Zdawać by się mogło, że Unia Europejska popadła w poważne tarapaty. Nie dość, że opuszcza jej grono tak bogaty kraj jak Wielka Brytania, to pozostałe kraje starej Unii borykają się z najazdem islamistów. Unijni przywódcy, jakby tego nie zauważali, zajmują się takimi pierdołami jak rzekomy brak demokracji w Polsce. Czy oni całkiem pogłupieli? Nic podobnego! To właśnie Polska, Węgry, Czechy są największym zagrożeniem dla unijnej chorej ideologii. Przeszkadzają bowiem we wprowadzeniu komunizmu na modłę Spinellego – guru przyświecającego poczynaniom unijnych uzurpatorów.
Nic więc dziwnego, że Unia Europejska chce nakładać na Polskę sankcje za nieprzyjmowanie tak zwanych uchodźców, no bo przecież umów trzeba dotrzymywać! Zapytajmy zatem, co to za umowa, której rzekomo nie dotrzymujemy? Zawarła ją podobno niejaka Ewa Kopacz w imieniu polskiego rządu. Osoba ta wsławiła się bardzo bezczelnym kłamstwem smoleńskim, za które została sowicie wynagrodzona najpierw stanowiskiem marszałka sejmu, a po rejteradzie Tuska stanowiskiem premiera.
Wywdzięczając się za te zaszczyty skłonna była do robienia wszystkiego co oficer prowadzący od niej zażąda. Na spotkaniu Grupy Wyszehradzkiej przyjęła postawę pozostałych członków grupy, czyli odmowę przyjęcia „uchodźców”, po to tylko, żeby chwilę później danego zobowiązania nie dotrzymać. W Brukseli zgodziła się ochoczo na przyjmowanie tak zwanych kwot w liczbie „na razie 7 tysięcy” niezidentyfikowanych osobników. Później, czyli nie wiadomo kiedy, następnych 15 tysięcy.
A zatem, notoryczna kłamczucha obiecuje coś komuś na gębę i to ma być poważne zobowiązanie polskiego rządu? Umowa, której należy przestrzegać, mimo iż nikt jej nie widział na oczy?