19 marca 2016 r. | Nr 12/2016 (248)

Agenci  wpływu  

 

Szanowni Państwo!

   Czym różni się 007 od 07? Pierwszy to Bond – agent Jej Królewskiej Mości, a drugi, to Borewicz podróbka pierwszego na potrzeby PRL-u. Przygody obydwu panów bywały wciągające, ale to tylko fikcja kontra fikcji, a prawdziwa walka wywiadów trwa. Czy nasz, polski kontrwywiad bierze w tej wojnie udział? Trudno powiedzieć, ba trudno nawet powiedzieć czy został odrusaczony i działa zgodnie z polską racją stanu. Nawet jeśli tak jest, to przydałoby mu się nasze obywatelskie wsparcie. Na czym miałoby ono polegać? Otóż na tropieniu nie tyle agentów wywiadu, bo tego nikt z poza służb zrobić nie jest w stanie, a na tropieniu agentów wpływu.

   Tych można rozpoznać po działaniach destrukcyjnych w naszym życiu publicznym. Tu należą wszelkiej maści „autorytety moralne” skłaniające nas do zachowań niemoralnych, wszyscy „tolerancyjni inaczej”, „poprawni politycznie” itd. Nie wystarczy przestać nabierać się na ich bajdurzenia, należy tropić i wytykać takie agenturalne zachowania. Najczęściej bowiem to co robią mieści się niestety w granicach prawa i żadne służby porządkowe ścigać ich nie mogą, gdyby nawet miały najlepszą wolę. My, jako obywatele możemy jednak protestować przeciwko wydawaniu naszych pieniędzy na haniebne spektakle, filmy, czy książki, zwłaszcza szkalujące nasze dobre imię.

   Ostatnio wszyscy doradzają rządowi co powinien robić. Dorzucę i ja swoją cegiełkę. Odbierzcie „resortowe emerytury” przenosząc je do ZUS-u. Niech oprawcy mają chociaż tak samo naliczane emerytury, jak ludzie których krzywdzili. To jest sprawa, z którą nie można zwlekać. Wiem, że podniesie się jazgot, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że ubekistan i tak utopiłby nas w łyżce wody niezależnie od tego czego doznaje – złego, czy dobrego. 

 

Pozdrawiam i do następnej soboty

 

Małgorzata Todd

 

Wysłuchaj felietonu w wersji audio 

Ad. Wojna domowa      11/2016 (247)  

Szanowna Pani Małgorzato, 

Pojęcie "leminga" - czyli wyznawcy PO-tyzmu w pierwotnej formie oznaczało osobnika bezrefleksyjnego i prymitywnego o dużym poczuciu instynktu stadnego. Nie wiadomo dlaczego to trafne określenie przedstawicieli elektoratu PO zostało zawłaszczone przez jednego z prawicowych publicystów (nie jestem pewna, ale chyba z "DoRzeczy" albo innego tygodnika), który opisał nim ludzi młodych wykształconych z wielkich ośrodków, którym się w życiu powidło, bezrefleksyjnych i aspołecznych o konsumpcyjnym stylu życia. Takie pojmowanie "leminga" jakoś z czasem się przyjęło. Dzisiaj widać, że ów publicysta się mylił. Zawężenie tego pojęcia do tej młodej grupy społecznej było błędem. Pochody KOD-wskie są tego przykładem - to spędy ludzi raczej wiekowych. Nawet nie wiem czy szeregowy leming - udziałowiec wspomnianych pochodów, zdaje sobie sprawę, że wspiera ciągłość postsowieckiej władzy z  jej "leninowskim intelektualnym czarem", jak to Pani ładnie określiła. ON ma naprawdę wielkie pomieszanie pojęciowe w głowie. To zresztą chyba najbardziej charakterystyczna cecha leminga. Leming jest często gorliwym katolikiem, któremu nie przeszkadza popieranie formacji politycznej wyraźnie antykatolickiej. Leming świetnie godzi etykę katolicką z przyzwoleniem na aborcję, eutanazję, in vitro itd. Leming będzie czcił Jaruzelskiego  jako wybawcę narodu i jednocześnie podziwiał Żołnierzy Wyklętych. W skrajnych przypadkach leming będzie czytał "Wyborczą" i jednocześnie nasłuchiwał audycji "Radia Maryja" i obydwie narracje będą mu się podobały. Polski leming to produkt kastracji mózgowej dokonanej przez tzw. elity PRL-u i III RP na licznej grupie polskich obywateli. Jak każda kastracja i ta jest stanem nieodwracalnym. Dla twórców KOD-u ten specyficznie wykastrowany obywatel jest bardzo wdzięcznym materiałem do realizacji swoich celów. 

Z wyrazami szacunku - Ewa Działa-Szczepańczk 

Grzegorz Braun o obcych wojskach i ustawie 1066: Zapraszanie lisa do kurnika

Zapraszanie lisa do kurnika

Nie wiedzieć dlaczego, mimo sprawnego procedowania w parlamencie tylu „dobrych zmian”, wciąż pozostaje w mocy ustawa 1066 legalizująca działanie u nas funkcjonariuszy obcych służb policyjnych i tajnych – i to z bronią w ręku. A tymczasem rząd przyjął właśnie projekt prawa rozszerzającego możliwości operowania na naszym terytorium także obcych armii. I to w czasie trwania „pokoju” – bo taką możliwość w czasie wojny od dawna wynika, rzecz jasna, z zasad członkostwa w NATO. 

Teraz jednak z jakichś przyczyn aktualny układ władzy uznał za wskazane zalegalizować operowanie obcych wojsk w granicach Rzeczypospolitej również bez oficjalnego proklamowania stanu nadzwyczajnego. „Projekt ustawy o zmianie ustawy o zasadach pobytu wojsk obcych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz zasadach ich przemieszczania się przez to terytorium” przedłożony w ostatnich dniach lutego przez MON i przyjęty na Radzie Ministrów zakłada, że decydować będzie o tym prezydent – który na wniosek MON i za zgodą premiera stwierdzać ma możliwość i określać zakres działania armii NATO i UE w Polsce – w sytuacji, jak głosi komunikat rządowy, „gdyby nie było jeszcze podstaw do uruchomienia działań na podstawie art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego”. 

