Czytelnicy często mnie pytają, czy próby obudzenia uśpionych umysłów mają sens. Lemingi oglądają przecież swoje telewizyjne autorytety, którym wierzą niezbicie i pukanie konkurencji politycznej do pustych głów nic nie daje.
Trudno się z tym nie zgodzić, ale wieki upłynęły ludzkości na poszukiwaniu kamienia filozoficznego, którego nie znaleziono, bo takowego nie ma. Nie istnieje jedyna recepta na wszelakie zło. Poszukiwania te jednak zaowocowały nowymi odkryciami, takimi chociażby jak Internet. Korzystajmy z niego póki możemy. Pukajmy tu i ówdzie, może gdzieś będzie nam otworzone.
Zamiast czekać na wodza, który przyjdzie i każdemu wyznaczy zadanie, rozejrzyjmy się wokół siebie. Przekonanie choćby jednego leminga o tym, że myślenie nie boli, to już sukces. W 1956, po dekadzie strasznego terroru zdawać by się mogło, że wymordowano już wszystkich niezależnie myślących, a tu masz! Tłum żąda zmian. W 1980 ten tłum jeszcze się zwielokrotnił. Teraz jest nas tak wiele, że trudno się policzyć. Telewizja nas nie pokaże, ale musimy działać. Każdy na własnym polu. Wspierajmy ludzi prawych i mądrych, nawet gdyby się miało okazać, że popełniliśmy błąd w ocenie. Bo to trochę tak jak z wybraniem męża, lub żony. Zdarza się, że uwiedzie nas oszust, ale czy to znaczy, że nikomu już w życiu nie zaufamy? Nie. Raczej wykorzystamy to doświadczenie w przyszłości – świetlanej, jeśli tylko uda nam się wykurzyć tę mafię uzurpującą sobie władzę nad nami.