Prymitywne emocje, w dyskursie publicznym, wyparły używanie rozumu. Wyszedł on niejako z mody. Został jeszcze, chyba przez przeoczenie, program telewizyjny odwołujący się nie tyle bezpośrednio do rozumu, co do wiedzy.
Oglądając teleturniej „Jeden z dziesięciu” można się wiele nauczyć, nie tylko poszerzając zakres wiedzy. Można też nauczyć się taktyki postępowania z konkurencją. Program ten nie uwzględnia parytetów, przez co kobiet jest w nim tyle, ile przejdzie wstępne eliminacje, czyli około jedna na dziesięciu zawodników.
Ze zdziwieniem spostrzegłam, że bardzo często to właśnie ta jedyna kobieta przechodzi do następnego etapu. Jak to się dzieje? Zachowanie szans na przejście do drugiego etapu ma się największe, gdy odpowiada się jak najrzadziej. To jednak zależy od współgrających, którzy mogą, ale nie muszą wywoływać do tablicy. Czyżby wszyscy panowie byli takimi dżentelmenami dając kobiecie fory? Nie, to czysty pragmatyzm. Lepiej zawczasu utrącić zawodnika stanowiącego zagrożenie, a takimi zazwyczaj są dobrze przygotowani mężczyźni. Z nieporadną niewiastą łatwiej dać sobie radę w końcowym, decydującym momencie.
Obawiam się, że tę technikę stosuje się nie tylko w teleturnieju, ale zwłaszcza w polityce. Praktyczniej jest wpuścić na ważne stanowisko miernotę, niż bystrzaka, który mógłby w przyszłości wyeliminować protektora. Mniejsza o urzędnicze stołki. Ta praktyka najwięcej szkody przynosi kulturze, gdzie trudno o precyzyjne kryteria. Dlatego nie dziwmy się, że różne kanalie bezkarnie zakłamują naszą historię. Dobre seriale mogłyby to zmienić, ale kto i po co miałby się kopać z koniem pod postacią postkomunistycznych „elit”?
https://mtodd.pl/?wysija-page=1&controller=email&action=view&email_id=460&wysijap=subscriptions