Grzegorz Braun   |   Czytaj całość na Alex Jones

---

PETYCJA

o referendum w sprawie rozwiązania
Trybunału Konstytucyjnego

Trybunał Konstytucyjny w obecnej formie szkodzi polskiej demokracji. TK w obecnej formie sprawia.ze partia opozycyjna możne w pełni blokować,wszelkie ustawy sejmowe.W wielu krajach demokratycznych nie ma Trybunału Konstytucyjnego i demokracja świetnie funkcjonuje. Czas skończyć z hipokryzją i mitem, że Trybunał Konstytucyjny jest apolitycznym bytem składającym się z pozbawionych poglądów osób mających w głowie same paragrafy. To twór jak najbardziej polityczny.

Oczekiwanie, że Trybunał Konstytucyjny będzie tworem niezależnym od polityki, jest naiwne i nierealistyczne. To tak samo, jakby od człowieka będącego sędzią oczekiwać, że przez samo mianowanie stanie się istotą nieskazitelnego charakteru. Jak zauważa Irena Kamińska, sędzia NSA i prezes Stowarzyszenia Sędziów "Themis", to są normy, które mają charakter życzeniowy. - Ale prawy, myślący człowiek będzie się starał wyjść poza swoje uwarunkowania, także polityczne - uważa i zapewnia, że często tak właśnie się dzieje.

Choć przecież nie sposób odciąć orzekających w TK sędziów od mediów, Facebooka czy Twittera, nie da się wymazać ich poglądów i doświadczeń. To właśnie poprzez nie dokonują oni interpretacji i osądu prawa, które nie jest matematycznym równaniem. Zwłaszcza że trybunał decyduje o sprawach politycznych - bo większość spraw mających szeroki wymiar, związanych z dobrem wspólnym, jak lustracja czy nawet zgoda na podwójne sankcje (karne i administracyjne) za urządzanie gry bez koncesji na automatach poza kasynem gry, mimo obowiązującej zasady, iż nie można karać człowieka dwa razy za ten sam czyn, ma właśnie taki wymiar.

Profesor Lech Morawski, członek Trybunału Stanu, jest przekonany, że jeśli mówić o upolitycznieniu, to TK - jeśli przyjrzeć się orzeczeniom odnoszącym się do lustracji - od 1989 r. bronił postkomunistów przed odpowiedzialnością. - Najważniejszym z orzeczeń był niewątpliwie wyrok z 11 maja 2007 r. Właśnie w efekcie tych orzeczeń w rękach postkomunistycznych elit pozostał aparat gospodarczy, wymiar sprawiedliwości, media i inne ośrodki władzy - uważa. Ale przecież nie brak też opinii, że Trybunał, wyrokując w tej kwestii, zachował się zbyt powściągliwie, bo mógł całkiem "utopić" lustrację, a jedynie nieco ją zmiękczył.

Kolejna kwestia to sposób powoływania sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Każdego z piętnastki na dziewięcioletnią kadencję zgłasza grupa co najmniej 50 posłów (w praktyce kluby poselskie) lub Prezydium Sejmu. Wybór sędziego następuje bezwzględną większością głosów przy obecności minimum połowy posłów. Faktycznie oznacza to, że partia, która ma większość, może nominować swoich ludzi. Stąd pośpiech i starania ustępującej ekipy, żeby umieścić w gronie sędziów trybunału możliwie jak największą liczbę swoich.

Funkcja sędziego TK stała się zapłatą za lojalną służbę!!!

---

KOD najwyraźniej ulega klonowaniu

Lekcja pokera

odcinek 147

 

Autor, żeby stać się poczytnym,

 powinien być niepoczytalny.

   – Na tej taśmie nie ma nic, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli – skwitował prokurator po obejrzeniu materiału do końca.

   – I w tym rzecz – podchwyciła Dominika. – Bo powinno być, jak Buchniarz zostaje uprowadzony.

   – Czyli definitywnie nie było go podczas napadu na limuzynę.

   – To mamy ustalone ponad wszelką wątpliwość – przyznał Marcin.

   – Więc jednak bałagan, nie premedytacja – podsumowała Dominika, a widząc, że Boruta nie przypomina sobie, o co chodzi, wyjaśniła: – Zastanawialiśmy się, czy zaginięcie taśmy z monitoringu podczas porwania posła Buchniarza było wynikiem celowego działania, czy bałaganu. W tym wypadku, dzięki Bogu, to tylko bałagan.

   – Szczęśliwie nie oddali jej temu tajemniczemu kurierowi – powiedział Marcin. – Prawdę mówiąc, nie bardzo wierzyłem w jego istnienie.

   – Ani ja – dodała Dominika.

   – Udało się ustalić coś więcej w sprawie zabójstwa Urbaniuka? – spytał prokurator, który powstrzymał się od skomentowania wymiany zdań pomiędzy policjantami.

   – Tak – odparł Marcin. – Okazuje się, że na prześcieradle były ślady spermy dwóch różnych mężczyzn. – To by stawiało pod znakiem zapytania jego orientację seksualną – zauważyła Dominika. – Przypominam o kobiecie, która utrzymuje, że był ojcem jej dziecka.

   – No właśnie – podchwycił Marcin, przeglądając papiery w teczce. – Jest też ekspertyza dotycząca rodziców małego Jasia. Artur Urbaniuk nie był jego ojcem. Kiedy będziemy mogli przesłuchać Olka Kwapiszyna?

   – Jak tylko olsztyńska policja nam go przekaże – odparł Boruta.

   – Coś się nie kwapią z tym Kwapiszynem – dodał Marcin. – Przyznam, że mi się to nie podoba.

   – Nikomu z nas – zgodził się Boruta. – Ten ostatni porywacz Buchniarza odezwał się?

   – Tak. Zgodnie z tym, co obiecałam ojcu pani sędzi, zaczęłam przygotowywać się do nowej roli.

CDN

Pobierz odcinki powieści w plikach PDF. Już teraz można zamówić całość w formie e-booka za jedynie 20 zł wpłacając należność na konto Wydawnictwa TWINS (dane w stopce) oraz podając e-mail do wysyłki. 

Teatrzyk Zielony Śledź
ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Klincz? 

