Archiwum kategorii: Aktualności

Awangarda absurdu 27/2018 (368)

Wystąpienia agenta o wdzięcznej ksywce Bolek, nudzą już chyba nawet najzagorzalszych zwolenników starego komunistycznego porządku i wiernych hasłu: „żeby wszystko było, tak jak było”. Te miliony, które nie stawiły się pod siedzibą sądu świadczą o tym dobitnie. Ile można wysłuchiwać „autorytetu moralnego III RP” o tym, że ma broń, której użyje, albo nie użyje, pokaże albo nie pokaże, a na pewno nie odda policji. Wszyscy już znamy na pamięć brednie o tym, jak to TW Bolek nie podpisał listy, którą może jednak podpisał, za co brał pieniądze, ale nie donosił, no może donosił, ale nieszkodliwie.
Obecnie najtęższe głowy prawnicze wysilają się, nad odpowiedzią, czy będąc w stanie spoczynku można iść na urlop? Teoretycznie stan spoczynku wyklucza chodzenie, bo można się zmęczyć. Ale niezmordowana prezes w stanie spoczynku nie spocznie, póki zagrożone są interesy nadzwyczajnej ubeckiej kasty.
Brnięcie od kłamstwa do kłamstwa jest zawsze nudne, o czym można się było także przekonać na „przesłuchaniu Polski”, przed gremium Unii Europejskiej. Występuje jakieś dziewczę z zarzutami do polskiego premiera, o rzekome łamanie prawa kobiet. Co można odpowiedzieć, że jej donosiciele są w błędzie? Powoływanie się na oczywistości, to tylko strata czasu.
Nic więc dziwnego, że zapijaczony dygnitarz europejski pokazuje nam kto tu rządzi. Ale czy sterta nonsensów, jakimi zalewa nas Unia Europejska nie ma przypadkiem za zadanie skrywać czegoś, co te oczywiste bzdury mają przykryć? Obawiam się, że jest jeszcze gorzej. Po wyeliminowaniu prawdy i logiki z oficjalnego dyskursu, staniemy się bezradni i bezbronni, niezdolni odróżnić oczywistych absurdów takich chociażby jak wypowiadane przez Nowoczesnych posłów wówczas już nawet cenzura Internetu stanie się zbędna.

Wola i niewola 26/2018 (367)

Są dwa podejścia do finansów – tradycyjny i nowoczesny. Tradycyjny polega na tym, że najpierw się pieniądze zarabia, a później wydaje; nowoczesny – odwrotnie. W praktyce wygląda to tak, że na ten sam samochód człowiek nowoczesny musi pracować znacznie dłużej niż konserwatysta. Bank nie zadowoli się byle jakim procentem. Lichwiarz nie spocznie, póki nie wydusi z kredytobiorcy ostatniej kropli krwi. Z chwilą gdy zaczynasz pracować na spłatę kredytu, twoja wolna wola się kończy. Paradoksalnie, drogimi samochodami jeżdżą i w apartamentach mieszkają (do czasu bankructwa) właśnie niewolnicy.
Przy kolejnej próbie ocenzurowania Internetu jedni uważają, że tu chodzi „tylko” o pieniądze, a inni, że o indoktrynację. Nie należy natomiast zapominać, że w sumie to, to samo. Kto ma pieniądze, ten ma władzę, a kto ma władzę, ten ma pieniądze. Czy zatem, normalny człowiek może znaleźć jakieś wyjście z tego zaczarowanego kręgu?
Może. Należy użyć broni wroga. Panom współczesnych niewolników bardzo zależy na bezgotówkowych obrotach finansowych, bo to daje nieograniczoną kontrolę poddanych. Pójdźmy zatem o krok dalej i działajmy nie tyle „bez gotówkowo”, co wręcz na zasadzie barteru. Takie działania wymagają oczywiście zaufania obu stron. Ale czy nie lepiej zaufać konkretnemu człowiekowi niż bankowi? To jest oczywiście pytanie retoryczne.
Zacznijmy działać na zasadzie wymiany dóbr. Nie mam na myśli jałmużny, ani działalności charytatywnej, tylko współpracę dla osiągania wspólnych celów. Potraktujmy to na razie jako temat do konwersacji.

