Demokracja polega między innymi na tym, żeby obywatele brali ważne sprawy, czyli te, które ich dotyczą, w swoje ręce. Warto jednak przynajmniej niekiedy, tym rękom się przyjrzeć. Mamy bowiem właśnie do czynienia z takim oddolnym ruchem próbującym wywierać wpływ na politykę państwa. Ale i tu nastąpił od razu podział na swoich i nie swoich. Z grubsza, ten podział polega na posiadaczy przywilejów zdobytych podstępnie, czyli oszustów, i na oszukanych, którzy chcą dochodzić sprawiedliwości. Ci ostatni, jeśli nie są bierni, próbują przyspieszyć proces rozliczenia skorumpowanych elit. Można tego dokonywać na dwa sposoby, wspierać władzę mającą na sztandarze prawo i sprawiedliwość, albo próbować budować nowe struktury.
Zakładanie nowej partii, to betka jeśli ma się pieniądze, najlepiej od zagranicznego sponsora, któremu trzeba będzie jedynie zdawać raporty z poczynań na zgubę Polski. To tak na marginesie.
Gorzej jeśli ma się same dobre chęci. Wówczas można liczyć tylko na zapaleńców, spośród których wielu nie ma pojęcia, na co się porywa. Na wszelakich z tym związanych zebraniach, kongresach czy naradach większość mówców mówi po to by usłyszeć własny głos, bo może jeszcze jakaś telewizja to nagra i będzie można pochwalić się znajomym. Najczęściej takie wystąpienie ma postać lamentu i postulat, żeby władza była uczciwa i mądra. Jak tego dokonać, nikt nie wie.
Można też napisać samodzielnie nową konstytucję i próbować sprzedawać ją po 50 zł za egzemplarz, nie pytając nawet czy znajdą się chętni, żeby przeczytać ją za darmo. Równie dobrze można sugerować, że zebrani powinni obsypać zaszczytami mówcę prawiącego same komunały i demonstrującego niechlujnym ubiorem pogardę dla całego zgromadzenia.