 

Występują: Helga i Wańka. 

Helga – Widzisz jakieś wyjście z tej patowej sytuacji z Trybunałem Konstytucyjnym? 

Wańka – Nie widzę. Nie widzę żadnego pata, ani klinczu. Po co wychodzić z czegoś, co jest dobre.

Helga – Jak mam to rozumieć?

Wańka – Najprościej jak można. Przecież nam o nic innego nie chodzi, jak tylko o dzielenie. Inaczej przecież rządzić się nie da.

Helga – Uważasz, że nadal rządzimy?

Wańka – Póki nasi ludzie są na odpowiednich stołkach nikomu ze swoich włos z głowy nie spadnie.

Helga – Z wymiaru sprawiedliwości i telewizji już paru ludzi odeszło.

Wańka – Na zasłużone emerytury. Skorumpowanych „śpiochów” mamy na pęczki. Już przebierają nogami na dawno oczekiwane stanowiska.

Helga – Myślisz, że nowy rząd da się na to nabrać?

Wańka – Najpierw obsadzamy stanowiska odpowiedzialne za kadry.

Helga – Nie połapią się?   

Wańka – W razie czego, każdy przecież może się pomylić. A poza tym tylko my mamy teczki na naszych „śpiochów”. Dla nich są czyści.

Helga – No, to mnie uspokoiłeś, że wszystko idzie zgodnie z planem.

 

KURTYNA

P.S. Drogi aktorze! Idąc sam dojdziesz szybciej, idąc z kimś dojdziesz dalej. Pomyśl czy nie byłoby Ci ze mną po drodze. Zagraj w Internetowym Kabarecie!

Komentarze 

---

Aktualności w portalach

• Apple przyznaje, że iPhone 4 jest rakotwórczy czw, mar 17, 2016

• Foreign Affairs: na wycofaniu wojsk z Syrii zyskał Putin i al-Asad czw, mar 17, 2016

• PO blokuje wybór Polaka do Eur. Trybunału Obrachunkowego!czw, mar 17, 2016

• Podatkowe profilowanie czw, mar 17, 2016

• 

• 

 

Dla Polski 

• Spór wokół Puszczy Białowieskiej pt, mar 18, 2016

• Głos Polski 17.03.2016 pt, mar 18, 2016

• Zmiana sojuszy w obliczu kaczyzmu pt, mar 18, 2016

• Bóg albo nic pt, mar 18, 2016

• Wojskowe sądy rejonowe pt, mar 18, 2016

• Stracony kompromis, replay z Macierewicza i powrót zimy czw, mar 17, 2016

• Ruch narodowy jest w Polsce przedmiotem penetracji tajnych służb czw, mar 17, 2016

• Żołnierze Wyklęci – wzorem do naśladowania? czw, mar 17, 2016

• Nielogiczne decyzje PO-PSL czw, mar 17, 2016

• Finansowa podszewka demokracji czw, mar 17, 2016

• Rozmowa z Jerzym Zelnikiem o jego teczce w IPN czw, mar 17, 2016

• Wydarzenia wokół Puszczy Białowieskiej czw, mar 17, 2016

• O dwóch narodach w Polsce czw, mar 17, 2016

• Wielki kryzys czw, mar 17, 2016

• Aby bezpieczne były: wiara, rodzina i własność śr, mar 16, 2016

• Ustawa Wilczka śr, mar 16, 2016

• Nie ma woli kompromisu ws. Trybunału Konstytucyjnego śr, mar 16, 2016

• Na temat konstytucji i Komisji Weneckiej śr, mar 16, 2016

• Polskę można rozkradać, byle w świetle prawa… śr, mar 16, 2016

• Problemy współczesnej polityki. Konflikty zbrojne i terroryzm śr, mar 16, 2016

Kwiaty dla sukcesorów  

Kto  w obliczu agresji i kampanii nienawiści ze strony sukcesorów komunizmu mówi dziś o porozumieniu i dialogu, jest skończonym durniem lub zdrajcą sprawy polskiej. Nie ma też groźniejszych nawoływań, od postulatu fałszywej zgody narodowej – osiągniętej za cenę naszych dążeń i prawdy o realiach III RP. „Każdy kompromis prędzej czy później musiał się zakończyć agenturą. Po prostu dlatego, że międzynarodowy komunizm nie jest zainteresowany w kompromisie istotnym, dwustronnym. Nie zna kompromisu, bo gdyby go znał - nie byłby komunizmem... Zna tylko taktykę kompromisu” – pisał Józef Mackiewicz w „Zwycięstwie Prowokacji”. 

Ponieważ w komunizmie „słowa mają znaczenie odwrotne albo nie mają żadnego”, nikt lepiej od komunistów i ich spadkobierców nie opanował sztuki terroryzmu semantycznego, czyniąc z „taktyki kompromisu” skuteczną i porażającą broń. 

Powstrzymajmy wspólnym wysiłkiem widmo wojny domowej. Nie wznośmy barykad tam, gdzie jest potrzebny most. […] Istnieje nadrzędny cel, jednoczący wszystkich myślących, odpowiedzialnych Polaków: miłość ojczyzny, konieczność umocnienia z takim trudem wywalczonej niepodległości, szacunek dla własnego państwa. To najmocniejszy fundament prawdziwego porozumienia.” - głosił W.Jaruzelski w przemówieniu radiowo-telewizyjnym z 13 grudnia 1981 roku, anonsującym krwawą rozprawę z Polakami. 

Tak, nie ma nic bardziej haniebnego niż wywoływanie takiej zimnej wojny domowej, z marzeniem o gorącej wojnie domowej” […] „Na tym polega dzisiaj ten największy polski dylemat, jak uniknąć tego, aby takie użyteczne, takie trywialne interesy polityczne nie zakłócały nam możliwości budowy wspólnoty narodowej” -  perorował w Sejmie Donald Tusk 13 kwietnia 2012 roku. W tym samym czasie rząd budowniczego „wspólnoty narodowej” wysyłał hordy policyjne na Krakowskie Przedmieście, paktował z kremlowskim bandytą i szkalował pamięć Polaków zamordowanych w Smoleńsku. 