Sztuka i sztuczki 25/2018 (366)

Każda rewolucja ma to do siebie, że niszczy wszystko, co na drodze, a ta kulturalna nie jest żadnym wyjątkiem. Zawsze chodzi o to samo, czyli wyrównanie do najniższego poziomu. Ale co później? Nie wystarczy glebę zaorać i czekać, co na niej samo wyrośnie. Samoistnie wyrosną tylko chwasty, z którymi mamy obecnie do czynienia. A może to nie rewolucji, a żartowi na przykład, zawdzięczamy współczesne malarstwo? Nurtuje mnie przewrotne podejrzenie, że Picasso po prostu próbował zakpić sobie ze snobów, którzy tego nie zrozumieli i tak narodził się Kubizm.
Wcześniej artyści też, co prawda, nie zawsze, prześcigali się w kunszcie naśladowania natury, ale zniekształcenia, jakich się dopuszczali, miały na celu uwypuklenie takich cech obiektu, które mogłyby zostać niezauważone przez widza. Miało to też wymiar praktyczny. Albumy przyrodnicze preferowały rysunek, nawet już po wynalezieniu fotografii. Uważano bowiem i słusznie, że fotografia nie jest w stanie wydobyć tego, co najbardziej charakterystyczne dla rozpoznania rośliny, czy zwierzęcia.
Za sztukami wizualnymi zeszmacenie podchwycili poeci, zrywając ze starymi kanonami takimi jak: rym, rytm, sens, a zwłaszcza piękno. Obrazu, czy tomiku poezji można nie kupić, ale czy można zrezygnować z teatru? Jak ważny jest on dla człowieka, wystarczy zaobserwować reakcje małego dziecka. Nic nie jest w stanie tak przykuć jego uwagi, jak teatrzyk. Z wiekiem ta fascynacja wcale nie mija. A skoro tak, to może da się wcisnąć każdy „artystyczny” gniot? Prywatne teatry, za państwowe pieniądze, mogą sobie pozwolić na „antysztukę” w najczystszym wydaniu i najgorszym guście.
Zdawać by się mogło zatem, że Teatr Telewizji też powinien podążać tą drogą. Byle nudziarz może przecież z Szekspira zrobić głupka. Takie widowiska powstają nie tyle w oparciu o dobre dramaty, co wbrew nim, jak ostatnio oglądane „Pożegnanie”. Dygat pewnie przewraca się w grobie.
Na szczęście, zdarzają się też chlubne niespodzianki, do których niewątpliwie należy zaliczyć „Listy z Rosji” – spektakl Wawrzyńca Kostrzewskiego na podstawie książki Astolphe’a de Custine’a.
Ot, taka kulturalna ciekawostka!

Hrabiowscy prezydenci 24/2018 (365)

Sztandarowym hasłem poprzedniego rządu, a zarazem obecnej opozycji totalnie targowickiej, było i jest „na chapać się ile wlezie”. Sama forsa, to za mało. Celebrycie należą się zaszczyty, ordery i tytuły. Jeden z byłych prezydentów uważa się za doktora, bo nie odróżnia normalnego doktoratu od „honoris causa”. Inny, kiedy został prezydentem, próbował olśnić ciemny naród tytułem hrabiowskim. Okazało się jednak, że są poważne wątpliwości, co do sposobu pozyskania tego tytułu przez jego ojca. Zawłaszczenie majątku nie koniecznie uprawnia do zawłaszczenia tytułu hrabiowskiego.
Może by zatem podejść do zagadnienia z drugiej strony? Jeśli jest się hrabią, to dlaczego by nie udowodnić, że jest się jednocześnie prawowitym prezydentem Polski? Nie zawracać sobie głowy jakimiś tam wyborami, które bez zaplecza politycznego przegrałoby się z kretesem. W odróżnieniu od uzurpatorów do tytułu hrabiowskiego, prawdziwy hrabia jest o niebo inteligentniejszy, od prezydentów wciśniętych nam przez sowieckich agentów. Szkoda jednak, że kompromituje się jako prezydent samozwaniec.

