Antypolonizm 9/2018 (350)

Nie wiem jak Państwa komputery traktują ten popularny już od dawna neologizm. Mój zna tylko słowo: antysemityzm, a antypolonizm to według niego słowo nieznane. Ciekawostka lingwistyczna.
Wydawać by się mogło, że po to mamy polski rząd, żeby między innymi dbał o dobre imię Polski, pozostawiając troskę o dobre imię Izraela, Izraelowi. Fakty jednak temu przeczą. Jak donosi mój kanadyjski korespondent, tamtejsza polonia była zbulwersowana, kiedy dowiedziała się, że nasz rząd przeznacza na badania IPN 5 milionów zł, a na renowację żydowskich cmentarzy 100 milionów zł. Ciekawostka ekonomiczna. Może należałoby wytłumaczyć Polakom, dlaczego tak postanowiono, albo wręcz, w świetle ostatnich wydarzeń, należałoby te budżety istotnie skorygować?
Sprawa rzekomych „polskich obozów koncentracyjnych” zdawała się już wygasać w przestrzeni medialnej, ale nasi wrogowie łatwo nie odpuszczają. Miejmy nadzieję, że nieuprawnione roszczenia żydowskie nie zostały już załatwione w jakiś inny sposób. Zagadkowe milczenie w tej sprawie różnie można interpretować.
Zakładam, że w tym, co piszę, nikt nie upatruje antysemityzmu. Byłoby mi niezwykle przykro ze względu na pamięć moich rodziców, którzy pomagali przeżyć Żydom w okupowanej przez Niemców Warszawie. Po wojnie ludzie ci okazywali moim rodzicom wdzięczność i przyjaźń.

 

Targowica Totalna 8/2018 (349)

Autorem określenia: Targowica Totalna jest dr Targalski. Słusznie uważa on, że opozycją można nazywać te frakcje w parlamencie, które upatrują innej drogi w działaniach dla dobra wspólnego. Ci, którzy sami określili się jako Opozycja Totalna nie mają takich ambicji i nawet tego nie kryją. Są zarówno za przyjmowaniem muzułmanów, jak i przeciw. Putin raz jest ich przyjacielem, a raz wrogiem, nawet bez tłumaczenia dlaczego. Jedynym niezmiennym kierunkiem działania jest walka z PiS-em i powrót do koryta, co jest na tyle oczywiste, że też nie wymaga uzasadnień.
Odkąd ulica nie wypaliła, Targowicy Totalnej została tylko zagranica, chociaż i ona cienko przędzie. Bruksela robiła co mogła, żeby wspierać siły destrukcji w państwach, które zachowały jeszcze poczucie przynależności narodowych, ale i te działania wyraźnie słabną. Kuriozalne unijne dyrektywy wcale nie mają na celu rozbawiać nas, lecz raczej przykrywać te istotne, których zadaniem jest demontaż tradycyjnych wartości w państwach narodowych.
Obecny nasz rząd, nieco mniej gorliwie wprowadza nowe unijne dyrektywy, ale jest też oszczędny we wprowadzaniu takich uregulowań, które nie znalazłyby poklasku brukselskich biurokratów. Dobrym przykładem może być pozorowana walka z alkoholizmem. Łatwiej jest przekonywać wszystkich o szkodliwości alkoholu, niż ograniczyć do niego dostęp. Nie łudźmy się, że komuś rzeczywiście na tym zależy. Unia Europejska już do tego nie dopuści, bo przecież Europa ma utonąć w rozkosznym unicestwieniu pod falą muzułmanów. Wyraźnie chodzi między innymi o to, żeby zminimalizować szanse pijanego tubylca wobec trzeźwego nachodźcy!

Oręż absurdu 7/2018 (348)

Lider POlako POdobnej opozycji w dni parzyste jest za przyjmowaniem nachodźców i likwidacją IPN, a w dni nieparzyste – przeciwnie i nikogo to już nie dziwi, podobnie jak walka z „dyktaturą kobiet” znanej feministki o nazwisku Szajbus, czy jakoś tak. Myszka Agresorka z nieporadnym bełkotem, to przy nich mały pikuś. Najdzielniejsza w tej sporej kupie jest niewątpliwie Róża Barbara Maria Tuman von Hochsztapler, przepraszam jeśli pomyliłam kolejność imion. To ona przyjęła na swoje arystokratyczne piersi walkę z polskimi nazistami, których nikt prócz niej nie zauważa, no może z wyjątkiem pewnego unijnego dygnitarza.
A jak to wszystko ma się do prawdziwej polityki? Zacznijmy od podstaw. Określenie judeo-chrześcijanizm nie ma sensu, bo to niczym nieuprawnione łączenie sprzeczności. Sensu nabiera dopiero porównanie judaizmu z prawosławiem. Obydwie te religie mają niewątpliwą cechę wspólną, jaką jest pogarda dla prawdy. Żydzi komunizm wymyślili, a Rosjanie skwapliwie go wprowadzali w życie. Jedni i drudzy prawdę mają w tak głębokim poważaniu, że nikt już jej nie dostrzega. I tu jest pies pogrzebany!
Im bardziej przyzwyczajamy się do kłamstw wygłaszanych ex katedra, tym łatwiej oswajamy się, a potem bez udziału świadomości godzimy z oczywistymi bredniami. Na tym właśnie polega zabójcza broń absurdu.