Fałsz „porozumienia” i „zgody narodowej” jest naturalną bronią Obcych, podstępnym orężem okupantów i wrogów polskości. Ta załgana retoryka ujawniała intencję oszukania Polaków, ale też zamysł przymusowej integracji polskości i komunizmu. Stosując ów zabieg, Obcy chcieli wedrzeć się w strukturę polskiego społeczeństwa i zmusić je do stworzenia sztucznej wspólnoty. Wiedzieli, że ukazanie różnic dzielących My od Oni i wytyczenie ostrej granicy podziału, byłoby dla nich zabójcze. Dlatego obsesyjnym dążeniem komunistów było tworzenie rozmaitych „frontów jedności narodu”, „rad narodowych” itp. fikcyjnych „wspólnot”, w których  czynnikiem integrującym miały stać się hasła niesione na czerwonych sztandarach. Bliźniacza obsesja, wsparta kazuistyczną retoryką towarzyszyła też grupie rządzącej III RP. Ujawniała lęk przed dychotomią My-Oni i przed wytyczeniem kanciastych podziałów, w których pojęcia „swój” i „obcy” nabierają elementarnego znaczenia i decydują o dokonywanych wyborach. 

To nie przypadek, że w czasie historycznej inscenizacji z roku 1989, komuniści wycierali gęby wszystkimi odmianami „zgody” i „pojednania narodowego”.

Przedwyborcze plakaty PZPR z tamtego okresu niosły treści oparte o „taktykę kompromisu” – „Nie rozmowa,  nie  umowa,  tylko  zgoda  narodowa”, „Głosuj na program zgody narodowej”, „Koalicja zbuduje, niezgoda zrujnuje”.  Ten zaś, który po łokcie unurzał się w polskiej krwi, przybrał wówczas pozę „ojca narodu” i na spotkaniu egzekutywy komitetu warszawskiego PZPR w dniu 11 marca 1989 r. perorował – „Szliśmy długo i mozolnie do obecnej fazy porozumienia, a właściwie dialogu narodowego. […] Chodzi jednakże o to, aby to, co daje szansę zbliżenia, było nadrzędne, większe, wyższe nad podziały.” 

Ponad dwie dekady kłamstw i nachalnej propagandy sprawiły, że niewielu Polaków dostrzega dziś prawdziwy kontekst wydarzeń z lat 80/90., a jeszcze mniej ma świadomość, że tzw. okrągły stół nie tylko uratował komunistów od odpowiedzialności za zbrodnie przeciwko narodowi, ale doprowadził do legalizacji PRL-u i zafałszowania naszej rzeczywistości na niewyobrażalną skalę... 

 

---

Balcerowicz - sługus bankierów

Zapraszam do bardzo dobrego artykułu Rafała Wosia Jest on uzupełnieniem informacji, które przekazałem w bezpłatnym raporcie "W jaki sposób skolonizowali Polskę?".
Polecam pochylić się nad wpisem, ponieważ
w polskich mediach jest obrzydliwa,
kłamliwa propaganda na temat
wdrożonej w 1990 roku
demokracji (R.Brzoza). 

Cały czas politycy i ekonomiści wmawiają społeczeństwu winę za obecny stan Polski. Posługują się fałszywymi argumentami typu: „Polacy źle pracują, nie są wydajni”, „demografia odpowiedzialna jest za biedę”, „przez 25 lat gospodarka polska osiągnęła sukces”, „popełniliśmy błędy ale idziemy w dobrym kierunku”. 

Te wszystkie hasła są kłamliwą propagandą. Balcerowicz, Mazowiecki, Wałęsa i większość sprzedawczyków dobiło gospodarkę i firmy poprzez korupcyjne ustawy. Wdrożyli popiwek, czyli drakońskie kary za podnoszenie wynagrodzeń, uchwalili ustawę o gospodarce finansowej przedsiębiorstw państwowych, przez którą wiele przedsiębiorstw doprowadzono do upadku. Proszę zwrócić uwagę na jeden jeszcze aspekt. Plan Balcerowicza składał się z 10 ustaw. Posłowie mieli na uchwalenie 11 dni !!!  Pakiet ustaw wpłynął do Sejmu 17 grudnia, 28 grudnia odbyło się głosowanie. 

Co Ci to przypomina?

Przytoczę krótki fragment z raportu: „Powstanie FED„:  „22 grudnia 1913 roku o jedenastej w nocy w okresie urlopów grudniowych, przeprowadzono głosowanie nad ustawą „Federal Reserve Act”. Została przegłosowana przez Kongres stosunkiem: 298 głosów za i 60 przeciw.  

23 grudnia 1913 roku, ustawa trafiła do Senatu. Została przegłosowana większością głosów: 43 za i 25 przeciw. Wielu z 27 nieobecnych senatorów, którzy udali się na urlopy, nigdy nie głosowałoby za tą ustawą. Wiedzieli, że jest przygotowywana. Dlatego dostali zapewnienie od władz, że w trakcie urlopów nie będzie żadnego głosowania. Prezydent Wilson podpisał ustawę w godzinę po głosowaniu”. 

25 lat temu rozpoczęła się w Polsce terapia szokowa. Jeden z fundamentów ładu gospodarczego III RP. Czy naprawdę jest z czego być aż tak bardzo dumnym?  

Kanoniczna wersja tamtych wydarzeń przypomina trochę triller, filmu akcji. Po wyborach 4 czerwca 1989 r. opozycja została dopuszczona do władzy w kraju gospodarczo zrujnowanym. Nie było czasu do stracenia. Na szczęście pojawił się superbohater z cudownym antidotum. To był pakiet dziesięciu ustaw gospodarczych, które przeszły do historii jako plan Balcerowicza. Na szczęście tym razem (zazwyczaj ociężali) posłowie nie zdołali mu przeszkodzić. 28 grudnia Sejm w ekspresowym tempie 11(!) dni uchwalił ustawy. Senat nie wniósł poprawek. 31 grudnia prezydent Jaruzelski podpisał dokumenty, a nowe prawo weszło w życie. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Polska została uratowana. Jak wiadomo w 1987 roku Wojciech Jaruzelski w USA spotkał się z przywódcą masonerii światowej Rockefellerem.  Rockefeller razem z masonem profesorem Zbigniewem Brzezińskim i masonem Georgem Sorosem zakładali NWO, Nowy Porządek Świata, nieformalny masoński Nowy Rząd Światowy. Profesor Zbigniew Brzeziński wiele razy odwiedzał Polskę, spotykał się z Lechem Wałęsą i namówił go do oddania Polski w ręce światowych masonów. Dlatego po Okrągłym Stole premierami i ministrami zostawali masoni, również oni przejmowali w Polsce finanse, lukratywne firmy, wysokie stanowiska.  