Władzy czar 23/2018 (364)

Przypomniała mi się taka oto scenka:
Malarz stoi na drabinie, macha pędzlem i peroruje.
– Ja, gdybym był premierem, to… Rząd powinien… itd.
Słucha tego właścicielka mieszkania i po pewnym czasie wtrąca.
– Ja, to bym zaczęła od tamtej ściany bo…
– Szanowna Paniusiu – mówi malarz – na malowaniu trzeba się znać.
– Rozumiem – odpowiada kobieta – a na rządzeniu państwem znać się nie trzeba?
To wydarzenie miało miejsce nie teraz, a w II RP. Czy coś się od tamtych czasów zmieniło? Niektórzy z nas są przekonani, że rządzić każdy umie, a najbardziej ci Nowocześni posłowie oraz (nie)rząd odstawiony właśnie od żłobu.
Darujmy sobie jednak ten żałosny kabaret w wykonaniu Targowicy Totalnej, bo oto ostatnio nawet sam pan prezydent pokazał na co go stać. Proponowane przezeń pytania do referendum kojarzą się z nieporadnością, jaką mógłby się wykazać ktoś, kto jak ten malarz, nigdy wcześniej nie miał do czynienia z prawem, a zwłaszcza rządzeniem. Odnosi się wrażenie, jakby referendalne pytania były pisane w pośpiechu, chaotycznie i nie wiadomo czemu miałyby służyć.
Czy to znaczy, że władzę może sprawować każdy? Przeciwnie, należy darzyć uznaniem i poparciem tych wszystkich, którzy mimo przeciwności potrafili zrobić coś pożytecznego dla naszego społeczeństwa i kraju. „Dobra zmiana” ma pod opozycyjną górkę i pod opozycyjny wiatr, ale nie odpuszcza. Trzymajmy za nią kciuki.

Polowanie na kreta 22/2018 (363)

Nie zapominajmy że, „w naszym nieszczęśliwym kraju”, jak mawia znany publicysta, działają lobbyści wszelkiej maści. Stosunkowo łatwo rozpoznawalne jest stronnictwo pruskie, bo ich połajanki są protekcjonalne, jak przystoi jaśniepaństwu wobec tubylców. Mają też przeważający udział w rynku medialnym, co im ułatwia zadanie, nam natomiast umożliwia, wyłapanie tych właśnie ludzi, którzy głoszą wrogie Polsce opinie. O stronnictwie żydowskim nie wspominam, bo samo się zaorało ostentacyjną wrogością do Polaków. Stronnictwo ruskie mniej jest zauważalne, ponieważ porzuciło zwykłe, prostackie chamstwo, które miało być odczytywane jako „swojskość”, a stało się przez to zbyt charakterystyczne, na rzecz „polskości”, o zabarwieniu, rzecz jasna, „słowiańskim”. Tworzywem spajającym wszystkie te formalnie i nieformalne związki jest wspólna nienawiść do PiS. Z tego nikt z nich zrezygnować nie zamierza, bo to scala targowicę nie tylko parlamentarną.
Wniosek stąd taki, że trzeba być bardzo oszczędnym w krytyce naszego rządu. Wszystko bowiem będzie wykorzystane przeciwko nam, którzy ośmieliliśmy się skorzystać z demokracji i wybrać zjednoczoną prawicę, żeby nami rządziła. Nie wystarczy nie dać się nabierać na „europejskość” palantów lansowanych przez GW, czy TVN. Trzeba jeszcze rozpoznać krecią robotę sowieckich resortowych wnuków, a oni nie ustają w knowaniach i działaniach. Pamiętajmy, że symptomem politycznego kreta jest nienawiść. Nauczmy się wreszcie ich rozróżniać i piętnować, nie bacząc na oskarżenia, jakie będą nas spotykały. Z aktualnej sytuacji można wyciągnąć wniosek, że owe krety i ich krecia robota są pod jakąś szczególną „ekologiczną” ochroną.

