Czy zauważyliście tę natrętną cechę nowoczesności, która kładzie nacisk na wszelką nietrwałość i bylejakość? Żeby osiągnąć jakiś pożądany cel, trzeba skupić się na tym co ważne, nie na tym co pilne. Ale jak uniknąć tych spraw pilnych, skoro właśnie zepsuła się pralka, bo tak została skonstruowana, żeby jej przydatność skończyła się wraz z gwarancją na jej naprawę; wszystkie nowo kupione rajstopy mają dziury, a to przecież nie dżinsy i dziur mieć nie powinny? No, chyba że wybieramy się na paradę zboczeńców.
Ba, żeby tylko o takie chwilówki i jednorazówki chodziło! A co, jeśli konkubent znalazł właśnie nowy obiekt zainteresowania i wyprowadza się – albo co gorsza – tobie każe się wyprowadzić? Ale dokąd? Kto cię przygarnie, skoro rodzic pierwszy ma kolejną „partnerkę”, a rodzic numer dwa przepadł już dawno bez wieści?
Taki świat już na nas czeka, a tu i ówdzie nawet otacza. Wszelka prowizorka i bylejakość przybliżają tę apokalipsę tonięcia w szambie nie – tylko w przenośni, co unaocznił nam prezydent Warszawy. Takich nowoczesnych gogusiów mamy na każdym kroku i na wielu stanowiskach, zwłaszcza samorządowych. Nie pozwólmy, żeby nas zdominowali!
Jak się przed tym bronić? Wojując o wysokie standardy na każdym dostępnym polu. Wymagać od siebie i innych tyle, ile się da. Brak tolerancji dla niekompetencji, bylejakości, kłamstwa, braku solidności – niech będzie naszym orężem. Bierność zostawmy osobom pokroju Kopacz, która w razie niebezpieczeństwa zamknie się w kuchni i będzie czekała na lepsze czasy. Te jej „lepsze czasy” już minęły i tylko od nas zależy, żeby nigdy nie wróciły.