Czasy mamy takie, że wreszcie można mówić o historii najnowszej, jeśli się nie jest w układach wykluczających mówienie prawdy. W 1945 kacapy (dla poprawnych politycznie – dżentelmeni radzieccy) wyzwalali nas ze wszystkiego, co jeszcze nam ocalało po poprzednim okupancie. Szczególnie upodobali sobie zegarki. Okrzyk: „dawaj czasy!” był najczęstszym ich zawołaniem. Mołodiec „wyzwalający” Berlin dał się sfotografować z całą kolekcją zegarków na przegubie ręki. To czego nie mogli zrabować, niszczyli też ze szczególnym upodobaniem. Potomkowie „wyzwolicieli” przejawiają podobne upodobanie, zwłaszcza do drogich zegarków, najwyraźniej przetrwało im to w genach.
Czasy się zmieniły, ale mentalność potomków czerwonoarmistów pozostała. Co im Stalin podarował, to Polakom od tego wara. Opanowali wszelkie możliwe urzędy, ich klany i oligarchie są nie do ruszenia. Widać to dobrze na przykładzie kultury. Od dwudziestu paru lat scenarzystką wszystkich prawie seriali telewizyjnych jest ta sama osoba. Monopole rodzinne przeszły gładko z socjalizmu do kapitalizmu, niosąc stale komunistyczny sztandar. W tej sytuacji trudno się dziwić, że projekty związane z rozbiórką, lub choćby przebudową PKiN im. Stalina, napotykają ostry sprzeciw.