Pierwszy lepszy 28/2014 (159)

     Sztukę zatytułowaną Golgota picnic mógł napisać pierwszy lepszy rodzimy grafoman, niekoniecznie importowany, ale trzeba się było podeprzeć „europejskością”, żeby móc wmawiać Polakom ciemnotę. – To nic nowego. Dla podratowania „dumy narodowej” mamy jednak własną „artystkę”, która na tej samej zasadzie stała się Znalską z Nieznalskiej. Czy zastanawialiście się Państwo co by się z nią stało, gdyby do swojej sławnej instalacji użyła zamiast krzyża gwiazdy dawida? Obawiam się, że nie tylko zostałaby nieznana, ale jakiegoś piątkowego popołudnia mógłby do jej drzwi ktoś zapukać i zmienić ją w kolejną seryjną samobójczynię.

     Wróćmy jednak do teatru. Dawnymi czasy, żeby być w sztuce pierwszym trzeba było być od innych lepszym. Ta prosta zasada przyświecała twórcom nawet za PRL-u. Obecnie obniżanie poziomu sięgnęło już dna i niczego innego prócz powielania głupoty, pornografii i wulgaryzmu zrobić się nie da. Przy okazji kolejnego mojego pisma do Ministerstwa Kultury dostarczyłam dyrektorowi departamentu egzemplarz własnych utworów scenicznych, tak pro forma. Nie spodziewam się jednak żeby komukolwiek chciało się książkę przeczytać, bo niby po co? Pieniędzy na wystawienie nikt przecież nie przyzna i wartość sztuki jest tu absolutnie bez znaczenia. Jak zdążyliśmy się przekonać z podsłuchów „Pod pluskwami” najwyższych urzędników w państwie, liczą się wyłącznie układy i nawet pozory uczciwości nie obowiązują.

Ale kryminał!

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Ale kryminał!

 

Występują: Moher i Leming. 

 

Moher – Fajny kryminał wczoraj czytałam.      

Leming – Momenty były?

Moher – Były, ale łatwo dawały się ominąć.      

Leming – No to co w tej książce fajnego?

Moher – Do końca nie wiadomo było kto zabił.                     

Leming – A to takie ważne?

Moher – W kryminale najważniejsze.            

Leming – Kryminał to nie życie. Mam na myśli prawdziwe życie.

Moher – Właśnie. Jak się ostatnio przekonujemy, nieważne kto zbrodnię popełnił, a kto ją ujawnił.

Leming – Sama widzisz! Rola detektywa jest u nas doceniana nie tylko w literaturze.

Moher – Jakiego detektywa?       

Leming – Nie wiem jak się nazywa, ale na pewno złapie tych przestępców nagrywających skrycie rozmowy najważniejszych osób w państwie.

Moher – A te osoby nie powinny stanąć przed sądem?

Leming – Do czego by to doszło, żeby ministrów sądzić jak pospolitych  przestępców!

Moher – A  jako niepospolitych?

 

KURTYNA

„Wszyscy” – słowo wytrych 27/2014 (158)

     Czy zauważyliście, ile takie jedno słowo może załatwić? Otwiera wyjścia z wielu niewygodnych sytuacji. Na przykład: „wszystkie kobiety są głupie”. Co konkretnie to znaczy? Może tylko tyle, że wypowiadający te słowa ma głupią żonę i zamiast obwiniać siebie o zły wybór, woli obwinić wszystkie kobiety. Takie twierdzenie ma jednak znacznie większą wartość. Wypowiadający je mężczyzna ustawia się niejako z automatu w tej mądrzejszej połowie ludzkości. Maltretowana przez męża czy konkubenta kobieta zamiast się postawić, odejść, poszukać innego, woli przyjąć założenie: „wszyscy mężczyźni są podli”. Jakie to wygodne!

