Niewątpliwą spuścizną PRL jest nasycenie wszelkich struktur władzy agenturą sowiecką, niemiecką i każdą inną. Ci agenci, ich dzieci oraz wnuki nie rozpłynęły się we mgle. Stale są i działają rozmaicie na szkodę Polski, w sposób oczywisty i bezczelny. Odgrażają się, że jak wrócą do władzy, to powsadzają do więzień tych, którzy mieli odwagę podnieść rękę na złodziei i ich pobratymców.
Ale to, co widoczne gołym okiem, jest mniej niebezpieczne od tego, co głęboko skrywane. Nie trudno sobie wyobrazić, że nasi wrogowie próbują wywierać wpływy na decyzje rządu niekorzystne dla narodu, a korzystne dla lobby, któremu służą. Zadajmy sobie pytanie jak sami próbowalibyśmy wybrnąć z takiej sytuacji. Człowiek prawy może nie zgodzić się na niecną propozycję i podać się do dymisji, ale to nie załatwia sprawy. Lepiej byłoby uświadomić lobbyście-szantażyście, że spełnienie jego życzenia pociągnie konsekwencje, na które on sam, wcale nie miałby ochoty.
Co by mogło być takim niepożądanym czynnikiem dla szantażysty?Poinformowanie szerokiej publiczności o problemie i konsekwencjach jakie nas czekają. Jeśli sam szantażowany nie może tego zrobić, to należy go w tym wyręczyć. Dziennikarz demaskujący niecne zamiary wynikające z przyjęcia jakichś uregulowań prawnych, może się przyczynić do ich zablokowania. W ten sposób wykona pracę za ministra, premiera czy prezydenta, nawet gdyby ten dygnitarz był podwójnym agentem, nie wiadomo której ze stron sprzyjającym.