Kiepska korona 6/2018 (347)

Podobno tylko prawda jest ciekawa. W takim razie od jej przeciwieństwa powinno wiać nudą. Łatwo się o tym przekonać oglądając Koronę Królów. Fałsz zawarty w tym serialu osiągnął pułap niebezpieczny dla zdrowia, a nawet życia. Można umrzeć z nudów. Jedyne co ewentualnie przyciąga uwagę, to okazja do tropienia bzdur, jakich każdy odcinek dostarcza obficie. Na przykład, na dworze króla Kazimierza kucharz przyrządzał paprykę, którą Kolumb przywiezie z Ameryki dopiero za 200 lat.
Jest jednak coś pozytywnego w tym serialu, to bajeczne ubiory. Projektanci muszą mieć specjalne fory u samego prezesa TVP. Inaczej trudno sobie takie „wybryki” wytłumaczyć. Projektanci mody od lat prześcigają się przecież w tym, kto potrafi zaprojektować coś koszmarniejszego od konkurenta. Wydawać by się mogło, że poczucie piękna wymarło bezpowrotnie, a tu masz, w najnudniejszym serialu, najpiękniejsze stroje! Tym jednak świata nie podbijemy. Co prawda, inni też robią nudne seriale, ale muszą, bo tego wymaga zakłamanie wynikające z poprawności politycznej. A prawdziwa sztuka, to koncentrat prawdy.
Wygląda na to, że „dobra zmiana” skończyła się wraz z odejściem znienawidzonych przez Totalną Targowicę ministrów. Nie dotyczy to kultury, bo tu, jak na razie, żadna dobra zmiana jeszcze nie zawitała. Wszystko zatem przed nami. Najpierw trzeba dokonać szturmu na telewizję, później zatrudnić scenarzystów z prawdziwego zdarzenia i wreszcie zacząć działać. Inaczej nie obronimy się przed fałszywymi oskarżeniami, żeby nie wiem jak były absurdalne.

Osaczanie 5/2018 (346)

Spójrzmy na fakty związane z naszą obecną sytuacją polityczną. Sto lat temu odzyskaliśmy niepodległość, którą odwieczni wrogowie odebrali nam na 123 lata. Po I Wojnie Światowej cieszyliśmy się nią jednak zaledwie 20 lat. Okresu pięćdziesięciolecia 1939-1989 nawet nie ma co wspominać. Później, po uwłaszczeniu się nomenklatury przy okrągłym stole, mamiono nas, że niby jesteśmy suwerenni i dalej byliśmy niemiłosiernie okradani. Naiwnością byłoby łudzić się, że po roku 2015 złoczyńcy odpuszczą. Poczuli się jednak zagrożeni, co wymusiło na nich zmianę taktyki wojennej.
Skoro nie da się nadal grabić wszystkiego, co wytworzymy, to trzeba jak najprędzej zabrać nam to, co jeszcze mamy, najlepiej ziemię i nieruchomości. Biedaków łatwiej zmusić do dalszych ustępstw. W tym celu amerykańscy żydzi uchwalili „prawo”, na mocy którego, wszystko, co kiedykolwiek w Polsce mogło należeć do jakiegokolwiek żyda, jest własnością organizacji żydowskich. Braku zgodności takiego przepisu z logiką, czy prawem rzymskim, nikomu oczywiście zauważać nie wolno.
No właśnie, ale tu pojawia się szkopuł. Ewentualne dogadanie się z polskim rządem, może nie wystarczyć. Rosnąca siła polskich patriotów mogłaby pokrzyżować plany. W tym celu trzeba było wykupić w całości stację telewizyjną, która wypuści sfabrykowany materiał o rzekomych polskich nazistach, a to z kolei pozwoli zdelegalizować organizacje narodowe pod fałszywymi zarzutami. I droga do fortuny wolna. Intrygi prymitywne, ale mogą być skuteczne.
Izrael już obwieszcza zwycięstwo, pouczając nas, żebyśmy się nie rozpędzali z oskarżeniami niemieckich zbrodniarzy za mordy popełniane w czasie Drugiej Wojny Światowej. To my znowu mamy być ofiarami, tym razem wierutnych oszczerstw!
Jeśli kneset uzurpuje sobie prawo zwierzchnictwa nad polskim parlamentem, a Natanjachu nad polskim rządem, to może tu chodzić tylko o prowokację. Bądźmy ostrożni.

