Wszyscy już zdążyliśmy przywyknąć do tego, że dziennikarz w studio, to jak szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie. Zaproszony gość powinien odpowiadać na zadawane mu pytania zgodnie z oczekiwaniami prowadzącego i słuchaczy. Upraszczając: swój powinien dowalić obcemu, żeby podgrzać atmosferę i usatysfakcjonować tych, dla których program jest przeznaczony. W tym celu należy unikać pytań wymagających odpowiedzi, mogących cokolwiek wyjaśniać.
Porównajmy takie dwa pytania. Pierwsze: czy jesteś za wprowadzeniem GMO do Polski? Odpowiedź przecząca jest absolutnie oczywista, wręcz automatyczna. Gdyby jednak pytanie zawierało alternatywę, typu: Co lepsze – GMO, czy pestycydy, to odpowiedź przestaje być automatyczna, bo wymaga już wiedzy. Tu same emocje nie wystarczą. A one właśnie są dla sprawujących jakąkolwiek władzę najważniejsze, decydują bowiem, kto tę władzę będzie dzierżył.
Nie czarujmy się, nikt nie odwołuje się do rozumu. Idee odwołują się do uczuć. Najlepiej widać to na przykładzie chrześcijaństwa i komunizmu. Pierwszy odwołuje się do miłości, drugi do nienawiści. Komuniści uważają, że mają prawo, a nawet obowiązek nienawidzić katolików, a jakby tego było mało, domagają się miłości ze strony katolików, bo przecież Pan Bóg im to nakazuje. Trudno jednak chrześcijanom dyskutować z osobnikami niewyznającymi żadnych wartości niematerialnych. Zresztą publiczne głoszenie ideologii komunistycznej jest u nas zakazane prawem, tak samo jak propagowanie nazizmu, faszyzmu i podobnych dewiacji kulturowych.