzwi, mogły pokazać teraz kto tu rządzi! Ochoczo ruszyły leczyć własne kompleksy.

    Od tej pory szczekają tak zajadle, że nie zauważyły nawet pustych misek. Donald T. opróżnił je dla ratowania zachodnich banków niefrasobliwie pożyczających pieniądze na najdroższe w Europie stadiony i autostrady. Ale beztroskie eurokundle nie muszą się specjalnie tym martwić, najgorliwsze z nich zawsze mogą liczyć na jakieś ochłapy.

     

Skansen PRL-u

O co chodzi z tymi ogródkami działkowymi? Jak zwykle o kasę i to dużą. Policzmy. Ja rocznie płacę 270 zł. Jeśli pozostałych 1 milion działkowiczów również, to Związek Ogrodów Działkowych, który jest w Polsce monopolistą ma rocznie 270 milionów złotych bez podatku. Ile z tego przypada Panu Prezesowi piastującemu swą funkcję nieprzerwanie od trzydziestu lat? To owiane jest głęboką tajemnicą.

      No dobrze, ale może jedynie on potrafi uchronić działki przed zakusami  developerów?

     Akurat! A po co miałby to robić?! To są dodatkowe duże, bardzo duże pieniądze. Grunty w miastach warte są krocie, a działkowiczom daje się na otarcie łez marne grosze. Dlatego Zarząd Ogrodów Działkowych na czele z Prezesem zrobi wszystko żeby nie dopuścić do uwłaszczenia działkowicza na jego działce. Kampania kłamstw ruszyła. Dziennikarze TVP przeprowadzają wywiady z nierozgarniętymi działkowiczami, jakby to byli eksperci. I oczywiście, jak zwykle, nikt nie zadaje istotnych pytań.

Pomożecie?

To było kluczowe pytanie dla „socjalizmu z ludzką twarzą”. Zdarzył się cud! Pierwszy Sekretarz Partii przemówił ludzkim głosem! Już za samo to, ludzie byli mu wdzięczni. A, że narobił długów? Wtedy nikt o tym nie wiedział,  zresztą po latach okazuje się, że to był mały pryszcz wobec tych zaciąganych przez obecnie miłościwie nam panujących.

    Późniejszy bełkot państwowo-twórczy Jaruzelskiego był już tylko powrotem do socjalistycznej rzeczywistości.

     Znowu zniosło mnie na politykę, a miało być tym razem całkiem prywatnie. Zwracam się więc do Szanownych Czytelników – pomóżcie w redagowaniu. Zdarza mi się przekręcić nazwisko, albo postawić przecinek nie tam gdzie trzeba. Szanuję moich Czytelników, dlatego wolałabym unikać wszelkich pomyłek. Najwięcej połajanek otrzymuję jednak za załączniki, których nie jestem autorką. W ostatnim jeden błąd wyłapałam i poprawiłam, został jednak inny. Stąd mój apel. Drogi Czytelniku, zostań moim honorowym redaktorem. Prześlę Ci tekst do ewentualnej poprawki przed opublikowaniem. Za całe wynagrodzenie proponuję jedynie którąś z moich książek. 

Zosia konfiturek nie jadła

     Jeśli nie w każdej, to prawie w każdej rodzinie jest jakieś powiedzonko zrozumiałe tylko dla jej członków. Babcia Zosia, której nigdy nie poznałam, zasłynęła jako bohaterka takiej oto opowieści. Kiedy rodzice wychodzili z domu, a było to w jej wczesnym dzieciństwie, zakradała się wraz z nieco starszą siostrą do kredensu wbrew surowym zakazom. Kiedy rodzice wracali, biegła im na spotkanie z okrzykiem „Zosia konfiturek nie jadła”.

     Przypomniała mi się ta opowieść w związku z wystąpieniem p. Nałęcza, który z uśmiechem chytrego dziecka, poświadczającego nieprawdę tłumaczył przyczyny śmierci generała Petelickiego. Nie miał oczywiście najmniejszych wątpliwości, że to było samobójstwo. Jako człowiek dobrze poinformowany i dyskretny zarazem, dawał tylko do zrozumienia, że ma oczywiście niezbite dowody, których prokuratura dopiero szuka. 

