|
|
2 września 2017 r. | Nr 25/2017 (324)
|
Potęgi klucz
Szanowni Państwo! Wrzesień, a więc dzieci ruszają do szkoły. Czego one się tam teraz uczą? Nie mam pojęcia i to może nawet lepiej, bo zamiast utyskiwać na programy szkolne, pokuszę się o przedstawienie moich postulatów. Wiedza jest teraz tak rozległa, że zgłębienie jej w jakiejkolwiek dziedzinie przestało być możliwe. Czego zatem dziecko powinno się nauczyć zanim podejmie decyzję, co chce w życiu robić? Dawniej mawiano: ucz się ucz, bo nauka to potęgi klucz. Mam nadzieję, że to powiedzenie nie straciło całkiem aktualności. Ale postawiłabym na poszukiwanie talentów bardzo szeroko rozumianych. Talenty sportowe może wyławiać nauczyciel wf-u; matematyki, fizyki i innych przedmiotów ścisłych – odpowiedni nauczyciele. Poetą od biedy można zostać samoistnie, gorzej z pozostałymi talentami artystycznymi. Czy na pewno są one jeszcze potrzebne? Konia łatwiej sfotografować niż narysować. Ale wbrew pozorom, tylko rysunek może wydobyć z obiektu ukrytą prawdę. Nowoczesne instrumenty muzyczne ułatwiają grę każdemu chętnemu, czy warto zatem uczyć się jeszcze nut? Nie wiem. Wiem natomiast, że każdy bezwarunkowo powinien uczyć się podstaw aktorstwa, w tym dykcji. Jest to umiejętność niezbędna przy jakimkolwiek wystąpieniu publicznym. Żal ściska za gardło, gdy ktoś, kto ma coś ciekawego do powiedzenia robi to tak nieudolnie, że nie idzie wytrzymać. Odnoszę wrażenie, że z postępem techniki zanika dbałość o wynik działań. Dawniej istniał taki zawód jak oświetleniowiec. Dzisiaj operator światła zdaje się mieć sobie za punkt honoru to, żeby widać było jak najmniej. Rozumiem, jeśli prelegent ma wyjątkowo odrażający wygląd, ale to raczej rzadkość. Najczęściej mówca mamrocze coś niewyraźnie do mikrofonu, albo jeśli nawet słychać go dobrze, to w każdym zdaniu jest słowo właśnie, a po jego zakończeniu prelegent domaga się potwierdzenia pytając: prawda, ewentualnie: tak, lub nie? Nauka retoryki nigdy wcześniej nie była aż tak konieczna. Komuniści wmawiali ludziom, że nauka, mimo iż obowiązkowa, nie jest im do niczego potrzebna. Do rządzenia państwem najlepiej nadaje się niewykwalifikowany robotnik, albo towarzysz Wiesław. Ten komunistyczny system nadal pokutuje, nieco tylko zmodyfikowany. Ewa Kopacz nazwała Borysa Borysowicza Budkę Borysławem, bo jak tłumaczy, nie znała go. Ot, przyszedł jakiś lewicujący chłopaczyna do kancelarii pani premier, to zrobiła go Ministrem Sprawiedliwości, nie pytając nawet o imię, a co dopiero o kwalifikacje. Pozdrawiam i do następnej soboty Małgorzata Todd
|
Wysłuchaj felietonu w wersji audio
|
Ten niespełna ośmiominutowy film obejrzało ponad osiem milionów widzów na całym świecie (napisy w ustawieniach odtwarzania). Też mogłabym robić podobne filmy, ale polscy aktorzy wolą grywać w różnych innych produkcjach. Szkoda.świetna satyra na poprawność polityczną online Szanowni Aktorzy!Nieustannie zapraszam do współpracy przy tworzeniu Teatrzyku Zielony Śledź. Umieścimy nasz teatrzyk na YouTube.To znakomita forma promocji. Chętnych do współpracy proszę o kontakt na adres:
|
Małgorzata ToddWOJNA WRONOdcinek 24. Elżbieta odłożyła maszynopis i głęboko się zamyśliła. Od tamtych zdarzeń minęło już trzydzieści lat. Czy warto jeszcze do nich wracać? Gdyby nie zapowiedziana wizyta Kamili, pewnie by nie sięgnęła po teczkę z powieścią, którą wówczas napisała. A może jednak dać ją do przeczytania Kamili i poprosić o opinię? Gdyby powieść miała zostać kiedykolwiek opublikowana, to i tak należałoby dać do przeczytania osobie opisywanej. Punktualnie o umówionej godzinie zaterkotał dzwonek u drzwi. Cała Kamila, zawsze drobiazgowo poprawna we wszystkim. Po przywitaniu, kiedy już filiżanki zostały napełnione herbatą Elżbieta powiedziała. – Powinnyśmy się częściej spotykać. – Już niedługo będę miała więcej czasu. – Przechodzisz na wcześniejszą emeryturę? – Jeszcze nie, ale Marzenka wychodzi za mąż. – To mi przypomina tamte lata. Pamiętam jak Marcin był w tobie zakochany, a ty nie widziałaś bożego świata za Szymonem. – Oj, chyba przesadzasz. – Z czym? Z uczuciem Marcina do ciebie, czy twoim do Szymona? – Z jednym i z drugim. – No właśnie. Obydwaj przepadli bez śladu. Po wyjściu Kamili Elżbieta znowu sięgnęła po pożółkłe kartki maszynopisu. Nie zdecydowała się dać go Kamili, przynajmniej jeszcze nie teraz. W książce zawarła przecież nie tylko to, co wiedziała, ale również sporo tego, czego się domyślała, słusznie, albo nie. Jakąś część tych domysłów życie zweryfikowało. Niekiedy jednak to co wówczas wydawało się oczywiste dzisiaj już takie oczywiste nie jest. CDN
|
|
|
|
|