Archiwum kategorii: Aktualności

Rycerze i pętaki 42/2013 (121)

     Dawnymi czasy urodzenie gwarantowało stan rycerski, dawało przywileje, ale nakładało też obowiązki. Młody rycerz poznawał prawdziwe wartości przekazywane z pokolenia na pokolenie. Pochodzenie z pośledniejszego stanu nie wykluczało definitywnie przynależności do elit, ale bardzo je utrudniało. Obecnie to sprawa osobistego wyboru. Hałastra nigdy nie pretendowała do wzniosłości w żadnej dziedzinie. Pętak nie jest w stanie wznieść się ponad własny prymitywizm. Żadne nazywanie komunistycznych pachołków „ludźmi honoru” nie uszlachetni ich, no chyba w oczach cymbała, obecnie zwanego również lemingiem.

     Propaganda postkomunistyczna specjalizuje się w zaszargiwaniu tytułów, jak chociażby profesorskiego. Dlatego proponuję utworzenie Klubu Rycerskiego, do którego może przystąpić każdy, nawet bez konieczności logowania się gdziekolwiek. Jego członków będzie można rozpoznawać jedynie poprzez honorowe zachowanie.

    

Do lat 18 i od 81 ~~~~ 41/2013 (120)

Odnoszę wrażenie, że TVP1 postawiła sobie szczytny cel docierania do osób mających problemy z samodzielnym myśleniem. Tylko i wyłącznie z myślą o nich tworzy się program. Dzięki szkole, w której coraz mniej można się nauczyć – z jednej strony i sklerozie – z drugiej widownię stanowią osoby do lat osiemnastu i powyżej osiemdziesięciu jeden. Pozostali powinni się umysłowo dostosować. Wyśmiewane mohery nie mają tu czego szukać. Odmiennie ma się sprawa z lemingami. One, niezależnie od wieku, powinny być wdzięcznymi odbiorcami. Tak się bowiem składa, że mohery wiedzą, że nimi są, a lemingom stale się zdaje, że to określenie ich nie dotyczy.

     Ja jednak wiążę pewną nadzieję z telewizją, niesłusznie nazywaną publiczną (no, chyba że to aluzja do domu). Gdzie, jak gdzie, ale w TVP1 prędzej czy później ostatni film Wajdy na pewno się ukaże, zwłaszcza, że są w nim tak zwane „momenty”. Co to są te „momenty” wiedzą tylko starsi, którzy załapali się jeszcze na „Sześćdziesiąt minut na godzinę”. Na razie w załączniku tylko plakat tej super produkcji.

     

Spec logika 40/2013 (119)

Szanowni Państwo!

     Człowiek niewinny, zwłaszcza niesłusznie podejrzany, zrobi wszystko, żeby prawda wyszła na jaw. Już samo mataczenie przy zabezpieczaniu śladów zbrodni jednoznacznie wskazuje winnego. Z tym, że jeśli zbrodniarz jest potężny, to może sobie pozwolić na cyniczne zacieranie śladów na oczach opinii publicznej, która chętnie przestaje wierzyć własnym oczom. I o to właśnie chodzi!

     Jeżeli pancerna brzoza urwała skrzydło samolotu i wywróciła wielotonową maszynę na plecy, to szukanie śladów wybuchu przestaje być zasadne – logiczne, prawda?

     Kto, czym i ile razy tę nadzwyczajną brzozę zmierzył pozostaje tajemnicą najwyższej państwowej wagi, co również nie budzi najmniejszych wątpliwości leminga.

     Według spec logiki, jeśli Bolek obalił komunizm i cały świat go za to podziwia, to oczywiste, że nie mógł jednocześnie być ubeckim agentem.

         Pozdrawiam – i do następnej soboty!

P. S. A gdyby ktoś chciał bezpośrednio otrzymywać moje felietony, to niech mi prześle swój adres e-mailowy.

 

Agenci 39/2013 (118)

     Położenie geograficzne skazuje nas na sąsiedztwo pazernych nacji i na to nic poradzić nie możemy. Dawnymi czasy jakoś sobie z tym radziliśmy dzięki kodeksom honorowym, których omijanie uważano za haniebne. Poprawność polityczna unieważniła je i stworzyła grunt dla źle pojętej tolerancji, odbierając nam najsilniejszy oręż. Zarówno dawniej, jak i obecnie obce agentury próbują kontrolować nasze państwo, zastraszając jednych, przekupując innych.

     Zdemaskowanie Bolka najwyraźniej nie zrobiło większego wrażenia na naszym społeczeństwie. Wystarczy, że film pokaże fikcję wyssaną z brudnego palca, a publika mu przyklaśnie. Będąc agentem przez 20 lat w PRL-u, Bolek nabrał pewności siebie, widział bowiem, że włos mu z głowy nie spadnie. Podpuszczanie „Solidarności” należało do jego obowiązków i było w interesie jego mocodawców, którym nadal wiernie służy, o czym może świadczyć najnowszy pomysł włączenia III RP do Niemiec. Czyżby był to taki balon próbny dla wysondowania nastrojów czy jesteśmy już gotowi na kolejny rozbiór Polski?

