Reparacje

Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Reparacje

Występują: Helga i Wańka.

Helga – Tym Polakom zupełnie poprzewracało się w głowach!
Wańka – Niech zgadnę. Chodzi o reparacje?
Helga – A o co by innego!?
Wańka – Przecież my zrzekliśmy się w ich imieniu i tego należy się trzymać.
Helga – Sęk w tym, że nie ma niczego na piśmie, nie licząc Trybuny Ludu.
Wańka – Na biednych nie trafiło. Dajcie im połowę tego co Francuzom i po krzyku.
Helga – Francuzi współpracowali z nami od samego początku wojny, nie musieliśmy ich przywoływać do porządku paleniem miast, jak Polaków.
Wańka – To fakt.
Helga – Wyobraź sobie, że oni chcą teraz zasypać nasz rząd listami z żądaniami zadośćuczynienia.
Wańka – Zwykłą pocztą? To będzie ich sporo kosztowało.
Helga – No, coś ty! Elektroniczną oczywiście, ale z podaniem wszelkich danych adresowych, żeby nie można im było zarzucić trollowania.
Wańka – To ich macie!
Helga – Jak to?
Wańka – Wasi i nasi dziadowie musieli się nieźle natrudzić, żeby zrobić listę „polskich panów” do likwidacji.
Helga – Jasne! Sami proszą się guza! Tylko…
Wańka – Jakie tylko?
Helga – Facebook chyba od dawna ma takie listy.
Wańka – Kto ich nie ma? Ale od przybytku głowa nie boli.

KURTYNA

Dzieło czy twórca? 37/2017 (326)

Co ważniejsze dzieło, czy twórca? Różne czynniki można wziąć pod uwagę, żeby na to pytanie odpowiedzieć. Pytaniem pomocniczym może być rozważenie, komu dzieło ma służyć – innym ludziom, czy samemu twórcy? Jeżeli samemu twórcy, to jasne, że jedynie on się liczy, a dzieło ma za zadanie tylko ukazanie wielkości twórcy. Jeśli natomiast ma służyć innym, to warto niekiedy nawet poświęcić trochę własnego ego, żeby dzieło zrealizować.
Przypomina mi się taki przypadek. Twórca pierwszego polskiego minikomputera otrzymał od łaskawych władców PRL-u zakład doświadczalny, żeby mógł produkować to nowatorskie urządzenie. Po pewnym czasie kapryśna władza zmieniła zdanie i zakład rozwiązała. W prywatnej rozmowie twórca zapytany o rzeczywisty powód takiej decyzji zwierzchników powiedział, że do projektu chciał się dopisać jako autor, jakiś dy-rektor departamentu, na co twórca nie wyraził zgody. Uznał zatem, że to on jest ważniejszy, niż dzieło, które stworzył.
Ludzie na stanowiskach otrzymują jakiś zakres władzy i różnie go wykorzystują – dla dobra innych, albo wyłącznie własnego. Władza PO-PSL nawet się nie kryła z własną arogancją. Teraz obowiązują inne standardy, problem tylko w tym, kto je przestrzega? Nie zawsze jest to oczywiste. Czy zawetowanie ustaw ma służyć celom politycznym, na których wszyscy skorzystamy, czy na pokazaniu kto tu jest „Numerem Jeden”? Mam nadzieję że „totalna opozycja” wykazała się jak zwykle totalną naiwnością, przypisując prezydentowi poczynania ambicjonalne.
Małostkowość bywa karykaturalna, jak w wykonaniu pewnego posła, który tylko dzięki niej zasłynął. Ot, jakaś szczerba w parkanie uważa się za ważniejszą od całego płotu, w którym się znajduje.