     Przyznam, że co do przyczyn śmierci Andrzeja Leppera miałam wątpliwości. Dopiero uzasadnienie decyzji prokuratury umarzające postępowanie w sprawie ewentualnego udziału osób trzecich dało mi do myślenia. Jest po prostu kuriozalnie nawet dla przeciętnego czytelnika kryminałów. Na sznurze nie znaleziono śladów DNA osób trzecich! I już. No, chyba morderców stać było na rękawiczki!?

     A może prokuratorem prowadzącym wszystkie sprawy „seryjnego samobójcy” jest jakaś mała Zosia?

Nagroda Nobla

     Nienawiść, podobnie jak roślina, żeby zakwitła i wydała owoce, powinna dobrze być zakorzeniona w glebie. Lenin taką glebę stworzył z niedostatku biedaków, którym wskazał burżujów, jako przyczynę ich cierpień. Hitler za całe zło obarczył Żydów. Na takich glebach nienawiść mogła się rozwijać znakomicie.

     W XXI wieku okazało się, że pomidory można uprawiać bez gleby, podobnie jak nienawiść. Tu prekursorem niewątpliwie jest Tusk. Jego ekipa uporczywie wmawiała Polakom, że powinni nienawidzić PiS-u, wcale nawet nie podając powodu. Sam fakt nienawiści do tej partii wystarczy, żeby poczuć się kimś lepszym. Znalazł się nawet fanatyczny wyznawca, który dopuścił się mordu na tle… No właśnie jak to nazwać? Ideowym? Nie. Po prostu politycznym.

     Udało się wyhodować nienawiść w najczystszej postaci bez jakiegokolwiek podłoża. To zasługuje na Nagrodę Nobla. Tylko w jakiej dziedzinie? Nie pokojowej przecież. Chyba więc biologii?

Szokujące uzasadnienie

     Czy wiecie kto odpowiada za horrendalnie drogie stadiony oraz autostrady w dodatku  kiepskie i nieskończone? Tak. Zgadliście, ale nie było to trudne, ponieważ za wszelkie błędy, przekręty i co tam kto chce – zawsze odpowiedzialny jest PiS. Te oskarżenia dawno już przestały śmieszyć i stał się zwyczajnie nudne. Nie warto by podejmować tego tematu, gdyby nie szokujące uzasadnienie.

    Tego uzasadnienia podjął się wybitny ekonomista i ujął to tak. Urzędnicy państwowi organizujący przetargi nie brali pod uwagę takich kryteriów jak wiarygodność i kompetencje firm. Kierowali się tylko jednym kryterium – ceną. Wygrywał ten, kto zaproponował najniższą. I teraz najciekawsze. Dlaczego urzędnicy tak głupio postępowali? Ano dlatego, że paraliżował ich strach przed prokuratorami, którzy za rządów PiS-u ścigali skorumpowanych urzędników.

    Drodzy urzędnicy, ochłońcie. Ci prokuratorzy już dawno zostali wymienieni na nowych, nieszkodliwych, broniących władzy zawsze i wszędzie. Krzywdy wam nie zrobią, przecież jesteście sami swoi, czyż nie?

Kokoko kultura

Ostatnimi czasy z kultury jako takiej został wyłoniony człon nazwany „kulturą wysoką”, tak jakby niska kultura stale zasługiwała na miano kultury. Taki zabieg pomaga burakowi salonowemu mieć poczucie przynależności do świata kultury, oczywiście tej zwyczajnej, „dla ludzi”. Z myślą chyba o takiej zwyczajności powstał kanał TVP Kultura. Zaprasza nonszalanckich celebrytów, którzy snują opowieści z „wyższych sfer”. I tak np. była pani Minister Kultury rozpływała się w uwielbieniu i zachwycie nad pewnym reżyserem ze Śląska, którego dorobek znany jest od lat, ale nie ten dorobek był źródłem zachwytu, a jego twórca i to z powodu, którego trudno by się domyśleć.

Otóż była pani Minister Kultury piała peany nad bogactwem wulgarnych przekleństw reżysera. To właśnie wzbudzało taki jej zachwyt. W ten przystępny sposób pospólstwo powinno zrozumieć na czym polega „artyzm” i „kultura”. Uczta się od buraczanego salonu. Pisarze skwapliwie wulgaryzmy podchwytują, no bo przecież muszą pisać językiem współczesnym, a czytelnik dowiaduje się jakim językiem powinien się posługiwać i kółko się zamyka. Literatura piękna tyle ma wspólnego z pięknem co kultura niska z kulturą.