     A co załatwia stwierdzenie: „wszyscy politycy są skorumpowani”? A no tyle, że zamiast fatygować się do urny wyborczej, można wygodnie rozsiąść się na kanapie i pomstować. Do moich ulubionych twierdzeń zaliczam takie: „wszystkiemu winni są Żydzi”. Przyjęcie takiego założenia zwalnia człowieka z jakichkolwiek działań. Bo skoro Żydzi opanowali wszystkie dziedziny życia, to mogę z założonymi rękami siedzieć i czekać, aż ktoś zrobi z nimi porządek. Ponieważ nikt nie wie kto miałby tym kimś być, to mam zagwarantowane gnuśne nieróbstwo do końca dni.

     Przekaz obecnego rządu-nierządu jest wyraźny: „wszyscy kradną”. Panuje wic coś w rodzaju wspólnoty interesów, a Tusk jest gwarantem, że nic się nie zmieni. Otóż zmieni się i to niebawem. Społeczeństwo ma dość złodziei. Drobni złodziejaszkowie nie powinni się jednak specjalnie obawiać, bo zanim rozliczenie do nich dotrze, upłynie sporo czasu. Powiedzcie im, żeby już teraz wystąpią z gangu, to da im szanse nie ponieść żadnej kary. Porządki zacząć trzeba bowiem od góry.

07 zgłoś się

 

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

07 zgłoś się   

 

Występują: Porucznik Borewicz i Prokurator

 

Borewicz – Zgłaszam się.

Prokurator – Podobno rozwiązaliście aferę taśmową.

Borewicz – Zgadza się. Referować?

Prokurator – Jasne.

Borewicz – Wszystko się potwierdziło. Prezes banku zgodził się dodrukować pieniądze na potrzeby rządu, a premier usunąć z rządu umiłowanego ministra, który wolał pożyczać od zagranicznych zaprzyjaźnionych z nim banków na lichwiarski procent, zamiast zwyczajnie dodrukowywać.

Prokurator – To już wszyscy wiemy. Do rzeczy.

Borewicz – Mam wyliczać wszystkie przekręty wszystkich ministrów, czy chce pan tylko te najcięższe zagrożone karą powyżej 10 lat?

Prokurator – Co wy mi tu Borewicz pieprzycie!? Nie jesteście od tuszowania przestępstw, tylko od ich wykrywania!

Borewicz – No, właśnie…  

Prokurator – Jakie właśnie? Wiecie kto stoi za tymi zbrodniczymi nagraniami, czy nie?

Borewicz – Nie mamy oryginalnych nagrań…

Prokurator – Próbujecie mi wmawiać, że to ma jakiekolwiek znaczenie?

Borewicz – Prawdę mówiąc trochę się dziwiłem, że są takie ważne. W sprawie smoleńskiej wystarczały prokuraturze kopie.

Prokurator – Chcecie mi powiedzieć, że uwierzyliście w tę ściemę? Zabezpieczenie taśm miało cel taktyczny. „Dowodów w sprawie” nikt nie miałby prawa publikować. Ale mleko się już rozlało.

Borewicz – Ta scena przemocy w redakcji wypadła blado. Dwóch osiłków nie potrafiło wyrwać laptopa chudzinie?

 Prokurator – Chodziło o uwiarygodnienie „chudziny”, jak go nazwaliście. Musiał być bardziej przekonujący.

Borewicz – Zwarzywszy jego kryminalną przeszłość?

Prokurator – Nie bądźcie tacy dociekliwi. No, więc kto stoi za tymi zbrodniczymi nagraniami?

Borewicz – Rozumiem, że PiS się już przejadł…

Prokurator – Wy mi tu nie filozofujcie. Politycznie, to my już oczywiście mamy sprawców. Dajmy na to jakiś spisek kelnerów, albo sprzątaczek. Premier chciałby wiedzieć jak było naprawdę.

Borewicz – Z całym szacunkiem, ale nie podejrzewam go o ciekawość w jakiejkolwiek dziedzinie.