Gorszy sort Europejczyka 21/2018 (362)

Biedni czytelnicy GW i widzowie TVN czują się niedowartościowani. Jeżdżą za granicę i tam mówią po polsku, bo żadnych innych języków nie znają, wstydzą się więc ojczyzny, ale nie nieuctwa. Wstydzą się obrazu Polaka jaki udało się stworzyć ich ukochanej gazecie i telewizji. Dzięki bezprecedensowej nagonce na Polskę rozpętaną przez wraże Polsce, polskojęzyczne media, zdaje im się, że są postrzegani przez „prawdziwych Europejczyków”, jako ten gorszy sort. Czują się napiętnowani jako faszyści, ksenofoby i antysemici.
Cóż za dziejowa niesprawiedliwość! Oni zrobiliby przecież wszystko, żeby przywrócić tej zacofanej Polsce ducha Marksa, który znowu krąży nad „postępową” Europą. A tu takie niezrozumienie! Biedna Anna K. taka była dumna z męża skaczącego po fotelu w japońskim parlamencie, czy plotącym coś o bigosie na forum ONZ, a teraz musi się wstydzić. Lokajskie jaśniepaństwo nie wie, że jak się smrodu narobiło, to nie można się dziwić, że ludzie się odwracają.
Wstydu natomiast nie czują tak zwani „polscy” deputowani, którzy głosowali w parlamencie europejskim za zmianami uderzającymi w polskie interesy. Może słusznie, bo oni przecież wykonywali tylko rozkazy płynące z Berlina. Dlaczego mieliby się tłumaczyć przed rządem w Warszawie? No dobrze, niech to będzie taka niby pomyłka.

Czapka na złodzieju 20/2018 (361)

Tak zwana „prywatyzacja nieruchomości” wykazała niezbicie, że kiedy złodzieje dochodzą do władzy, robią wszystko, żeby zatrzeć ślady między uczciwymi i nieuczciwymi. W ten sposób czapki przestają na nich goreć. Jakby tego było mało, próbują odwrócić role. Można bowiem karać tych, co kradną, albo tych, co kraść przeszkadzają. Za rządów PO-PSL, to człowiek nieuwikłany w żadne przekręty powinien był się bać. Pochylano się natomiast z troską nad każdym oskarżonym, z wyjątkiem oczywiście tych, którzy rzeczywiście byli niewinni. Dla fałszywie oskarżanych władza była surowa. Obecnie najwyraźniej to się zmienia. Normalność z trudem, próbuje się jednak co raz śmielej przebijać.
Ale czy miękkość wobec szantażystów wszelkiej maści, rodzimych, albo zagranicznych jest wskazana? Trudno stosować jedno lekarstwo na wszelkie dolegliwości. Cierpliwość wobec niepełnosprawnych chyba się opłaciła.
Czy jednak da się przeczekać unijne szykany? Postkomuna jest jak potwór zastawiający sidła na przyszłą ofiarę. To właśnie w roli ofiary Polska jest obsadzana i grilowana od czasu, gdy ośmieliła się wybrać w demokratycznych wyborach swoich przedstawicieli, bez uzgodnienia z Berlinem.
Możemy się jedynie pocieszać, że unijni biurokraci naprzykrzają się wszystkim mieszkańcom euro-kołchozu lawiną głupich przepisów prawnych. Przy totalnej inwigilacji z jednej strony, stosuje się super tajemnicę odnośnie do danych osobowych, którymi ma prawo posługiwać się zwykły obywatel. To na nim właśnie ma czapka goreć nieustannie, bo a nuż robi coś nielegalnego, na przykład nie będzie umiał wytłumaczyć skąd wziął adresy e-mailowe swoich korespondentów?