     No cóż, agenci są wśród nas i poznać ich dopiero po owocach. Kim kto jest okazuje się poniewczasie, kiedy zło zostało już wyrządzone. Tak sobie myślę, że taki agent musi też czasami zrobić coś dobrego dla uwiarygodnienia. Ta sama zasada obowiązuje w złodziejskim fachu. Naciągacz najpierw daje nam coś „za darmo”, a kiedy zdobywa nasze zaufanie  naciąga nas. W takim razie, też spróbujmy się bronić w znany sobie sposób, czyli na zasadzie ograniczonego zaufania. Póki mówisz i robisz to co przyzwoity Polak powinien akceptujemy cię. Kiedy zaczynasz kluczyć żegnamy się.

13 października 38/2013 (117)

 

     Czy ta data z czymś się kojarzy? Jeszcze nie, ale już wkrótce będzie ważna dla Warszawiaków. Kto jest i czuje się obywatelem stolicy pójdzie oczywiście na referendum, żeby zagłosować za odwołaniem (lub nie) Prezydent Warszawy. Argument, przeciwników referendum, że nie wiadomo kto ewentualnie obejmie stery jest  chybiony, bo o tym zadecydujemy później. Na razie skupmy się na podsumowaniu dokonań obecnej Pani Prezydent.

     Moim zdaniem nie doceniamy jej wysiłków w „opachołkowaniu” Warszawy. Oto ostatni przykład.

Jak widać na załączonym obrazku, parking przy Dworcu Gdańskim, który przyda się zwłaszcza okolicznym mieszkańcom, został ukończony na tyle dawno, że nawet nowo posiana trawa zdążyła urosnąć. Ciekawe co stoi na przeszkodzie żeby udostępnić go  użytkownikom? Może po zapłaceniu firmie „pachołkarskiej” na resztę nie starczyło pieniędzy? A może zechce osobiści przeciąć wstęgę i nie ma na to czasu, bo rzetelnie przygotowuje stolicę do referendum? Jak wieść gminna niesie, od czasu ustalenia daty referendum na 13 października Pani Prezydent zaczęła nawet pojawiać się w pracy, no ale nie żeby tak od razu zakasywać rękawy i podpisywać stertę zaległych pism. (www.referendum-warszawa.pl).

Bądź sobą!

     Ilekroć słyszę takie wezwanie, to wiem, że jest to właśnie apel żebym przestała być sobą. Z jakiej bowiem racji ktoś miałby lepiej ode mnie wiedzieć co jest, a co nie jest dla mnie charakterystyczne? Uzurpator do takiej wiedzy próbuje skłonić mnie do zachowań jakich on oczekuje; najczęściej chodzi o zachowania nierozsądne lub nieetyczne w imię tak zwanego pełnego luzu. Taka w pełni „wyluzowana” osoba łatwa jest do obróbki.

     Warto o tym pamiętać nie tylko przy okazji zabawy, ale zwłaszcza przy podejmowaniu decyzji biznesowych. Hura optymizm jest znacznie gorszym doradcą od zimnej kalkulacji. Wiedzą to doskonale ci, którzy stwarzają gorącą atmosferę po to, by nas naciągnąć.

     Dlatego ja nie namawiam żebyście Państwo „byli sobą”. Bądźcie raczej chłodni i powściągliwi, kierujcie się rozsądkiem, poczuciem honoru, który wszakże niech nie wyklucza poczucia humoru.

     Przyjdźcie na warszawskie referendum. Tyle chyba dla stolicy zrobić możecie (www.referendum-warszawa.pl).

Książki dla kucharek 36/2013 (115)

     Dawnymi czasy ktoś nazwał kiepskie romansidło książką dla kucharek. To one umieją czytać? szczerze zdziwiła się babka Krzysztofa Zanussiego. Czasy się zmieniły, ale umiejętność czytania nie przekłada się na wyższy poziom intelektualny. Obserwujemy raczej tendencję odwrotną. To kucharki nadają ton „salonowi”, miewają własne programy telewizyjne i wysoką oglądalność wśród pozostałych kucharek obojga płci.

     A może przemawia przeze mnie zwykła zazdrość? Oglądalność to przecież najlepszy wskaźnik czego ludzie pragną. W takim razie spróbuję od czasu do czasu, w przyszłości udzielać porad kulinarnych. Gdybym mogła zaproponować dietę cud nie wymagającą żadnych wyrzeczeń, to zapewne  poczytność moich książek by wzrosła, ale nie znam takiej.

     Z moich obserwacji wynika jedynie, że ilość i jakość posiłków powinna być proporcjonalna do wysiłku fizycznego. Dawniej, żeby zebrać dzbanek malin, trzeba się było nieźle po lesie pouganiać. Teraz kupujemy kontenerek, zasiadamy przed telewizorem i nie zauważamy nawet kiedy jest pusty, a maliny wcale do tych szczególnie tuczących nie należą. Ale nie przejmujmy się. Obecna moda preferuje szpetotę, więc nadwaga nikogo już razić ani martwić nie powinna.