Prokurator – Tu się akurat z wami zgadzam, nie mniej rozczarowaliście mnie, Borewicz. Lepiej wracajcie do filmu, bo na arenie politycznej żadna z was korzyść.

 

KURTYNA

Honorowi inaczej 26/2014 (157)

Wyobraźmy sobie elegancką restaurację, a w niej wykwintną rozmowę elokwentnych, mądrych ludzi, przy stole zastawionym potrawami niekoniecznie wyszukanymi. Oto naiwne wyobrażenie elit, jakie mogą mieć tylko mohery i inni ciemnogrodzianie. Lewaki, prostaki i pozostałe lemingi widzą oczami wyobraźni stół zastawiony obficie wykwintnymi potrawami, a przy nim wulgarnych prostaków rozmawiających o przekrętach na większą lub mniejszą skalę, czyli „prawdziwe elity” III RP.

     Taka wymowa elit może się kojarzyć raczej w wymową jelit, ale to już pozostawmy „artystom” godnym takiego tematu i odpowiednio dotowanym przez rząd-nierząd.

     W całym tym medialnym spektaklu chodzi jak zwykle o to samo, czyli o odwrócenie uwagi od tego co naprawdę ważne; w tym wypadku, między innymi, o wymowne milczenia Pałacu Namiestnikowskiego. Ustami rzecznika napomknięto jedynie o dobrych manierach nie nagrywania przy jedzeniu. No cóż, sam Hrabia Namiestnik słynie z dobrych manier, więc to nikogo nie zdziwiło, a kiedy wreszcie sam się odezwał, to jak zwykle nie po to, żeby cokolwiek powiedzieć.

     Ludzie prezydenta, to jak wiemy, nikt inny jak dawne WSI dysponujące niewątpliwie nadal odpowiednim sprzętem i zdeklarowaną lojalnością wobec Moskwy. Tak się też dziwnie składa, że jakoś nikt nie nagrał ludzi powiązanych z Pałacem Namiestnikowskim.

     Kto bombę odpalił dowiemy się być może na końcu serialu. Może są to po prostu poniewierani przez ministra policjanci? Pamiętamy, jak lekceważąco się o nich wyrażał po nominacji na to stanowisko.

     Kto zyskał? Na razie niewątpliwie tygodnik. Czy kryminalna przeszłość redaktora naczelnego ma przełożenie wprost na ujawnienie taśm – trudno powiedzieć. Jedyne, co można założyć, to że gdyby bał się świata przestępczego, nie mógłby pełnić tej funkcji.

     Nikt nie pyta oczywiście osób nagranych o żadne szczegóły, bo po co miałby się narażać? Sprawa przycichnie, a dyspozycyjne sługusy nadal będą skołowanemu społeczeństwu wciskały kit. W państwach cywilizowanych premier podaje się do dymisji ze znacznie bardziej błahych powodów, ale tam nie wiedzą co to „prawdziwy honor”. U nas, po okrągłym stole, nie mamy wątpliwości kogo należy mianować „człowiekiem honoru” i jak taki „honor” ma wyglądać.

     Jedyne co możemy w tej sytuacji robić to protestować przeciwko kłamliwej telewizyjnej propagandzie. Komuchy wracajcie do matki Rosji!

       

Zmierzch kuglarza 25/2014 (156)

 

     W odwracaniu kota ogonem Tusk osiągnął mistrzostwo światowe i wątpię żeby mu ktoś w tym dorównał. W czym zatem upatruję zmierzch kuglarza? W Waszej, Drodzy Państwo, postawie obywatelskiej, ale o tym za chwilę. Najpierw zastanówmy się nad ostatnimi wydarzeniami. Na temat najnowszej afery taśmowej wiemy niewiele i są to fragmenty, które niełatwo poukładać w spójną całość, ale spróbujmy.