Tylko że życie to nie jest film sensacyjny. Może więc zostawmy trillery w kinie i popatrzmy na sprawę trzeźwym, krytycznym okiem. W demokratycznym kraju aspirującym do zachodniej „normalności” powinniśmy móc sobie na to pozwolić. 

Kąsanie Balcerowicza 

„Byliśmy wtedy trochę jak barany prowadzone na rzeź i łatwo ulegliśmy obietnicom polityków mającym decydujący głos w praktycznym wcielaniu w życie szkodliwych rozwiązań. Nie zdziwiłbym się, gdyby nadeszła chwila rozliczenia nas, posłów sejmu kontraktowego, z lekkomyślnego przyzwolenia na terapię szokową Balcerowicza, będącą w rezultacie przeogromnym atakiem na prawa człowieka do minimum egzystencji, atakiem na godność życia milionów ludzi” – to opinia zapisana mniej więcej dziesięć lat po przełomie przez Aleksandra Małachowskiego, dziennikarza, wpływowego działacza „Solidarności” i posła na sejm kontraktowy. 

Zmarły w 2004 r. Małachowski trochę umniejsza swoją ówczesną rolę. Bo akurat on należał do tych parlamentarzystów, którzy podjęli próbę jeśli nie zablokowania, to przynajmniej zmiany logiki terapii szokowej, czyli narzuconej przez rząd Tadeusza Mazowieckiego filozofii przemian gospodarczych w Polsce. Wewnątrz OKP (klubu parlamentarnego „Solidarności”) powstała wtedy nawet antybalcerowiczowska grupa posłów i senatorów. I to wcale niemała, bo licząca – w szczytowym okresie – ok. 30 parlamentarzystów. 

Jej pomysłodawcą była legenda PRL-owskiej opozycji Karol Modzelewski. Wówczas senator.

Gdy tylko pojawiły się pierwsze nieoficjalne przecieki, na czym ma polegać plan Balcerowicza, byłem zbulwersowany jego dramatycznie antypracowniczym i antysocjalnym charakterem. A jeszcze bardziej bulwersowała mnie gotowość posłów i senatorów OKP do jego przyjęcia. W końcu byliśmy wybrani pod sztandarami „Solidarności” i to świat pracy mieliśmy w parlamencie reprezentować – opowiada nam Modzelewski. 

Wspomina, że wygłosił wówczas w Senacie dość ostre przemówienie krytykujące wiele elementów planu. Zwłaszcza projekt ustawy o opodatkowaniu wzrostu wynagrodzeń, wprowadzający popiwek, a więc drakońskie kary za podnoszenie płac. Popiwek nie tylko siłą dławił popyt, ale, co gorsza, w warunkach wysokiej inflacji wpychał w biedę tysiące ludzi zatrudnionych w firmach państwowych. Modzelewskiemu bardzo nie podobała się też ustawa o gospodarce finansowej przedsiębiorstw państwowych, która znosiła limit dywidendy w zysku przedsiębiorstw. 

Dodatkowo pogarszała ona położenie przedsiębiorstw państwowych i po prostu zachęcała, by doprowadzać je do stanu upadłości. To była taka ukryta furtka do ich pośpiesznej prywatyzacji – mówi Modzelewski. 

Jednocześnie Modzelewski prowadził akcję gromadzenia wokół siebie podobnie myślących parlamentarzystów. Tak powstała Grupa Obrony Interesów Pracowniczych. Nazywana potocznie GOIP. Jednym z jej filarów szybko stał się Ryszard Bugaj, wpływowy solidarnościowy ekonomista i ważny uczestnik części obrad okrągłego stołu. Po wyborach 4 czerwca przymierzany nawet podobno do posady ministra finansów w ekipie Mazowieckiego. 

Bugaj – jako przewodniczący sejmowej komisji budżetowej – przygotował wówczas uchwałę wyrażającą wiele zastrzeżeń wobec planu Balcerowicza, przestrzegającą przed jego antysocjalnym obliczem. Uchwała miała jednak charakter wyłącznie werbalny. I została przez rząd przyjęta do wiadomości. Bugaj wspomina, że sprzeciw GOIP wobec planu Balcerowicza nie polegał wtedy na frontalnym ataku, bo rząd Mazowieckiego to byli w końcu ich polityczni przyjaciele. Domagali się jedynie, żeby Balcerowicz i jego ekipa respektowali to, na co „Solidarność” zgodziła się przy okrągłym stole, przy którym nie było mowy ani o filozofii terapii szokowej (tę przywiózł do Polski Jeffrey Sachs dopiero latem 1989 r.), ani tym bardziej o tak mocnym uderzeniu w indeksację płac, przedsiębiorstwa państwowe czy zatrudnienie. 

Potem w roku 1990 czy 1991, gdy plan Balcerowicza wszedł w życie, nie mówiliśmy już nawet o tym. Tylko chcieliśmy rozliczyć rząd ze złamania swoich własnych obietnic z grudnia 1989 r. Gdy Leszek Balcerowicz obiecywał, że recesja będzie dużo płytsza, inflacja będzie spadała szybciej, a bezrobocie nie wzrośnie do tak niebotycznych rozmiarów – mówi Bugaj. 

Wojna o pracę 

Oprócz Modzelewskiego, Bugaja i wspomnianego już Małachowskiego trzon GOIP-u tworzyło wiele innych solidarnościowych tuzów. Na przykład nieżyjący już założyciel KOR-u Jan Józef Lipski i działacz „Solidarności” z Huty Warszawa Andrzej Miłkowski (zmarł w 2010 r.). To z tego grona w 1990 r. wyrośnie Solidarność Pracy, a potem Unia Pracy, czyli postsolidarnościowe ugrupowania o otwarcie socjaldemokratycznym profilu. Ale środowisko GOIP-u był początkowo dużo szersze. 