Sponsorowanie lichwiarzy 19/2018 (360)

Wydaje się jakby „dobra zmiana” utknęła w miejscu. Są dziedziny, w których trudno ją zauważyć. Seniorom proponuje się darmowe leki zamiast kompetentnych lekarzy, niemowlętom szczepionki o niezbadanym działaniu. Dla równowagi emocjonalnej wciska nam się mnóstwo seriali opowiadających, jakich to mamy genialnych lekarzy. Pacjent odnosi zatem wrażenie, że może tylko on jakoś źle trafił.
Z nauką historii jest akurat odwrotnie. Skoro już ją w szkołach przywrócono, to dla równowagi serial telewizyjny powinien utrzymywać widza w przekonaniu, że Polacy zawsze byli jacyś tacy nudni i przygłupi. A najlepiej, żeby zakłamanej historii Polak uczył się z Muzeum Polin, które jest utrzymywane za pieniądze, i to nie małe, polskiego podatnika. Może nie stać nas na edukację lekarzy z prawdziwego zdarzenia, ale na renowacje żydowskich cmentarzy, o które sami żydzi nie dbają, wydajemy lekką ręką 100 milionów zł.
Ale co tam jakiś głupi 100 milionów! Niebawem oddamy miliardy i to nie złotówek, a dolarów – praktycznie wszystko co mamy i jeszcze zadłużymy się spłacając żydowskie roszczenia, zapewne „konieczne, uzasadnione i sprawiedliwe”. Zostały one bowiem na razie wyliczone akurat na tyle, ile wynoszą nasze rządowe rezerwy trzymane w amerykańskich bankach. Ot, taki nieoczekiwany zbieg okoliczności! Historia lubi się powtarzać, raz już zapłaciliśmy złotem z rezerw państwowych Anglikom za przywilej bronienia ich przed Hitlerem.
Wyszliśmy na tym tak, jak może wyjść człowiek honoru w starciu z lichwiarzem. Obecne głębokie ukłony naszych przywódców w jedną stronę, powodują wystawianie się na kopniaki z drugiej. Uniżoność zawsze odnosi ten sam skutek. Trudno nie skorzystać z okazji do wymierzenia salonowego, albo dyplomatycznego kopniaka, gdy podstawia się do tego sam wypięty tyłek.
A może jest to ostatni moment, żeby przypomnieć sobie o honorze i polskiej racji stanu, póki nie jest za późno?

Głębokie przekonanie 18/2018 (359)

Już przed wojną mawiano nieco złośliwie, że nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera. Po wojnie było już tylko gorzej, bo wystarczył dwutygodniowy kurs, żeby zostać prokuratorem, albo sędzią skazującym żołnierzy niezłomnych na śmierć.
Z czasem trzeba było jednak naukę przywrócić do łask. Nadzwyczajna kasta towarzyszy potrzebowała przecież lekarzy, inżynierów, a nawet artyści byli potrzebni, jeśli niezbyt mocno dokazywali. Dla potomków towarzyszy radzieckich uczelnie stały otworem, a różne dyplomy czekały tylko na wręczenie. Pozostali zwykli kandydaci na przyszłych magistrów, musieli się jednak wykazywać nabytą wiedzą, albo talentem.
Teraz artystą jest każdy, komu się tak zadaje, a gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, to zawsze można przedstawić dyplom i nawet nie trzeba go kupować na przysłowiowym Bazarze Różyckiego. Uczelnie prześcigają się najpierw w pozyskiwaniu studentów, a potem w zaspakajaniu ich potrzeb.
Ale właściwie dlaczego tylko artyści mają być uprzywilejowani? A jak ktoś czuje się lekarzem, sędzią, politykiem? W niektórych wypadkach wymagane są jeszcze dyplomy, chodzi więc o to, żeby były one dostępne, dla „elyt” i są, oczywiście. Nikt przecież nie bada rankingowo poziomu uczelni dyplom wystawiającej.
Najlepiej jednak być politykiem. Od niego nie wymaga się niczego, nawet zdecydowanych poglądów, które „wytrawny” polityk zmienia zależnie od koniunktury. Według gender, płeć to też sprawa poglądów, nie biologii, a więc można ją zmieniać w zależności od kaprysu chwili i wewnętrznego głębokiego przekonania.
Czy zatem warto jeszcze cokolwiek studiować? Tak, ale jedynie na politechnice. Inżynierem się jest, albo nie jest i basta. Mostów, domów, maszyn nie zaprojektują ludzie, którym się jedynie zdaje, że są inżynierami. Może dlatego właśnie o nich mówi się najmniej, bo o co może go dziennikarz zapytać? Jak czuł się projektując maszynę? To już lepiej zapytać piłkarza, co czuł kopiąc piłkę…