     W pewnej restauracji, nazwanej przez internautów „Pod pluskwami”, dwaj, jakby się zdawać mogło po słownictwie menele, rozprawiają o polityce. Okazuje się jednak, że są to: z jednej strony przedstawiciel rządu w randze ministra nadzorujący cały aparat wywiadowczy jakim państwo dysponuje, a z drugiej prezes „niezależnego” banku centralnego kraju. Dobijają targu jak wyprowadzić pieniądze z banku, żeby rząd-nierząd utrzymać przy władzy.

     Dlaczego taka ważna rozmowa odbywała się w miejscu publicznym (notabene kilkaset metrów od siedziby Biura Ochrony Rządu), zamiast w zaciszu gabinetów? Przypuszczalnie minister wiedział doskonale, że gabinety są na podsłuchu, a o restauracji jakoś nikt go nie powiadomił. Kto zatem i w jakim celu podsłuchiwał? Możliwości jest wiele, zacznijmy jednak od tej najbardziej prawdopodobniej. Ludzie byłych służb WSI, skupieni obecnie przy pałacu prezydenckim, dysponują zapewne nadal odpowiednim sprzętem, a i zleceniodawca się nie zmienił. Moskwa to dla nich nadal centrala. Tak się też jakoś składa, że zarówno właściciel wspomnianej restauracji, jak i naczelny redakcji ujawniającej przeciek, też mają powiązania z Rosją i to raczej takie, do których niechętnie się przyznają.

     Czego z tej rozmowy dowiedzieliśmy się? A no, że Państwo Polskie już właściwie nie istnieje. Że Rostowski musi odejść i odszedł. Rozmowa miała miejsce zeszłego lata, a tak wychwalanego ministra finansów premier raptem dymisjonuje na jesieni i nikt nie rozumie dlaczego. No to teraz już wiemy. Jest też wzmianka o Smoleńsku i chociaż zdaniem obu panów wicepremier od finansów nie miał nic wspólnego z tą sprawą, ale Tusk owszem. Jak można się domyślać, zasługi tego ostatniego w zamiataniu pod dywan sprawy zamachu i setek pomniejszych afer są tak wielkie, że może sobie na wiele pozwolić. Wszyscy bowiem, z którymi jego rząd-nierząd współpracuje, są jakoś „umoczeni”.

     Pozostaje bardzo istotne pytanie – jaki był cel ujawnienia nagrania? Może jednak premier nie zadowolił kogoś z klientów oczekujących na apanaże? W końcu rozbiór Polski nadal trwa i przy rozdrapywaniu ktoś się mógł skaleczyć, a może Polska nie jest jeszcze uzależniona w 100% od dostaw energii z Rosji? Tu można by wymienić kilka spraw z tym związanych, ale przekraczałoby to rozmiary felietonu. W każdym razie coś udało się wrogom Polski niepostrzeżenie załatwić. Niemcy przeforsowali w Brukseli drastycznie ograniczyć emisję CO2 i w ten sposób praktycznie zlikwidowali polski przemysł węglowy.

     Blamaż prokuratury, ABW i policji w redakcji, której ktoś udostępnił nagrania pokazuje, że nieudolność tego systemu gangsterskiego nawet w tak kluczowej dla siebie sprawie.

    Wróćmy jednak do postulatu wzmiankowanego na początku. Co my, obywatele możemy zrobić tu i teraz? Protestować! Ale nie przed siedzibami rządu, czy sejmu, bo to nic nie da. Protestujmy przed siedzibami zaprzyjaźnionych z władzą telewizji! Telewizja nadal kłamie! Póki będziemy im na to pozwalać, póty nic się nie zmieni. Media są realną i najpotężniejszą władzą.

Kosztowne przejęzyczenie 24/2014 (155)

     Czy przejęzyczenie głowy państwa może mieć daleko idące konsekwencje? To zależy jakiej głowy i jakiego państwa. Jeśli takiej głowy i takiego państwa jak nasze, to bez znaczenia, bo jak pokazało ostatnie orędzie wygłoszone w sejmie, zadziałało ono nasennie, a sen, jak wiadomo, krzepi i tylko tyle. Jeśli nawet były jakieś przejęzyczenia, to nikt ich nie zauważył.

