Podatki to mają do siebie, że nadmiernie wyśrubowane przestają być ściągalne. Nie trzeba być wybitnym ekonomistą, żeby umieć przewidzieć co się stanie z akcyzą na alkohol i papierosy, gdy się ją podniesie zbyt wysoko. Ani alkoholicy, ani palacze nie zerwą z nałogiem. Jedynie wzrośnie szara strefa, a przemytnicy zaczną zbierać złote żniwa. Państwo niby to stoi na straży porządku, ale czyni to w sposób groteskowy. Oto przykład. Na skutek skarg mieszkańców, jednemu ze sklepów monopolowych na Ochocie odebrano licencję. I co? Nic! Nadal sprzedaje alkohol 24 godziny na dobę, z tą tylko różnicą, że jest to alkohol zarekwirowany przez policję i oddany sklepowi w depozyt. Absurd? Raczej działanie z premedytacją.
Rząd PO&PSL dawno pożegnał się z myślą, że podatki mają wystarczyć na utrzymanie państwa. Rząd się żywi zaciąganymi za granicą długami i im są one większe, tym bankierzy szczęśliwsi i oto wyłącznie chodzi.
Równie celowe, zdaje się być umieszczenie w samym centrum Warszawy zegara odliczającego dług publiczny. Czemu ma to służyć? Może jest to prowokacja żebyśmy pewnego dnia wyszli na ulicę i zrobili rewolucję? Raczej całkiem inne cele przyświecały twórcom tej instalacji. Po pierwsze powinniśmy się przyzwyczaić do myśli, że jesteśmy dłużnikami-niewolnikami i uznać to za stan normalny. Takie spektakularne odlicza-nie długu może też być gigantycznym listkiem figowym dla samego Balcerowicza. Według jego przecież planu Polska wyprzedała za bezcen wszystko co miała, a jej obywatele nawet sobie za to nie pożyli, tak jak Grecy. Teraz próbuje on wrócić do polityki z grupą innych znakomitych sprzedawców. Zaprzyjaźnione media próbują nam wmawiać, że Polacy już pokochali nową partię. Miejmy się na baczności.