Ad. Kto tu rządzi? 50/2018 (391)
Szanowna Pani Małgorzato
Rzeczywiście, twierdzenie, że alternatywą dla Zjednoczonej Prawicy są Narodowcy spotyka się często z zarzutem, że ci ostatni są prorosyjscy. Czy ten zarzut jest uprawniony? Myślę, że tak, ale tylko w odniesieniu do niektórych i to nielicznych sympatyków tego ruchu – tych, którzy nie znają jego programu i nie zdają sobie sprawy na czym polega idea narodowa. Natomiast jeżeli chodzi o twórców i działaczy tego ruchu oraz świadomą część jego sympatyków ten zarzut jest w zupełności chybiony. Najwyraźniej przykleianie Narodowcom etykiety rusofilów jest zabiegiem zmierzającym, by im odebrać wiarygodność, a w następstwie zniechęcić do ich idei polskie społeczeństwo. Bardziej ciekawym zagadnieniem jest analiza przyczyn ciągłego forsowania tego zarzutu wobec Narodowców przez niektórych polskich polityków i polskie media. Wydaje się, że to:
- po pierwsze, próba narzucenia polskiemu społeczeństwu myślenia schematycznego opartego na zasadzie – jeżeli jakaś formacja polityczna broni interesu polskiego przed „imperializmem zachodnim” to oznacza, że sprzyja ona „imperializmowi rosyjskiemu”.
- po drugie, wykorzystywanie słabości tego ruchu. Dzisiejsi Narodowcy to stosunkowo młody ruch i stażem działania i wiekiem jego członków i sympatyków. Wprawdzie w 2014 r., po ogłoszeniu powstania partii Ruch Narodowy formacja ta zwiera swoje szeregi, jednak to w dalszym ciągu ruch raczkujący. Brak wiedzy jej członków na temat jak skutecznie działać w lokalnych społecznościach na rzecz propagowania idei narodowej – czyli brak fachowej kadry i zapewne brak finansów – to jedne z powodów szczątkowego poparcia dla Ruchu Narodowego w społeczeństwie polskim.
- po trzecie, kreowanie słabości tego ruchu. Notoryczne „odcinanie” się od Narodowców albo wręcz zwalczanie tego ruchu przez wszystkie liczące się w naszym kraju formacje polityczne to już tradycja. Lewizna odcina się od Narodowców z definicji – to oczywiste – trudno by takie Wandy Wasilewskie-bis promowały patriotyzm i kochały polskość. Szczególnie kuriozalnie zarzut rusofilstwa Narodowców brzmi w ustach liberałów. Czynić komuś wyrzut, że jest prorosyjski, w sytuacji kiedy jeszcze niedawno elity decyzyjne PO składały Rosjanom hołdy wiernopoddańcze (zwłaszcza po tragedii w Smoleńsku) – to doprawdy zabawne. Natomiast, tzw. prawa strona sceny politycznej zwyczajnie boi się konkurencji i utraty własnego elektoratu na rzecz Narodowców oraz obawia się posądzenia przez europejskie (i nie tylko europejskie) elity decyzyjne o sprzyjanie „faszystom”. Być może, jest ona jednak zainteresowana w utrzymaniu formacji narodowej na polskiej scenie politycznej, ale wyłącznie słabej. Dlaczego? By pokazać Wielkim Decydentom – wywierającym ciągłą presję na Polskę, że nie jest prawicową ekstremą, a są nią Narodowcy. To taka forma politycznej kalkulacji na zasadzie: na prawo od nas są jeszcze „gorsi” – ich się obawiajcie, „bo jak oni nastaną to dopiero będziecie mieć z Polską problem”. Ale prawdopodobnie jest zupełnie inaczej – obecna ekipa rządowa ze względu na własny interes i pod presją „strategicznych partnerów” najchętniej by Narodowców zdelegalizowała, a społeczeństwu sprzedała bajeczkę o ich działaniu na rzecz Rosji (i temu mają służyć te ciągle rozsiewane opinie o ich rzekomym rusofilstwie). „Czai” się jednak, „w tym temacie”, bo nie wie jak Polacy by na taką decyzję zareagowali. Nawiasem mówiąc – polscy Narodowcy mają mocno pod górkę. Zważywszy jednak, że przyroda, w tym również życie społeczne, nie znosi próżni, a zbyt mocno zaciągnięta wajcha lubi odstrzelić w drugą stronę ze zdwojoną siłą – Narodowcy mogą być formacją przyszłościową w naszym kraju – jednak pod warunkiem, że nie pozwolą się spacyfikować.
Serdecznie Panią pozdrawiam – Ewa Działa-Szczepańczyk