Mówić czy milczeć? 4/2018 (345)

Okazuje się, że odpowiedź na takie proste pytanie, wcale nie jest prosta. Nowy rząd ma z tym nie lada kłopot, poczynając od odpowiedzi na pytanie podstawowe, czemu konkretnie ta roszada w gabinecie ministrów miała służyć.
Nadal nikt z resortu zdrowia nie pofatygował się wytłumaczyć ludziom dlaczego trzeba szczepić jednodniowe niemowlęta. Czy jest jakiś racjonalny powód? Podobnie zachowuje się resort rolnictwa. Wprowadzenie GMO ma pewne racjonalne przesłanki, ale ludzie odpowiedzialni za sprawę nabrali wody w usta, pozwalając na domniemania i upust emocji w eter.
Wygląda jakby społeczeństwo było traktowane jak gromada przygłupów, którym nie ma co tłumaczyć, bo i tak nie zrozumieją. Albo jest coś na rzeczy, czyli do ukrycia.
Zgoła odmiennie traktowana jest ewentualna opinia zagranicy. Wystarczy najmniejsza prowokacja, żeby notable gęsto tłumaczyli się, że nie są wielbłądami. Kilku dupków przebrało się za hitlerowców i nagrali film dla TVN-u. Zanim ich wyłapano, ministrowie zdążyli się już od nich „odciąć”, dając dowód, że prowokacja się udała, a Hitler, podobnie jak Lenin, jest wiecznie żywy.

Dekonstrukcja

Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.
Dekonstrukcja

Występują: Helga i Wańka.

Helga – No, to mamy pozamiatane!
Wańka – Gdzie?
Helga – W rządzie.
Wańka – Aha, a konkretnie?
Helga – Zastanawiałeś się dlaczego znienawidzony Minister                                Sprawiedliwości zachował stanowisko?
Wańka – Tak, zastanawiałem się.
Helga – I?
Wańka – Krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje.
Helga – Dokładnie! Afery są, a w pace nikt nie siedzi, i o to właśnie                   chodzi!
Wańka – Ale mimo dymisji Ministra MON, caracali chyba nie kupią.
Helga – Co nas obchodzą Francuzi?
Wańka – Od was już chyba nic więcej kupować nie muszą. Od lat                         wciskacie im wszelkie odpady.
Helga – E, tam. Teraz dopiero się zacznie.
Wańka – Niech zgadnę, chodzi o roszczenia?
Helga – Dokładnie i wcale nie reparacje wojenne, a żydowskie. Jak                   bekną 65 miliardów dolarów, to po nich.
Wańka – Chytre. Jak zaczną narzekać, to wkroczymy z bratnią                             pomocą.
Helga – I o to właśnie chodzi!
Wańka – Niech sobie Polaczki wybierają panów według uznania.                          Mogą nimi rządzić Niemcy, Rosjanie, albo żydzi.
Helga – Byle tylko nie oni sami!

KURTYNA

ZSRE 3/2018 (344)

Dziesięć przykazań ma 279 słów. Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych 300 słów. Dyrektywa Unii Europejskiej w sprawie przewozu cukierków karmelkowych 25 911 słów! Co z tego wynika? Czy tylko śmieszność unijnych biurokratów? Obawiam się, że nie. Nie od dziś wiadomo, że ideologia komunistyczna przyświeca brukselskim poczynaniom. Dla osiągnięcia ideologicznego celu, trzeba było jednak odstąpić od brutalnego terroru, na rzecz metod bardziej wyrafinowanych. Mnożenie absurdalnych przepisów jest jedną z tych metod.
Przekonać się o tym można nawet w najbliższym sklepie spożywczym. Za PRL-u stało się najpierw w długiej kolejce po koszyk, który upoważniał do zajęcia miejsca już we właściwej kolejce. Trzeba było być wyposażonym w kartki upoważniające do zakupu odpowiedniego towaru i pieniądze o odpowiednich nominałach. Nie daj Boże, gdyby pani sklepowa nie miała wydać, a w pobliskim kiosku nie chcieli rozmienić!
Zdawać by się mogło, że takie zwyczaje przeszły do lamusa. Nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek kasjer w Anglii domagał się drobnych od klienta. Ale okazuje się, że to my, bardziej niż konserwatywni Anglicy, hołdujemy tradycji. Obecnie w poperlowskim sklepie nie tylko pozostał zwyczaj, że klient nigdy nie ma racji. Nadal psim jego obowiązkiem jest mieć drobne. Taki obowiązek nakłada podobno pięćset pięćdziesiąty któryś paragraf jakiegoś rozporządzenia, czy może dyrektywy unijnej.
O co tu tak naprawdę chodzi? A no, o to, żeby zniechęcić nas do używania gotówki. Płacąc kartą, jesteśmy na krótkiej smyczy, pod czujnym okiem „wielkiego brata”. On przecież zawsze musi dokładnie wiedzieć, gdzie?, co?, i za ile?, kupujemy. Związek Socjalistycznych Republik Europejskich korzysta z wypróbowanych wzorców.