Zbrodnia i kara 36/2017 (325)

Karać, czy nie karać? Oto jest pytanie. W „państwie teoretycznym”, jakim była Polska za rządów PO-PSL, winą była już sama chęć poznania prawdy, a karą, co najmniej wykluczenie z klubu tych, którym forsa się należała za samo pochodzenie. Dzięki vetu prezydenta stan ten ma szanse przedłużyć się co najmniej, do chwili przedawnienia zbrodni popełnianych przez prominentów.
A jak sprawy wyglądają w Europie? Czy poprawność polityczna pozwala karać bandytów? To zależy po części od rodzaju zbrodni, a przede wszystkim od tego, kto jej się dopuścił.
Jeśli jest nim „biedny, prześladowany uchodźca” muzułmański, to należy się nad nim pochylić z troską i zrozumieniem, zamiast karać. A ofiary? No cóż, do tego trzeba się przyzwyczaić, jak radzą unijni dygnitarze. Ludzie pomalują sobie coś kolorowymi kredkami na ulicach i… do następnego razu. Donald Tusk zwany niesłusznie prezydentem, zamiast może raczej Namiestnikiem Europy, (prezydenta się bowiem wybiera, a on został mianowany przez samą panią Kanclerz Niemiec na piastowane stanowisko) znowu wyrazi kolejne ubolewanie tymi samymi wyświechtanymi słowami: „Nasze myśli są z ofiarami i wszystkimi poszkodowanymi w tym tchórzliwym ataku na niewinnych”. No i po krzyku. A swoją drogą co to za odwaga, nazwać islamskiego bojownika za wiarę tchórzem! To określenie: „tchórzliwe ataki” to może taki rodzaj zaklinania rzeczywistości, żeby się aby nie zmieniła.
Kogoś jednak należałoby pociągnąć do odpowiedzialności. Jest zbrodnia, powinna być kara. Pupilek Angeli nie musiał się specjalnie wysilać, od dawna bowiem wiadomo, że wszystkiemu winni Polacy! Unia Europejska powinna Polsce łupnąć karę za nie przyjmowanie tak zwanych uchodźców. W ten sposób zbrodnia na bezbronnych ofiarach będzie ukarana i wszystko zostanie po staremu! Brakiem logicznego powiązania między zbrodnią a karą nie należy się zajmować, bo to grozi brakiem poprawności politycznej.

Folksdojcze i kapusie

Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Folksdojcze i kapusie

Występują: Helga i Wańka.

Wańka – Coś te wasze folksdojcze cienko przędą.
Helga – A konkretnie kogo masz na myśli?
Wańka – Tę posłankę od „dyktatury kobiet”, Wielgus-Szajbus, czy jak jej tam? Dawno jej nie widziałem.
Helga – Może się wypaliła.
Wańka – Albo całkiem zaćpała.
Helga – Są inne.
Wańka – Jak ta Róża von Hochsztapler?
Helga – Robi co może.
Wańka – Problem w tym, że najwyraźniej niewiele może.
Helga – A co mogą wasi kapusie? Rozkładanie się na ulicy budzi tylko pożałowanie.
Wańka – To zasłużeni weterani. Wiesz ile wtyczek trzeba było wytrzasnąć, żeby zmienić kurs dziesięciomilionowej „Solidarności”? Zdajesz sobie sprawę, jakby bez nich wyglądałby ten kraj?
Helga – Pewnie tak, jak zaczyna wyglądać teraz.
Wańka – Sama widzisz. Dużo pracy musieliśmy włożyć i stale wkładamy, żeby rozsadzać Polskę od środka.
Helga – Macie w Moskwie pełną listę konfidentów?
Wańka – Mamy, ale nawet nie musimy z niej korzystać.
Helga – Jak to?
Wańka – Kapuś wie, że nim jest. Wystarczy w odpowiednim towarzystwie napomknąć, że góra oczekuje więcej zaangażowania w akcjach anty- pisowskich, żeby sami się uaktywnili.
Helga – Sprytne. Ale nie przypisujcie sobie wszystkich zasług. To nasi dziennikarze wymyślili akowca-ubeka.
Wańka – Nie musieli się specjalnie wysilać. W Norymberdze sądzono samych kierowców i sprzątaczki…
Helga – A kto by pamiętał Norymbergę. Teraz wszyscy rozczulają się nad panem Zdzisiem, bohaterem Powstania Warszawskiego, który został KO-wcem w ubecji.
Wańka – Za co należała mu się sowita emerytura, którą PiS chce mu odebrać. Porzygać się można ze wzruszenia.