     Zgoła inaczej sprawy się mają, kiedy „przejęzyczył” się prezydent USA. Wówczas cały świat usłyszał z jego ust o „polskich obozach koncentracyjnych”, a to już nie przelewki. Druga wojna światowa wybuchła 75 lat temu, kto by zatem pamiętał jak do niej doszło? Jeśli prezydent najpotężniejszego stale państwa daje do zrozumienia, że Polacy są odpowiedzialni za holokaust, to zapewne wie co mówi.

    Też przychylam się do tej opinii, (tj., że wie co mówi, ale nie mówi tego w dobrej wierze). Powiedział dokładnie to, co miał powiedzieć dla urabiania opinii światowej. W ten sposób dał zielone światło lobbystom Izraela do wystąpienia o odszkodowania do władz polskich, które skwapliwie uchwaliły prawo pozwalające na bezprecedensową grabież. Bogu ducha winni Polacy, mało że najbardziej ucierpieli i najdzielniej odpierali napaść niemiecką, to jeszcze mają za nią płacić!

     Takiej perfidii nie wymyśliłby najbardziej wyrafinowany pisarz. A rząd Donalda Tuska, mieniący się polskim rządem, owszem. I w zamian za co? A no, za poklepania po plecach premiera przez panią kanclerz, bo raczej innych „korzyści” trudno upatrywać.

     Wstańmy wreszcie z klęczek i zacznijmy działać! Inaczej, pewnego dnia, nawet ta przysłowiowa ciepła woda z kranów przestanie płynąć.

Cena prywatności

 

 

Teatrzyk Zielony Śledź

ma zaszczyt przedstawić sztukę pt.

Cena prywatności  

 

Występują: Leming i Moher.

 

Leming – Czy ty rozumiesz o co chodzi z tym immunitetem dla byłego szefa CBA?

Moher – Chodziło o odebranie mu go, żeby mógł stanąć przed sądem.

Leming – Coś słyszałam, mimo utajnienia obrad sejmu. Jest podobno wplątany w jakąś aferę za 3 miliony złotych.

Moher – Nie wplatany, tylko ją wykrył.

Leming – I nie ujawnił? 

Moher – Przeciwnie, ujawnił właśnie, za co stracił stanowisko. Chodziło o willę w Kazimierzu Dolnym…

Leming – Chwila. Mówimy o tej posiadłości należącej do Pierwszej Damy?

Moher – Jeśli koniecznie upierasz się żeby nazywać ją damą…

Leming – No dobrze, to co konkretnie ośmielał się zarzucać tej znakomitej parze?

Moher – Nieujawnione dochody i nielegalne transakcje byłego prezydenta.

Leming – Przecież to był wybitny mąż stanu! Sama o tym czytałam w gazetach.

Moher – I nie przyszło ci do głowy, że gazety kłamią?

Leming – Ty zawsze swoje!

Moher – A dla ciebie nie jest oczywiste, że oszust powinien ponieść zasłużoną karę?

Leming – Każdy powinien. Dlatego pod sąd z tym byłym szefem CBA!

Moher – Ale za co konkretnie?

Leming – Jak to za co? Za zakłócanie prywatności zasłużonym znakomitościom, oczywiście!

 

KURTYNA

Gangsterzy i filantropi 23/2014 (154)

     W czasach totalnego zakłamania film o powyższym tytule przekazywał jakąś cząstkę prawdy o życiu, będąc jednocześnie fikcją literacką. Teraz teoretycznie możemy pleść co nam ślina na język przyniesie, bo prawda jakoś przestała nasze społeczeństwo interesować, a gangsterzy, nawet ci nieudolni, i tak robią swoje.

