Dla jednych polskość jawi się jako prawość, innym kojarzy się z nienormalnością (Donald Tusk). Zarówno „prawość”, jak i „nienormalność” mogą stanowić pożądany wzorzec, do którego politycy zmierzają. To tylko dwa z możliwych scenariuszy politycznego teatru, który oglądamy ostatnimi czasy. Lokajskie towarzystwo PO okrągłostołowe próbowało Polskę kompletnie podporządkować komukolwiek, kto lepiej zapłaci za dewastację naszego kraju jako „kolonii”. Odbudowa zniszczeń wymaga czasu, a częsta zmiana scenariuszy, zwanych też programami politycznymi, temu nie pomaga. Wielu jest autorów pragnących, żeby to ich sztuki były grane w tym politycznym teatrze. Wielu jest też różnych tenorów lub pierwszych skrzypków, a teatr jest tylko jeden.
Jako widzowie nie mamy wstępu za kulisy, a prawdziwa walka tam się właśnie toczy. Nielicznym udaje się wyskoczyć na scenę i zanim konkurenci go z niej ściągną, musi szybko powiedzieć coś, co zostanie zapamiętane. Najlepiej, żeby to była jakaś piramidalna głupota, którą trudno będzie komukolwiek przebić.
Tylko naiwnym się zdaje, że wystarczy mieć rację, żeby porwać tłumy. Niestety, to tak nie działa. Skąd to wiem? Z autopsji. Co prawda nigdy do żadnej partii nie należałam, ale próbowałam i nadal próbuję stworzyć dobry polityczny kabaret, a tym żadna władza nie jest zainteresowana.