KURTYNA

Potęgi klucz 35/2017 (324)

Wrzesień, a więc dzieci ruszają do szkoły. Czego one się tam teraz uczą? Nie mam pojęcia i to może nawet lepiej, bo zamiast utyskiwać na programy szkolne, pokuszę się o przedstawienie moich postulatów. Wiedza jest teraz tak rozległa, że zgłębienie jej w jakiejkolwiek dziedzinie przestało być możliwe. Czego zatem dziecko powinno się nauczyć zanim podejmie decyzję, co chce w życiu robić?
Dawniej mawiano: ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz. Mam nadzieję, że to powiedzenie nie straciło całkiem aktualności. Ale postawiłabym na poszukiwanie talentów, bardzo szeroko rozumianych. Talenty sportowe może wyławiać nauczyciel wf-u; matematyki, fizyki i innych przedmiotów ścisłych – odpowiedni nauczyciele. Poetą od biedy można zostać samoistnie, gorzej z pozostałymi talentami artystycznymi. Czy na pewno są one jeszcze potrzebne? Konia łatwiej sfotografować niż narysować. Ale wbrew pozorom, tylko rysunek może wydobyć z obiektu ukrytą prawdę. Nowoczesne instrumenty muzyczne ułatwiają grę każdemu chętnemu, czy warto zatem uczyć się jeszcze nut? Nie wiem. Wiem natomiast, że każdy bezwarunkowo powinien uczyć się podstaw aktorstwa, w tym dykcji. Jest to umiejętność niezbędna przy jakimkolwiek wystąpieniu publicznym. Żal ściska za gardło, gdy ktoś, kto ma coś ciekawego do powiedzenia robi to tak nieudolnie, że nie idzie wytrzymać.
Odnoszę wrażenie, że z postępem techniki zanika dbałość o wynik działań. Dawniej istniał taki zawód jak oświetleniowiec. Dzisiaj operator światła zdaje się mieć sobie za punkt honoru to, żeby widać było jak najmniej. Rozumiem, jeśli prelegent ma wyjątkowo odrażający wygląd, ale to raczej rzadkość. Najczęściej mówca mamrocze coś niewyraźnie do mikrofonu, albo jeśli nawet słychać go dobrze, to w każdym zdaniu jest słowo właśnie, a po jego zakończeniu prelegent domaga się potwierdzenia pytając: prawda, ewentualnie: tak, lub nie? Nauka retoryki nigdy wcześniej nie była aż tak konieczna.
Komuniści wmawiali ludziom, że nauka, mimo iż obowiązkowa, nie jest im do niczego potrzebna. Do rządzenia państwem najlepiej nadaje się niewykwalifikowany robotnik, albo towarzysz Wiesław. Ten komunistyczny system nadal pokutuje, nieco tylko zmodyfikowany. Ewa Kopacz nazwała Borysa Borysowicza Budkę Borysławem, bo jak tłumaczy, nie znała go. Ot, przyszedł jakiś lewicujący chłopaczyna do kancelarii pani premier, to zrobiła go Ministrem Sprawiedliwości, nie pytając nawet o imię, a co dopiero o kwalifikacje.

Upuszczanie krwi 34/2017 (323)

Czym różni się konował średniowieczny od obecnego? Tamten na każdą dolegliwość przepisywał upuszczanie krwi, ten obniżanie cholesterolu. Ze zdrowotnego punktu widzenia obydwa zabiegi zdają się być porównywalne, ale z finansowego, obniżanie cholesterolu to złoty interes dla korporacji farmaceutycznych! Na tym właśnie polega skok na kasę chorego, dodajmy – potencjalnie chorego, bo z nadmiaru cholesterolu nikt jeszcze nie umarł.
Natomiast upuszczanie krwi, to już raczej domena polityki. Trzódka odstawiona od koryta, nazywająca siebie opozycją totalną, zrobi wszystko, żeby społeczeństwo skłócić. Żebyśmy jak najczęściej mawiali: „krew mnie zalewa, gdy słucham…”. Dawniej mawiano, że „złość piękności szkodzi”, zapominano jednak dodawać, że świetnie nadaje się do podziału społeczeństwa na małe grupki, którymi łatwiej manipulować.
Prezydentem lub premierem może zostać każdy bez względu na kwalifikacje. Zdawać się mogło, że studia medyczne gwarantują wysoki poziom intelektualny absolwentów takich uczelni. Dzięki poprzedniej pani premier mogliśmy się przekonać, że głupota przejawiająca się w prymitywnych kłamstwach, nawet na najwyższym stanowisku w państwie, nie zna granic, niezależnie od prestiżowego wykształcenia. O etyce i moralności lepiej nawet nie wspominać. Głupota nie wyklucza jednak cwaniactwa. Dlatego warto zauważyć odziedziczoną po poprzednim rządzie zasadę, że przy coraz wyższej składce na obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne, coraz mniej świadczeń chory otrzymuje. Miejmy nadzieję, że dobra zmiana dotrze kiedyś i tu.
Wróćmy jednak do zdrowia, czyli „zdrowej diety”. Ta „bez-cholesterolowa” może samego cholesterolu nie obniży, ale kiedy zostaniemy już częścią Europejskiego Kalifatu, wieprzowina będzie oczywiście zakazana, a więc szansa na obniżenie cholesterolu rośnie. Wtedy może nawet tego nie zauważymy, przestrzegając wcześniej zalecanej diety. Kebaby wieprzowiny nie zawierają – to pewne. Co zawierają? Staram się nawet o tym nie myśleć.

