Populacja homoseksualistów to jeden, w porywach dwa procent społeczeństwa. Czyżby byli tak cenni, że wszyscy normalni mają bić im pokłony? Nie, oni sami wcale tego nie oczekują. Stali się zakładnikami komunistów, którzy zrobili z nich „proletariat” zastępczy. Niestety, w niektórych dziedzinach życia społecznego odmienność seksualna obowiązuje w tych pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Należy do nich produkcja filmów i seriali, w których obowiązkowo muszą występować sodomici. Wcale nie chodzi tu o twórców z takimi właśnie upodobaniami, a o granty. Nie robisz filmu o zboczeńcach, nie dostajesz kasy. Proste jak drut. Ten jeden procent niezależnych, to twórcy rosyjscy, którzy są już na innym etapie rewolucji i nie muszą propagować gender.
Co zatem oglądać? Nic. Trzeba wrócić do czytania książek. Jak nie podobają się lub rażą nowi autorzy, to są znakomici klasycy. Powieść może napisać każdy, kto wie jak się to robi. To nie budowanie mostów, nie wymaga wiedzy specjalistycznej. Nakład finansowy też nie jest porażający. Schody zaczynają się począwszy od dystrybucji, którą resortowe dzieci opanowały niemal w całości. Jeżeli autorem jest człowiek znany z innych poczynań na arenie publicznej, to ma szanse zaistnieć w świadomości czytelnika, nie będąc nawet po stronie „postępu”. Innym przypada los „Janka muzykanta”, czyli zmarnowanego talentu. Wiem o czym mówię, bo próbowałam wylansować początkujących, utalentowanych autorów.
Czy jest zatem możliwe odwojowanie kultury, a zwłaszcza teatru, filmu i seriali z rąk lewactwa? Recepta jest chyba dość prosta – wystarczyłoby dotować nie podmiotowo, a przedmiotowo, czyli nie teatry, a sztuki! Ktoś może przywołać „Klątwę”, z której zrobiono przeciwieństwo tego, co autor miał do powiedzenia. Ale to tak jakby w okładkę „Ogniem i mieczem” wkleić jakieś pornusy. Na to są odpowiednie paragrafy.
http://mtodd.pl/?wysija-page=1&controller=email&action=view&email_id=395&wysijap=subscriptions