W przyrodzie, i nie tylko, obserwuje się wypieranie tego co dobre, tym co gorsze (dobry pieniądz wypierany jest przez zły pieniądz – M. Kopernik). Po malarstwie i teatrze przyszedł czas na literaturę, nawet tą lekceważoną przez „prawdziwych artystów”, czyli popularne kryminały, których już w czystej postaci nie uświadczysz. Poprawni politycznie autorzy (a innych się nadal nie promuje, a więc i nie sprzedaje) pisują wyłącznie porno-kryminały – taki nowy gatunek literacki, który wyparł dwa poprzednie, czyli kryminał czytany dla gimnastyki szarych komórek oraz czysta pornografia. Przypomina to tort z ząbkiem czosnku (a właściwie kieliszkiem dziegciu) zamiast wisienki, albo nowatorskie zainstalowanie klozetu w jadalni.
W ten sposób nareszcie rodzimi autorzy dostąpili zaszczytu promocji przez dystrybutorów, którzy dotąd ślepi byli na polską literaturę. Woleli promować np. amerykańską, za którą szły konkretne pieniądze. Teraz nawet Polak może zostać autorem bestsellera! Mieć pomysł i dobry warsztat pisarski, to jednak za mało. Najważniejsze są: język i postacie. Nie wystarczy używać k… zamiast przecinka. Dopiero żonglerka wszelkimi wulgaryzmami ukazuje mistrza. Bohaterami pierwszoplanowymi powinni być rozkoszni zboczeńcy seksualni, przy czym nigdy, przenigdy nie mogą okazać się zbrodniarzami – dokładnie odwrotnie jak w życiu. Powinien też wystąpić ksiądz katolicki, jeśli nie koniecznie w roli mordercy, to przynajmniej ofiary, której taki los „się należał”.
Trzymając się tych zasad ma się szanse na sukces krajowy, a może nawet zagraniczny. Odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach dołożą na pewno starań do sukcesu literackiego.