Wizytówka w postaci hymnu piłkarzy wpisuje się tu idealnie. Odważni cudzoziemcy, którzy mimo niej ściągną, będą zapewne zawiedzenie brakiem furmanek na naszych niedokończonych autostradach. No, ale przynajmniej nie wystraszymy ich „kulturą wysoką”.

Wejdą? Nie wejdą?

 

Człowiekowi po skończeniu szkoły podstawowej z zadawalającym stopniem z fizyki, trudno jest uwierzyć w pancerną brzozę, której udało się ciężki samolot przewrócić na grzbiet i sprawić żeby jego szczątki rozprysły się na kilometr. Spadł z wysokości zaledwie 20 metrów (no, chyba, że była to radziecka brzoza pancerna, bo takie rosną na wysokość 200 metrów) a już w dziesięć minut później wiadomo było, że nikt nie przeżył. Jak to się stało, że taką bzdurę wciskano nam przez dwa lata?

To proste. Lud nasz przywykł do kłamliwej władzy i myśli, że tak musi być. Wystarczy postraszyć i ma się, co trzeba. Przekonał się o tym nasz naczelny zdrajca. Błagał Ruskich żeby weszli, a oni zajęci Afganistanem, ani myśleli. Ale od czego jest szeptana propaganda? Społeczeństwo dało się zmanipulować, a teraz mamy najwyraźniej powtórkę z rozrywki. Władza robi oko, że może to i nieprawda, co nam wciska, ale przecież „musi”, bo jak nie, to Ruskie wejdą.

Masło czy margaryna?

Wyprodukowanie kilograma masła kosztuje wielokrotnie więcej niż wyprodukowanie kilograma margaryny. Jeśli w detalu cena ich jest zbliżona, to nie trudno zauważyć kolosalną przewagę zysku producentów margaryny nad zyskami producentów masła. Pozostało tylko wymyślić co zrobić, jak namówić ludzi, żeby kupowali coś gorszego za cenę lepszego. Przygłupawa reklama, że margaryna ma taki maślany smak mogła nie wystarczyć.

Ktoś wpadł na stary jak świat pomysł, żeby konsumentów postraszyć. W tym celu należało wynająć „naukowców”, którzy zaświadczą, że masło jest szkodliwe, a margaryna zbawienna dla zdrowia. Instytut, który doszedłby do wniosków przeciwnych nie mógłby liczyć na dalsze finansowanie – proste jak drut.

A swoją drogą, warto się zastanowić nad strachem jako orężem manipulacji. Strach paraliżuje, odbiera możliwość trzeźwego osądu rzeczywistości. Czy mogliby  Państwo dać odpowiednie przykłady? Może jest to temat do konwersacji?

Burak salonowy

Burak salonowy jest odmianą stosunkowo nowa. Pochodzi od buraka pastewnego, chociaż czerwonego zarazem, przywleczonego przez armię radziecką. Zadomowił się i rozplenił między Bugiem a Odrą. Od początku ostro zwalczał przejawy jakiegokolwiek życia pozaustrojowego, czyli antykomunistycznego. Kiedy komunizm skompromitował się do cna, burak uwłaszczył się i przyjął rolę salonowca, którą pełni do dziś z dużym powodzeniem wobec nieświadomej niczego gawiedzi.

W imię tolerancji nie toleruje żadnej opozycji, do czego przywykł jako potomek buraków radzieckich. Nie można jednak powiedzieć żeby był całkiem pozbawiony uczuć wyższych. Czci na przykład i odnawia pomniki takie, jak „Czterech śpiących” i nie chce słyszeć o jakiejkolwiek wysokiej zabudowie centrum Warszawy, która mogłaby przysłonić drogi jego sercu Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina. Burak salonowy zna się bowiem na kulturze jak mało kto. To przecież jego przodkowie tę „kulturę” próbowali wprowadzać. Bryluje więc i poucza co jest właściwe, a co nie. Wie najlepiej jak przypodobać się możnym tego świata, poniżając to co polskie.

Kogo ma na myśli? Wielu można by wymienić z nazwiska, ale ponieważ z zasady nie używam słów nieprzyzwoitych, to się powstrzymam.

Wasza szczerze oddana ogrodniczka