Znalazł się w nim np. Jacek Merkel, gdański działacz „Solidarności” i jeden z najbliższych współpracowników Lecha Wałęsy, potem współzałożyciel KLD i PO oraz (niezbyt spełniony) biznesmen. Albo zmarły niedawno senator Zbigniew Romaszewski, w III RP związany z ROP oraz PiS. Pod deklaracją zakładającą GOIP podpisała się również działaczka Unii Demokratycznej (a potem Unii Wolności i Partii Demokratycznej) Grażyna Staniszewska. Oraz Radosław Gawlik, jeden z najmłodszych posłów do Sejmu kontraktowego i organizator pierwszych manifestacji antyatomowych przeciwko budowie elektrowni atomowej w Żarnowcu. Następnie poseł Unii Wolności, a ostatnio przewodniczący Partii Zielonych. Krytyczną postawę wobec planu Balcerowicza zajęło też kilku działaczy związanych potem ze środowiskiem Radia Maryja, m.in. późniejsza marszałek senatu Alicja Grześkowiak. 

Oczywiście rządowi Mazowieckiego taka irredenta w szeregach własnego zaplecza politycznego bardzo się nie podobała. – Jacek Kuroń i Adam Michnik byli na mnie wściekli – wspomina Modzelewski. Pęknięcie było szczególnie bolesne między Modzelewskim a Kuroniem. Od czasu słynnego listu do partii z 1964 r. obaj panowie wydawali się niemal nierozłączni i jednoznacznie kojarzeni z solidarnościową rewolucją. Ale po 1989 r. ich drogi zaczęły się wyraźnie rozchodzić. Modzelewski zarzucał Kuroniowi, że jest listkiem figowym, który ma osłaniać faktycznie antyspołeczny wymiar terapii szokowej. 

Próbowałem mu wytłumaczyć, że odpowiedzią na społeczny dramat transformacji nie może być tylko filantropia i odruch dobrego serca. Tylko że trzeba budować normalne państwo socjalne i nie osłabiać związków zawodowych – wspomina Modzelewski. 

Jacek Kuroń bardzo przywiązał się też do myśli, że największymi ofiarami transformacji są emeryci. A reszta sobie poradzi. My uważaliśmy taki punkt widzenia za błędny. I wskazywaliśmy, że najbardziej trzeba się bić o godną i dobrze płatną pracę. Bo to ona jest podstawą spokoju społecznego – dodaje Bugaj. 

Duża część środowiska GOIP nie wytrzymała presji i stanęła ostatecznie po stronie rządu Mazowieckiego. 

To był nasz rząd. Skoro więc zdecydowaliśmy się wziąć odpowiedzialność za rządzenie krajem, to trzeba było ten rząd wspierać, a nie podstawiać mu nogę – mówi nam Grażyna Staniszewska. 

W wypowiedziach ludzi ze środowiska GOIP, którzy ostatecznie poparli plan Balcerowicza, słychać jednak coś jeszcze. Coś jakby tęsknotę za silnym liderem. Może nawet gospodarczym dyktatorem. Takim, którego rząd znalazł w osobie upartego i zdeterminowanego Balcerowicza, tego „robota zbłąkanego w świecie słabych ludzi” (określenie publicysty Roberta Krasowskiego).  

Może gdyby ktoś nas lepiej pociągnął? Powiedział nam, co można zrobić inaczej. Ale jakoś żaden antybalcerowicz się wtedy nie objawił – wspomina dziś Radosław Gawlik. 

Grażyna Staniszewska: „Rysiek Bugaj mówił ciągle o trzeciej drodze. Ale ciągle kluczył i nie mówił, co ta droga ma oznaczać. Za nic nie chciał wziąć odpowiedzialności”. 

W ogóle rozmawianie z ludźmi „S” na temat terapii szokowej jest trudne. Bo szybko pojawia się u nich uczucie irytacji. W wielu przypadkach są to zapewne echa dawno przepracowanego konfliktu wewnętrznego. Widać, że kiedyś mieli wątpliwość, czy terapia szokowa jest słuszną drogą i czy da się ją pogodzić ze związkową wrażliwością. Ale w końcu sobie ten konflikt wewnętrzny zracjonalizowali. Znaleźli dziesiątki argumentów za. A te przeciw głęboko zagrzebali. Dlatego pytanie ich o to wiąże się z powrotem pewnego dyskomfortu.  

A co mieliśmy zrobić? Przecież trzeba było działać – mówi Staniszewska lekko podniesionym głosem. – Okrągły stół i rząd Mazowieckiego to było przywrócenie pokoju. Kropka – denerwuje się Jacek Merkel. On – w przeciwieństwie do Staniszewskiej czy Gawlika – przynależności do GOIP w ogóle nie pamięta. Twierdzi, że był już wtedy na etapie, gdy chciał się ze swoją związkową działalnością pożegnać i przejść do normalnej polityki. 

Gdy przyszło więc do głosowań nad dziesięcioma ustawami tworzącymi plan Balcerowicza, tylko niewielu GOIP-owców otwarcie mu się sprzeciwiło. – Głosowałem przeciwko ustawie o przedsiębiorstwach i przeciw popiwkowi. Wstrzymałem się w kwestii zwolnień grupowych – wspomina Modzelewski. Podobnie selektywnie i z dużą porcją charakterystycznego dla niego hamletyzowania głosował Ryszard Bugaj. Ale już np. Jacek Merkel jest dumny z tego, że poparł plan Balcerowicza: 

To ja przedstawiłem Balcerowicza Lechowi Wałęsie i miałem swój udział w tym, że on został w rządzie również po odejściu premiera Mazowieckiego – przypomina Merkel. Twierdzi, że w terapii szokowej widział wtedy jedyną drogę, by „zerwać z gospodarką centralnie planowaną i zdusić inflację”. 

Z kolei Radosław Gawlik przyznaje, że głosował wtedy za planem Balcerowicza trochę siłą rozpędu. Bez głębszego zagłębiania się w tę dość skomplikowaną i stechnicyzowaną materię. Dodaje, że podobnie rozumowało wówczas wielu posłów i senatorów OKP. 

