Dawno temu „wystarczyło” być genialnym pisarzem albo uczonym, ale czasy się zmieniły, a kryteria skomplikowały.
Pokojowego Nobla otrzymał ubecki donosiciel. Czy to było wyróżnienie, czy może wręcz przeciwnie – upokorzenie Polaków? Tak zostaliśmy zmanipulowani, że cieszyliśmy się jak dzieci. Czy już wówczas ktoś sobie z nas zadrwił? Trudno powiedzieć.
Natomiast przyznanie Literackiej Nagrody Nobla osobie wsławionej opluwaniem Polski nie może budzić wątpliwości, o co tu tak naprawdę chodzi. Przygotowania trwały od dawna i zaowocowały pełnym sukcesem. Najpierw przyznano nudnej literatce wszelkie postkomunistyczne nagrody typu Nike czy Paszport Polityki, później przetłumaczono jej „dzieła” na wszystkie znaczące języki świata za pieniądze podatników (750 tys. zł) – nie wydawców, bo ci nie frajerzy, wiedzieli, że tego nikt nie kupi.
„Dobra zmiana” w kulturze jest wyjątkowo nieśmiała i hojna dla opluwaczek, żeby nie wyrazić się dosadniej, językiem innej „wielkiej artystki”, która zmniejszenie dotacji dla własnych teatrów uznała za robienie jej na głowę.