       

Zawłaszczanie kryminału 35/2013 (114)

     Po co ci prawda? spytał mnie kiedyś „prawdziwy komunista”. Tłumaczenie, że to oręż przeciw oszustom przyjął sceptycznie i z niedowierzaniem.

     Ja sama, wychowana w tym systemie, kiedy po raz pierwszy znalazłam się na angielskiej ziemi i urzędnik imigracyjny zaczął mnie wypytywać podejrzliwie, usiłowałam podtykać mu „podkładki” uwiarygodniające moje słowa, a on całkowicie je ignorował. To było dla mnie nowe doświadczenie. Polskiego urzędnika przekonywać nie trzeba, bo jego prawda nie interesuje. On musi mieć jedynie „podkładki”, żeby mógł w razie potrzeby uzasadnić swoją decyzję. Pod tym względem nic się nie zmieniło.

     Powieść kryminalna, to w uproszczeniu nic innego, jak właśnie poszukiwanie prawdy i wymierzanie sprawiedliwości. Dawne kryminały kończyły się na sali sądowej. Obecne biorą z niej początek. Niby nic się nie stało. Państwo ustaliło tylko jeszcze jeden monopol, tym razem na kryminał. Żeby być w zgodzie z realiami, trzeba to uwzględniać. Policja nie jest już od ścigania pospolitych przestępców, a ludzi nazywanych bandytami przez establishment. 

Dobre rady 34/2013 (113)

     Dobrych rad najchętniej udzielają „eksperci” wcale nie proszeni o nie. Zdarzyło mi się wysłuchiwać porad na temat pielęgnacji  włosów od osób łysych, dla których to temat tak ważny, że wyklucza nawet spostrzegawczość. Otrzymuję też porady jak napisać bestseller. W tym wypadku niezmiennie chodzi o życiorys autora pomysłu. Gdyby tylko świat poznał jego przeżycia, padłby na kolana. Są to oczywiście przypadki skrajnego egocentryzmu.

     Inna grupa „ekspertów” to zwykli naciągacze, poczynając od Cyganów, czyli zgodnie z poprawnością polityczną Romów, a na bankierach, a nawet na skorumpowanym rządzie kończąc. Tu już trzeba się mieć na baczności. W obszarach niedostatku wiedzy na jakiś temat, musimy zdawać się na autorytety. Innego wyjścia nie ma, o czym oszuści dobrze wiedzą.

     Mnóstwo dobrych rad można też znaleźć w Internecie. Królują tu porady takiego typu: Jeśli chcesz zostać milionerem, wykup kurs za śmiesznie niską cenę paru tysięcy złotych, a my cię nauczymy jak nim zostać. Tu ekspertami są ci właśnie milionerzy, którzy zastosowali powyższą metodę. Wciskanie kitu naiwniakom to sztuka stosunkowo łatwa, jeśli nie ma się skrupułów. To naprawdę działa. Chociaż ci, którzy myślą, że są myśliwymi w rzeczywistości najczęściej bywają zwierzyną.

Zmiana obyczajów

     Przed wojną opowiadano sobie taki oto dowcip: Jaka jest różnica między restauracją w Hotelu Europejskim a w Bristolu? W Europejskim widać jak ludzie jedzą i słychać jak rozmawiają; w Bristolu widać jak rozmawiają i słychać jak jedzą. Zapewniam, że dopatrywanie się w tym dowcipie antysemityzmu jest nieuprawnione.

      Obyczaje się zmieniają i w chwili obecnej trudno sobie wyobrazić osobę występującą publicznie i nie machającą nieustannie rękoma, bo to podobno ociepla wizerunek. Zapraszani do telewizji ludzie nawzajem się przekrzykują, co przestało mnie już dziwić. Mówią przecież nie dlatego, że mają coś do powiedzenia, a jedynie dlatego, że dorwali się do głosu. Przodują w tym zwłaszcza gospodarze programów.

     W ramach zjednywania sobie rozmówcy należy też podobno wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe, zwracać się do niego po imieniu. Celują w tym zwłaszcza akwizytorzy, którym wmówiono, że Amerykanin… o przepraszam, Polak oczywiście, uwielbia słyszeć własne imię i używanie go w pierwszych słowach na tyle zmiękczy delikwenta, że kupi każdy wciskany mu kit.

     Nie bez znaczenia jest tu tłumaczenie z angielskiego. „Mrs. Todd = Pani Todd”, ale jest to forma, nawet dla mało zorientowanych, niezbyt uprzejma w języku polskim. Natomiast „Lady Margaret” wcale nie jest tożsame z „Pani Małgorzato”. To raczej coś w rodzaju „Wielce Szanownej Jejmości”.

     Póki co, forma „Pani Małgorzato” jest nieco poufała, ale chcę zapewnić wszystkich moich respondentów, że nic przeciw niej nie mam, ułatwia bowiem szybkie rozeznanie, że wiadomość jest przeznaczona rzeczywiście dla mnie.