Skok w kapitalizm 

W pewnym sensie trudno im się dziwić. Trzeba bowiem przypomnieć, że plan Balcerowicza był uchwalony w sposób dość ekwilibrystyczny. By nie powiedzieć: sprzeczny z obyczajami demokratycznymi. Przynajmniej tymi, które panują w krajach zachodnich. Pakiet ustaw powstawał w tempie ekspresowym i nie towarzyszyły mu żadne społeczne czy nawet polityczne konsultacje. 

Nie licząc kontaktów z ekspertami Międzynarodowego Funduszu Walutowego z października 1989 r. 

Na dodatek im bliżej było jego przesłania do Sejmu, tym bardziej zaostrzała się jego treść. Kluczowy doradca Mazowieckiego Waldemar Kuczyński wspominał w swoich pamiętnikach, że jeszcze 12 grudnia w dokumentach rządowych indeksacja płac na styczeń wynosiła 0,7–0,8. Następnego dnia wicepremier Balcerowicz obniżył ją do 0,2. 

„Pomyślmy, co ta zmiana przyniosła np. w styczniu 1990 r., gdy ceny wzrosły nie – jak zakładano – o 45, a o 90 proc. W tym samym czasie pensje poszły w górę zaledwie o 24 proc., a nie o 56–64 proc., jak by wynikało z pierwotnych założeń” – analizował potem ekonomista Tadeusz Kowalik. Takie nonszalanckie zaostrzenie planu praktycznie rozsadziło budżet państwa na 1990 r. I zamiast pomagać, prowadziło – zdaniem krytyków – do zaostrzenia recesji. 

Największe wątpliwości budzi jednak parlamentarna ścieżka terapii szokowej. Pakiet ustaw wpłynął do Sejmu 17 grudnia, w atmosferze wielkiego pośpiechu i wszechobecnej argumentacji, że 1 stycznia to ostateczny i nieodwołalny termin jego wejścia w życie. 28 grudnia odbyło się głosowanie. To w sumie 11 dni, z których kilka przypadło na święta Bożego Narodzenia. Gdyby dziś rząd zaproponował w przypadku tak fundamentalnej ustawy podobnie szaleńcze tempo pracy, zostałby zapewne (i słusznie) oskarżony o naginanie standardów demokratycznych. 

Forma prezentacji programu oraz pośpiech przy jego uchwaleniu uniemożliwiły opinii publicznej odczytanie jego istotnej treści, a zwłaszcza skokowego charakteru operacji. Nad jego ostateczną wersją nie było – bo w tych warunkach nie mogło być – rzeczywistej debaty publicznej na miarę historycznej wagi podejmowanych decyzji – oceniał Tadeusz Kowalik. 

W tym sensie przepchnięcie przez Sejm ustaw składających się na plan Balcerowicza należy więc umieścić w jednym szeregu z innymi nie do końca chlubnymi rozdziałami polskiego parlamentaryzmu, takimi jak uchwalona fortelem (gdy na sali nie było opozycji) konstytucja kwietniowa z 1935 r. czy „nocna zmiana” polegająca na pospiesznym odsunięciu od władzy rządu Jana Olszewskiego w 1992 r. Nie mówiąc już o innych fundamentach polskiego skoku w kapitalizm – które III RP otrzymała w spadku po rządzie Mieczysława Rakowskiego, nieposiadającego faktycznej demokratycznej legitymacji. No chyba że ktoś uważa wybory parlamentarne z czasów PRL za demokratyczne. 

Apologeci planu Balcerowicza stwierdzą pewnie, że to bardzo dobrze, bo gdyby dyskusje nad planem przedłużono, to rewolucyjny zapał by się w posłach wypalił. Pytanie tylko, czy tego typu myślenie ma wiele wspólnego z duchem demokracji przedstawicielskiej, którą Polska w wyniku przemian 1989 r. bardzo chciała się stać? I czy nie było trochę tak, jak odnotował potem z goryczą Aleksander Małachowski, że: „Balcerowicz i jego mentor Jeffrey Sachs zwyczajnie nas, posłów bez doświadczenia, oszukali”

Można było inaczej

Krytyka reform z przełomu lat 1989/1990 niezmiennie natrafia na jeden i ten sam argument obrońców polskiej terapii szokowej. 

„A co mieliśmy zrobić? Przecież nie można było inaczej. Czy ktoś pokazał wyraźną alternatywę?”. Do pewnego stopnia zgadzają się z tym wyrzutem sami GOIP-owcy. Choć nie wszyscy. – Nie było naszą rolą opracowanie gotowego kontrplanu. Kto tak uważa, nie rozumie roli opozycji. Opozycja formuje swoje zastrzeżenia i utrąca najbardziej jej zdaniem szkodliwe części rządowych zamierzeń. Swój plan pokazuje jednak dopiero, gdy dochodzi do władzy – irytuje się Karol Modzelewski. To jednak – w przypadku środowiska GOIP – nigdy jednak nie nastąpiło. 

Inny argument apologetów terapii szokowej polega na podkreślaniu, że to była „mokra robota”, którą ktoś musiał wykonać. Dla realizującej plan Balcerowicza ekipy to oczywiście bardzo wygodna narracja. Pozwalająca im maksymalizować zyski w postaci renomy „odważnych, sprawiedliwych i odpowiedzialnych”. I jednocześnie nie przejmować się zanadto skutkami swoich decyzji. Wedle zasady „gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą”. Poza tym „i tak nie było alternatywy”. 

Tylko czy aby na pewno nie było? Oczywiście, że była. Już na poziomie operacyjnym rząd Mazowieckiego mógł bardziej wsłuchać się w obawy społeczeństwa oraz wewnętrznej opozycji (takiej, jak choćby GOIP). Zamiast wierzyć w cudowną moc gospodarczego dyktatora, mógł zaufać parlamentarnym procedurom ucierania się optymalnych rozwiązań. Może wtedy pojawiłyby się rozwiązania skuteczniejsze i bardziej sprawiedliwe. Może udałoby się też uniknąć słynnego „potrójnego przestrzelenia”, na które zwracał potem uwagę Grzegorz Kołodko. Czyli rozminięcia się prognoz ekipy Balcerowicza z rzeczywistością po wprowadzeniu terapii szokowej. I to aż na trzech polach: spadku PKB, tempa hamowania inflacji i wzrostu poziomu bezrobocia. 