Moda na głupotę 33/2017 (322)

Obwieszczenie końca komunizmu w 1989 roku było nie tyle przedwczesne, co całkowicie błędne. To właśnie był początek nowej ery – eurokomunizmu. Z poczwarki terroru, czy zamordyzmu, przeistoczył się w motyla rozmaitej destrukcji. Przejawia się to między innymi modą na głupotę i brzydotę. Z modą, jak wiadomo, dyskutować się nie da. Można ją jedynie przyjąć, lub odrzucić. Taki wybór istnieje zawsze. To fragment demokracji nie do ruszenia, ale można mimo to o nią powalczyć na leżąco, waląc nogami w metalowe osłony policyjne. W PRL-u dziewczyny usiłowały wyglądać powabnie, mimo „braków na rynku” wszystkiego, co mogłoby dodawać elegancji. Głupota płynąca z mediów była rekompensowana inteligencją na polu prywatnym. Triumfy święcił bridż, bo wymagał pomyślunku, którego byle aparatczyk wykrzesać nie mógł.
Komunizm jakimś cudem jednak zwyciężył i moda na głupotę oraz brzydotę zatriumfowała. W zaawansowanym stadium możemy ją oglądać w wykonaniu wszelkich osobników KOD-omito podobnych. Totalna opozycja szczególnie ich hołubi. Głupki bywają różnej maści. Przemądrzały, elokwentny, a właściwie cierpiący na bezmózgowy słowotok, głupek oczywiście wie i rozumie wszystko, a jak czegoś nie kuma, to to coś, a nie on, musi być głupie. Zgoła odmienne zdanie ma „poczciwiec”. Nie wysila się, żeby cokolwiek rozumieć, a jak przypadkiem usłyszy coś, co rozumie, to od razu traci zaufanie do źródła takiej wiedzy, bo co to za autorytet, który jest zrozumiały nawet dla niego!
Jest jeszcze nadzwyczajna kasta, do której zaliczają się w pierwszej kolejności unijni dygnitarze. Oni wszystko wiedzą najlepiej i z nikim swej wiedzy konsultować nie muszą. Jeśli bredzą coś sprzecznego z faktami, to tylko gorzej dla faktów.

Sprzężenie zwrotne 32/2017 (321)

Większości z nas wydaje się, że jesteśmy odporni na reklamę. Nie jest to niestety prawda. Wszyscy podlegamy jakiejś propagandzie, nie mając pojęcia o tym jak jesteśmy manipulowani. W latach osiemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych ktoś wpadł na pomysł, żeby pewną ideę upowszechnić poprzez seriale telewizyjne. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Tą ideą było zaszczepienie ludziom przekonania, że dobrze jest nie prowadzić auta po pijaku.
Jak tego dokonano? Wcale nie poprzez nudną perswazję, a jedynie przez wspominanie o tym, ot tak mimochodem, tu i ówdzie, ale konsekwentnie. Po pewnym czasie ludzie uznali takie zachowanie za normę. No, to przyjrzyjmy się naszym rodzimym serialom. Co nam się wciska do głów jako „normę”? Jakie zachowania widz uznał już za właściwe, bo tak przecież postępują „wszyscy”? Na pewno wulgarny język, nawet jeśli bywa wykropkowany, uważa się za coś oczywistego. Niechlujny strój jako dowód przynależności do „elit”. Przekonanie, że homoseksualistów jest co najmniej tyle samo ilu ludzi zdrowych. Przekonanie, że model rodziny typu 6+1 jest w porządku, przy czym sześcioro rodziców i jedno dziecko zapewniane przez dowolną liczbę rodziców o swej miłości 10 razy dziennie – to model obowiązujący.
Proponuję prześledzić polskie seriale pod kątem jak wpływają one na zmianę obyczajów.

