Zapytano mnie o preferencje wyborcze. Pytanie było tak skonstruowane, żeby pozostawiać wybór między „tak”, „nie” i „trudno powiedzieć”. Odpowiedziałam zgodnie z własnym przekonaniem i myślałam, że spełniłam swój obywatelski obowiązek i mam to „z głowy”. Myliłam się srodze, bo ankieta nie była powodem, a pretekstem do zawracania mi głowy. Od mojej odpowiedzi minęło sporo czasu, a ja nadal jestem zasypywana podziękowaniami i „podarunkami” w postaci propozycji bonów do realizacji w sieci handlowej, z której nie korzystam. Nie sposób się opędzić.
Bywają jednak prawdziwe sondażownie, a opinie przez nie zebrane przyprawiają o zawrót głowy. Na pytanie czy Lech Kaczyński miał rację ostrzegając przed Rosją, twierdząco odpowiedziało tylko 64% zapytanych. „Nie” odpowiedziało 11%. Na tyle głosów może liczyć opozycja totalna, która podpisze się pod każdą bzdurą mogącą Polsce zaszkodzić. Brak lustracji stale daje o sobie znać. Wyrosło nam całe pokolenie radzieckich folksdojczów, którym suwerenność Polski bardzo uwiera. Jeden z nich twierdzi, że „polskość to nienormalność” i mimo to znajduje zwolenników.
Najbardziej przerażające jest te pozostałe 25% cymbałów, którzy nie mają zdania nawet w tak oczywistej kwestii, a mają prawa wyborcze w naszym kraju, jak każdy inny, myślący obywatel. Nic zatem dziwnego, że każda partia o nich zabiega, nie bacząc na możliwość fatalnego pogorszenia poziomu intelektualnego grupy, która wybrała daną opcję polityczną.