Wyobraźmy sobie taką sytuację. Wirtuoz fortepianu kończy swój występ, wstaje, kłania się publiczności, która nagradza to gromkimi brawami. W tym momencie na scenę wskakuje intruz i wali z całej siły w klawiaturę fortepianu, gdzie popadnie. Konsternacja. Intruz z trzaskiem zamyka wieko instrumentu i kłania się publiczności oczekując na aplauz. Nonsens? Niezupełnie.
W taki właśnie sposób zachowują się niektórzy pretendenci do najwyższych stanowisk w Rzeczpospolitej. Co jakiś płaczliwy Szymuś, cierpiący na patologiczny słowotok, czy jemu podobni, wiedzą o kierowaniu państwem? Nic! Ja też wiem mało, ale nie pcham się na afisz. Chociaż… gdybym była na miejscu premiera, to w jaki sposób starałabym się pogrywać z Unią Europejską? Myślę, że jednak udawałabym zarówno przed unijnymi biurokratami, jak i przed własnym elektoratem, że zależy mi na tych nieszczęsnych funduszach, za które moglibyśmy sobie kupić co najwyżej niemieckie wiatraczki, albo inne badziewie, które Berlinek nam wciska.
Jeśli ta gra polega na udawaniu jakiejś tam walki o „praworządność”, „klimat”, „równość”, „przyjmowaniu nielegalnych uchodźców” i podobne imaginacje z jednej strony, to odpowiedzią może być udawanie, że się w to wierzy. Wykazywanie bowiem idiocie, że jest idiotą nie ma większego sensu, bo jako idiota i tak nic nie zrozumie. Gdyby takiego zapytać, czy gra na fortepianie, mógłby odpowiedzieć: „gram, ale nie lubię, bo karty się ślizgają”.
Zaczynam podejrzewać, że jesteśmy rozgrywani przez obie strony polsko-polskiej wojenki. Tusk jest oczywistym rzecznikiem ruoskopruskich interesów w naszym kraju, a jego zwolennicy nie potrzebują żadnych argumentów, żeby nienawidzić każdego, kogo Führer wskaże. To jedyny warunek gry, w jaką pogrywają od lat. Ich sztandarowe hasło to: „Chcesz być sługą Prusaka, lub Ruska głosuj na Tuska”, dla którego: „POLSKOŚĆ TO NIENORMALNOŚĆ”.