Zamienił stryjek… 2/2018 (343)

Rekonstrukcja rządu entuzjazmu nie wywołała, bo nie bardzo wiadomo kogo, prócz nowych ministrów, miałaby ucieszyć. Totalna Targowica zainteresowana jest wyłącznością dostępu do żłobu i zapewnieniem bezkarności za dotychczasowe przekręty. Nic innego ucieszyć jej nie może. Unia Europejska pozostała nieugięta i nadal grozi sankcjami. Zadowoleni mogą być tak zwani ekolodzy, bo jest realna szansa, że nowy minister ugnie się pod presją unii i pozwoli kornikowi zeżreć Puszczę Białowieską kompleksowo. W tym konkretnym wypadku zamiana „siekierki na kijek” stanie się nie tylko symboliczna.
Odważny Minister Obrony zdołał zrobić bardzo wiele i miejmy nadzieję, że tego nie da się już odwrócić.
Aż dziw bierze, że zachował swe stanowisko tak znienawidzony przez Totalną Targowicę Minister Sprawiedliwości. Czyżby było to jedyne stanowisko, które udało się ocalić? Wszędzie tam, gdzie „dobra zmiana” nie dotarła, nadal nie ma szans dotrzeć. Będzie tak, jak było.
Powstały nowe ministerstwa z myślą o tych, którym się teki ministerialne „należały”, bez względu na koszty i utrudnienia dla wszystkich. Rozrost biurokracji służy jedynie jej samej.
Cieszmy się zatem z tego, co mamy i próbujmy działać dla dobra Polski każdy jak potrafi. Łączmy też nasze wysiłki wszędzie tam, gdzie to możliwe, na przykład w walce z cenzurą w Internecie.

Rodzina po szwedzku 1/2018 (342)

Zniesmaczona sylwestrowym badziewiem, obejrzałam nazajutrz szwedzki film i jestem pod wrażeniem, nie tyle kunsztu warsztatowego, co fabuły, bo nie od dziś wiadomo, że Szwedzi kryminały robić umieją. Co prawda, chyba nic nowego w tym gatunku nie da się już wymyślić. Najczęściej twórcy brną w okrucieństwo i seks, pomijając inne aspekty. Film zatytułowany „Hipnotyzer” z 2012 r. na szczęście z tym nie przesadza. Opowiada on historię mordu na typowej szwedzkiej rodzinie. Nie należy się nawet dziwić, że w filmie nie ma muzułmanów, stanowiących znaczną, ale obcą etnicznie populację obywateli tego skandynawskiego kraju. Prawda o tak zwanych uchodźcach, jest oczywiście zakazana, a zatem film o nich traktujący musiałby już w założeniu być fałszywy, a dobry film nie może jawić się jako zakłamany.
Prowadzącego śledztwo wcale nie dziwią takie oto fakty: Małżeństwo, które padło ofiarą mordu, w przeszłości było niezadowolone ze swojej pierworodnej córki, oddało ją więc do adopcji jakiejś obcej rodzinie. Sami byli jednak ludźmi tak „zacnymi”, że adoptowali chłopca, którego matce sąd odebrał prawa rodzicielskie. O ojcu chłopca nic nie wiadomo. Przypuszczalnie dociekliwość detektywa w tej sprawie, byłaby niepoprawna politycznie.
Wniosek nasuwa się taki: postęp w Szwecji wzniósł się na takie wyżyny, że dzieci traktuje się jak zabawki, które można zwrócić, gdy przestają się podobać. A może taka dowolna wymiana dzieci ma jakieś uzasadnienie ekonomiczne? Może za adoptowane dziecko otrzymuje się pieniądze, a własne niechciane, można oddać za darmo?
Islamiści nie integrują się ze Szwedami, to jasne. Ale czy w świetle takiego „postępu” można im to mieć za złe? Zaczynam mieć wątpliwości.