Ad. Ludzie i kobiety 11/2019 (454)
Szanowna Pani Małgorzato
Zwykle, słowa zdradzają intencje, tych, którzy je wypowiadają (lub używają w piśmie) – zwłaszcza gdy czynią to nieświadomie. Dzieje się tak zarówno w przypadku polityków lub innych osób publicznych, jak i tzw. zwykłych ludzi. Ci ostatni, zapatrzeni w tych pierwszych, przyswajają bezkrytycznie określone sformułowania i niemal odruchowo je używają. Dobrym przykładem takiego odruchu jest posługiwanie się określeniem „ten kraj” zamiast „nasz kraj” w kontekście opisu lub ustosunkowania się do rozgrywających się w Polsce zdarzeń. Nie spotkałam się nigdy, podkreślam nigdy, by politycy z opozycji tzw. totalnej (nie wiem dlaczego to określenie do nich przylgnęło, bowiem krytyka rządzących w ich wykonaniu, ogranicza się jedynie do gorszenia się sejmowym gestem pani Joanny Lichockiej. Natomiast, ważne wydarzenia ustawodawcze budzące uzasadniony społeczny niepokój, zupełnie ich nie martwią i nie motywują do sprzeciwu) tudzież, sprzyjający im komentatorzy polityczni i dziennikarze, użyli choć raz określeń „nasz kraj”, „w naszym kraju” itp. Zawsze jest to „ten kraj” użyty w różnych przypadkach. Tym samym odruchowo manifestują swój stosunek do Polski i Polaków. Taki niby drobiazg, a jak wiele o nich mówi. I czy nie jest prawdą, że to nieświadome odruchy dobrze charakteryzują ludzi, a nie ich świadome ruchy?
Serdecznie Panią pozdrawiam – Ewa Działa-Szczepańczyk