Zdrajcy 31/2017 (320)

Zdrajcy 31/2017 (320)
Historia Polski zarejestrowała pokaźną ilość zdrajców. Najczęstszymi beneficjantami ich działań byli i są nasi odwieczni wrogowie – Niemcy i Rosjanie, czyhający konsekwentnie od wieków na naszą suwerenność. Jak to się jednak dzieje, że na złą sławę najbardziej zasłużyli ci prorosyjscy? Najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co zdrajca spodziewa się otrzymać w zamian za zdradę? Na pewno jakieś wymierne dobra, ale co prócz pieniędzy może zyskać? Uznanie? Czyje? Szmalcownik donoszący w czasie wojny na gestapo nie spodziewał się podziwu, co najwyżej, we własnym mniemaniu, uchodził za „człowieka zaradnego”. Zgoła inną pozycję miał ubek mordujący Polaków na zlecenie NKWD. Dzieci, które zabijał, były przecież wrogami rewolucji!
No dobrze, ale podczas rozbiorów nie było jeszcze sowietów, a zdrajcy prorosyjscy byli, i to jacy! Racja, ale była już, i nadal jest, „rosyjska dusza”. Nikt jej podobno nie rozumie, no może z wyjątkiem specjalistów od fanatyzmu.
Współcześni zdrajcy ojczyzny tak zeszli na skundlone psy, że bez najmniejszej żenady żebrzą u Niemców i Sorosa o interwencję oraz pieniądze w imię „demokracji i wolności”. Ta wolność może rzeczywiście zostać odebrana łajdakom wszelkiej maści działającym pod patronatem agentów wrogich nam państw. Odsunięcie od władzy polskiego rządu w kraju to ich priorytet, bo tylko to gwarantuje gangsterom, złodziejom oraz paserom bezkarność i dalsze nas grabienie. Agenci rosyjscy też zaczynają tracić wpływy, szczują więc zaciekle. Zgodnie z rosyjską perfidią obwiniając patriotów o działanie na rzecz Putina, którego inni jego agenci wychwalają jak mogą.

 

 

Po co to komu? 30/2017 (319)

Pan prezydent zawetował dwie ustawy o sądownictwie, czym narobił ambarasu wszystkim, z wyjątkiem aferzystów, których procesy się odwleką, jeśli do nich w ogóle dojdzie.
Taki obrót spraw martwi obywateli popierających dobrą zmianę rządu. Martwi też opozycję, bo co zrobić z tym niespodziewanym „zwycięstwem”? Miny mają kiepskie, trzeba bowiem wymyślić następny pretekst, a z myśleniem u nich nie tęgo. Podpowiadam zatem hasło NA BARYKADY, które nigdy nie straci aktualności: „Za paskudną pogodę odpowiada PiS!!!”. Gdyby znalazł się dociekliwy, szukający uzasadnienia, to może powołać się na Trumpa, który nie zgodził się na pakiet klimatyczny.
Najmniej zmartwili się unijni dygnitarze. Skoro raz już stwierdzili, że polski rząd zamierza naruszyć demokrację, to tak łatwo z grożenia sankcjami nie zrezygnują. Żadne fakty nie mają tu nic do rzeczy.
Publicyści polskiej TVP próbują pocieszać widzów, ale bez większego przekonania. Wcale nie lepszą sytuację ma niemiecka TVN, bo jak tu wytłumaczyć folksdojczom, że nie ma po co jutro iść na barykady? Soros płaci, więc wymaga. Druk samych transparentów kosztował krocie. No, może świeczki się przydadzą, gdyby udało się zrobić jakąś poważniejszą awarię prądu.
Tak więc z odroczenia sprawy nikt nie jest zadowolony, chyba że są jakieś siły, które przewidziały taki właśnie scenariusz destrukcji naszego państwa. Załóżmy jednak, że pani kanclerz do pana prezydenta dzwoniła tylko, żeby porozmawiać o pogodzie.