Książki dla kucharek 36/2013 (115)

     Dawnymi czasy ktoś nazwał kiepskie romansidło książką dla kucharek. To one umieją czytać? szczerze zdziwiła się babka Krzysztofa Zanussiego. Czasy się zmieniły, ale umiejętność czytania nie przekłada się na wyższy poziom intelektualny. Obserwujemy raczej tendencję odwrotną. To kucharki nadają ton „salonowi”, miewają własne programy telewizyjne i wysoką oglądalność wśród pozostałych kucharek obojga płci.

     A może przemawia przeze mnie zwykła zazdrość? Oglądalność to przecież najlepszy wskaźnik czego ludzie pragną. W takim razie spróbuję od czasu do czasu, w przyszłości udzielać porad kulinarnych. Gdybym mogła zaproponować dietę cud nie wymagającą żadnych wyrzeczeń, to zapewne  poczytność moich książek by wzrosła, ale nie znam takiej.

     Z moich obserwacji wynika jedynie, że ilość i jakość posiłków powinna być proporcjonalna do wysiłku fizycznego. Dawniej, żeby zebrać dzbanek malin, trzeba się było nieźle po lesie pouganiać. Teraz kupujemy kontenerek, zasiadamy przed telewizorem i nie zauważamy nawet kiedy jest pusty, a maliny wcale do tych szczególnie tuczących nie należą. Ale nie przejmujmy się. Obecna moda preferuje szpetotę, więc nadwaga nikogo już razić ani martwić nie powinna.

       

3 komentarze do “Książki dla kucharek 36/2013 (115)”

Skomentuj Sylwester z Lublina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wprowadź rozwiązanie: *