Podobnie jest z poszukiwaniem alternatywy na poziomie modeli ekonomicznych. Jeśli ktoś z góry jest przekonany, że jej nie ma, to zapewne jej nie znajdzie. I odwrotnie. Już w 1989 r. istniał np. dość obszerny raport (700 stron) Konsultacyjnej Rady Gospodarczej (organ doradczy rządu) z podróży studyjnej do Szwecji. Raport dość szczegółowo omawiał możliwości wykorzystania przez Polskę tamtejszego modelu kapitalizmu. Na przykład przy prowadzeniu restrukturyzacji nierentowanych gałęzi przemysłu. Szwecja była wówczas świeżo po zreformowaniu swojego sektora stoczniowego, jednak zdołała przeprowadzić to przy zachowaniu spokoju społecznego. Niestety przy konstruowaniu swoich koncepcji restrukturyzacji rząd Mazowieckiego (i kolejne) wolał sięgnąć po konfrontacyjne wzorce z thatcherowskiej Wielkiej Brytanii. I miały do tego prawo. Nie nikt jednak nie mówi, że nie było żadnej alternatywy. 

Kolejny przykład z tego samego raportu to obowiązująca w Szwecji zasada „równej płacy za równą pracę”, niezależnie od kondycji firmy na rynku. Autorzy dostrzegli w niej ciekawy mechanizm automatycznej restrukturyzacji gospodarki, eliminacji słabych firm i pobudzania innowacyjności. Ale w przełomowym 1989 r. w Polsce postawiono na zupełnie inne rozwiązania. 

To samo dotyczy uznania walki z bezrobociem za filar świadomej polityki ekonomicznej rządu. W wielu krajach Europy Zachodniej taki priorytet istnieje. Ale w Polsce okresu transformacji w bezrobociu widziano „zło koniecznie” przestawiania się na „zdrowy zachodni kapitalizm”. A inne modele? Istniało całe podejście popytowe, które krytykowało logikę terapii szokowej na tej samej zasadzie, na jakiej dziś przeciwnicy austerity krytykują politykę zaciskania pasa w Grecji czy Portugalii. Zwolennikami takiego podejścia byli tacy ekonomiści, jak Kazimierz Łaski z Wiedeńskiego Instytutu Międzynarodowych Porównań Gospodarczych. Albo Węgier Janos Kornai publikujący akurat w tamtym czasie książkę „Droga do wolnej gospodarki”. Postulującą stopniowe wychodzenie z gospodarki państwowej w kierunku rynku, przy jednoczesnym podnoszeniu ekonomicznej wydajności tej pierwszej. 

Te głosy i rady nie zostały jednak przez ojców terapii szokowej wysłuchane. A można powiedzieć, że były nawet zwalczane. I tym razem nie sposób jednak zaprzeczyć, że alternatywa była. Po prostu z niej nie skorzystano. 

Apologeci planu Balcerowicza stwierdzą pewnie, że gdyby dyskusje nad planem przedłużono, to rewolucyjny zapał by się w posłach wypalił. Pytanie tylko, czy tego typu myślenie ma wiele wspólnego z duchem demokracji przedstawicielskiej, którą Polska w wyniku przemian 1989 r. bardzo chciała się stać 

źródło: biznes.gazetaprawna.pl   |   Robert Brzoza 

---

Szokujące słowa! Niemiecki pracodawca miał grozić: „Zabiłbym wszystkich Polaków. Nienawidzę ich!” NAGRANIE Z UKRYCIA!

Wreszcie Polacy powinni bojkotować cały germański import do Polski.
Nie kupujcie ich Merców, BMW, AUDI oraz skompromitowanego VW bo to nic szmelc. Dużo lepsza i wyższą wartość prezentują samochody – Japońskie, Szwedzkie, Włoskie, Amerykańskie i Koreańskie z 7-letnią gwarancją.

APELUJĘ,
bo tych szwabów bezczelność i chamstwo sięga zenitu!

Przeczytaj artykuł

Leszek Makowski

---

A P E L 

AKT DZIEJOWEJ SPRAWIEDLIWOŚCI

 

Przez wiele lat „Gazeta Wyborcza” (inaczej: „Trybuna Ludu III RP”) była zasilana, tuczona pieniędzmi publicznymi, pieniędzy podatników, ponieważ rząd PO-PSL regularnie zlecał jej publikowanie reklam, komunikatów itp. tekstów, sowicie opłacanych ze wspólnej, państwowej kasy.

Nowy rząd nie powinien być rządem frajerów - mamy taką nadzieję, powinien natychmiast, pierwszego dnia swego funkcjonowania, skończyć z tym procederem. Oczekujemy, że W IMIĘ DZIEJOWEJ SPRAWIEDLIWOŚCI obecnie ogłoszenia i reklamy rządowe będą zamieszczane w „Gazecie Polskiej Codziennie”. Oczekujemy też wzmocnienia przez rząd portalu www.niezalezna.pl 

Jest oczywiste, że zaangażowanie obu środowisk przyczyniło się walnie do zwycięstwa PiS i koalicji w wyborach prezydenckich i parlamentarnych! 

Jan Wawrzyńczyk

---
logo_Wnetlogo_Trwamlogo_Republika
logo_Bibulalogo_WolneMedialogo_InfoWars
logo_InfoJawaMedialogo_ASCOlogo_NRPL
logo_Blogpresslogo_KKWlogo_Program7
logo_Maxlogo_JZlogo_SM
---

ul. Dymińska 6a/146, 01-519 Warszawa
konto: 50 1020 5558 1111 1115 9930 0019
kontakt: mtodd@mtodd.pl
sklep.mtodd.pl

strona autorska M.Todd - zobacz tutaj

Internetowy Kabaret M.Todd - zobacz tutaj

profil M.Todd na Facebook - zobacz tutaj

kanał filmowy M.Todd na YouTube - zobacz tutaj

archiwum biuletynu - zobacz tutaj

zamów prenumeratę newslettera - kliknij tutaj