     Podsumujmy zatem, czego nauczyły nas ostatnie wybory. Mandaty do Parlamentu Europejskiego zostały rozdzielone, tylko według jakiego klucza? Przeanalizujmy pewne fakty. Krajowa Komisja Wyborcza, przeszkolona w Rosji, nie widzi powodu do obaw ani w machlojkach przy zbieranie podpisów poparcia dla komitetów, ani w nieprzestrzeganiu procedur tak jak na Mokotowie, „wyręczaniu” osób zgłaszających się tuż przed zamknięciem lokalu, horrendalnej liczby głosów nieważnych. Do rekordów Guinnessa  należałoby zgłosić wynik jednego z obwodów, gdzie na 500 wydanych do glosowania kart 100% głosów oddano na kandydata, który miał tylko to nieszczęście, że znalazł się w partii, która nie przekroczyła progu wyborczego.

     Pomińmy już nawet fakt, że – zapewne zupełnie przypadkowo – vice szefem firmy posiadającej serwery liczące głosy został, tuż przed wyborami, syn tak zwanego „Profesora” otwarcie ziejącego nienawiścią do PiS-u oraz wielką i odwzajemnioną miłością do Niemiec.

     Czy w świetle tej garstki faktów warto w ogóle jest chodzić na wybory? Warto! Bo im więcej z nas zacznie regularnie głosować, tym bardziej utrudnimy życie oszustom. Na początek dobre i to. Przestańmy być filantropami dla gangsterów.

Bestsellery sponsorowane 22/2014 (153)

     Zdaję sobie sprawę, że tytuł zawiera sprzeczność samą w sobie, bestseller nie potrzebuje bowiem sponsoringu, bo to on napędza kasę. Teoretycznie tak. W praktyce bywa różnie. Jako wydawca, próbowałam zgłębić tajniki rynku książką i jakoś nie miałam szczęścia trafić na uczciwą konkurencję, która dodaje skrzydeł, ale nie zamierzam się użalać, tylko dać pod rozwagę czytelnikom pewien aspekt sprawy.

     Parę lat temu zauważyłam ze zdziwieniem oplakatowane wszystkie przystanki komunikacji miejskiej w Warszawie reklamujące książkę. Jak było w innych miastach nie wiem, ale taka reklama musiała kosztować krocie. Z okładki książki nie spoglądała żadna ślicznotka, przeciwnie – człowiek mający tyle wspólnego z urodą, co z uzurpowanym tytułem.

     Zagadka wyjaśniła się dopiero teraz. Tak zwany „Profesor” otrzymał kasę od rządu niemieckiego na reklamę swojej książki. Nie trudno się domyślić, że nie były to pieniądze dane „na piękne oczy”. Autor, który wyznaje, że w czasie okupacji bardziej bał się Polaków niż Niemców musiał solennie zapracować na tak hojny dar.

     Dawniej, w maju nie opuszczałam targów książki i nie dlatego, że do PKiN-u było mi bliżej niż na stadion, który do najbezpieczniejszych miejsc w stolicy nie należy. Powód był natury zarówno praktycznej – chciałam wiedzieć jak wyglądają najnowsze bestsellery – jak i trochę sentymentalnej, że może kiedyś doczekam zaszczytu wystąpienia jako autorka najpopularniejszej książki…

     Ta sprawa też znalazła swój finał. Metro poinformowało, że na targach będzie podpisywało swoje dzieła aż 700 autorów. Nie wspomniano, czy wśród nich znajdzie się emerytowany oficer KGB, który spłodził dzieło powtarzające kłamstwo katyńskie. Obiecywano też, że nie zabraknie polskich „intelektualistów” z „Profesorem” oczywiście na czele. Czy zatem w takiej ciżbie można być zauważonym? Raczej nie.

     Chyba… Chyba, że wyżej wzmiankowana gazeta opublikuje twoje zdjęcie. Padło na kilku zasłużonych dla GW. Jakie to szczęście, że nie znalazłam się pośród nich! Byłoby naprawdę czego się wstydzić.